Artykuły

Teatralny kosmos

XV Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi ocenia Michał Lenarciński na swoim blogu.

Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych jaki był w tym roku? Z zapowiedzi - znakomity. Z wykonania - jak większość polskich festiwali teatralnych: prezentacją potencjału polskiej reżyserii: od Jarockiego, po Zadarę. Zresztą spektakle prezentowane przez obu tych twórców dzieliła przepaść wprost proporcjonalna do różnicy wieku. Osiemdziesięcioletni Jerzy Jarocki dał na wskroś nowoczesny "Kosmos" Gombrowicza, a trzydziestoletni Michał Zadara pretensjonalne, puste i staromodne przedstawienie "Wizyty starszej pani" Duerrenmatta. Mentalnie przedstawienie tak zdziecinniałe, jakby to sam Zadara był tą starszą panią. Ale, co ja mówię - Klara Zachanassian to kobieta wyzwolona i światowa, podczas gdy Michał Zadara to papierowy tygrys i rewolucjonista na skalę zaścianka.

Nie wystarczy poszatkować tekst, kazać aktorom wypinać gołe tyłki w stronę przejeżdżających pociągów, czytać rolę Klary z egzemplarza i bohaterką czynić tekturę wyciętą na kształt ludzkiej postaci. Trzeba jeszcze myśleć twórczo i logicznie, umieć ustawiać sytuacje (jedno ustawienie jak na prawie czterogodzinny spektakl to mało), budować relacje między postaciami. Pokazać na scenie, że bohaterom się nudzi nudząc publiczność to w XXI wieku nie jest sztuka, tylko nieporadność.

Ale czy festiwal nie powinien w związku z tym zapraszać realizacji Zadary? Moim zdaniem absolutnie powinien. Pamiętajmy, że nie wszyscy mają czas, siłę, pieniądze wreszcie, by jeździć po kraju i oglądać prace polskich twórców. I właśnie ten festiwal (jedyny w naszym mieście przegląd dokonań polskiej sceny profesjonalnej) daje możliwość zapoznania się z tym, co nowego proponują inni. Dzięki festiwalowi wiemy, że Michał Zadara, utytułowany Paszportem "Polityki" bardziej kombinuje niż reżyseruje. Dzięki festiwalowi widzimy, że Mistrz Jarocki jest w doskonałej formie (bardzo ciekaw jestem jego "Tanga", które przygotowuje w stołecznym "Narodowym"), dzięki festiwalowi oglądamy w Łodzi od kilku miesięcy niegrane w Warszawie "Anioły w Ameryce" Krzysztofa Warlikowskiego - przedstawienie kultowe, które widzowie uznali za najlepszy spektakl przeglądu. Mnie akurat ten spektakl nie ujął, ale cieszę się, że go obejrzałem, bo pozwala mi w jeszcze innym świetle spoglądać na twórczość Warlikowskiego, którego kunsztem się zachwycam. Może "Anioły" nie przekonały mnie, bo po doskonałym "Krumie" wyobrażałem sobie, że będzie jeszcze mądrzej i piękniej, i szlachetniej?

Tegoroczna edycja Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych sprowadziła do Łodzi porywające i wspaniałe przedstawienie Jana Klaty (mam satysfakcję, że zgodnie z moimi przewidywaniami, a właściwie pewnością, Klata otrzymał podczas Interpretacji 2009 Laur Konrada) - "Sprawę Dantona" [na zdjęciu). Z przeciętnego tekstu reżyser wykroił spektakularną inscenizację: błyskotliwą, cyniczną, chwilami groteskową, a przecież głęboko mądrą i świadczącą o wrażliwości artysty.

Festiwal wreszcie pokazał uroczą "krotochwilę" Piotra Cieplaka - "Utwór sentymentalny na czterech aktorów". To pełna humoru, dystansu i elegancji zabawa teatrem w teatr, w białych rękawiczkach opowiedziana anegdotka o banale i urokach codzienności.

Idąc słuszną drogą zaufania, festiwal zaprosił Iwonę Kempę - ubiegłoroczną zdobywczynię Lauru Konrada. Pokazano "Rozmowy poufne" Bergmana. Nie wiem kogo obwiniać za wpadkę polegająca na niedostosowaniu przestrzeni do inscenizacji. Faktem jest, że większość widzów (byłem w tym gronie) widziała połowę (tę od góry) i słyszała połowę (głośniejsze kwestie). A, że ta połowa, która do mnie dotarła, podobała mi się połowicznie, żałowałem, że zamiast krakowskiego Teatru im. Słowackiego (tam Kempa reżyserowała to przedstawienie) nie pokazano w Łodzi uroczego toruńskiego "Pakujemy manatki", które Kempie przeniosło konradowskie laury.

Festiwal pokazał także dwa spektakle, których nie oglądałem: "Marata Sade" Piotra Tomaszuka i rumuńską "Spowiedź w Tanacu" Andrei Serban. Pokazał też "Plażę" w reż. Rudolfa Zioło i nad tym wyborem spuszczam zasłonę miłosierdzia, choć na widowni nacierpiałem się niemiłosiernie. Nie wiem po co było pokazywać istną plażę intelektualną tekstu, plażę inwencji reżyserskiej, wreszcie plażę starań aktorskich. Żeby to jeszcze była plaża juracka, albo sopocka. Niestety, "Plaża" Zioły była ledwie wólkopodobna.

Jeden błąd, dwa nie najwyższych lotów przedstawienia (ale za to w twórców: ważnych - Kempa i modnych - Zadara) i kilka solidnych propozycji to bilans godny dobrego festiwalu. Warto przy okazji zwrócić uwagę na ewolucję imprezy: zaczynało się od "sztuk przyjemnych" czyli komedii, później dodano sztuki nieprzyjemne, czyli rzeczy poważniejsze i zupełnie poważne, w tym roku Ewa Pilawska (dyrektor festiwalu i łódzkiego "Powszechnego", który organizuje festiwal) zaproponowała wyłącznie teksty z komedią (poza interesującą "Plotką" gospodarzy) nie mające nic wspólnego. W sumie - jak rozejrzeć się dookoła - śmiać się nie ma z czego. Mnie tegoroczny festiwal się podobał.

Gdybym to ja rozdawał nagrody, a nie publiczność, werdykt byłby następujący:

Najlepszy spektakl - "Sprawa Dantona"

Najlepszy aktor - Marcin Hycnar (w "Kosmosie") i Marcin Czarnik ("Sprawa Dantona").

Najlepsza aktorka - Anna Seniuk (w "Kosmosie")

"Błysk" to nazwa pierwszy raz w tym roku przyznanej nagrody dziennikarzy. Daliśmy ją Magdalenie Popławskiej za postawę wobec sztuki. Aktorka przyjechała na jeden dzień do Łodzi wprost spod koła podbiegunowego i po przedstawieniu tam wróciła (kręci film). Sprawa była nieoczekiwana, bo Popławska jechała zastąpić chorą Maję Ostaszewską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji