Artykuły

Sztukę mamy w genach

- Ciocia zapisywała w nich swoje odczucia, komentowała zdarzenia z teatru, pisała o swoich fascynacjach innymi ludźmi i o tych, którzy ją zawiedli. Te zapiski nie mają charakteru dzienników, nie są ścisłą dokumentacją rzeczywistości, oddają za to w pełni charakter autorki - o Elżbiecie Barszczewskiej mówi jej kuzyn Igor Strojecki w rozmowie z Karoliną Kowalską z Polski Metropolii Warszawskiej.

O rodzie Barszczewskich - aktorów, podróżników i pisarzy - z Igorem Strojeckim, genealogiem i ich potomkem, rozmawia Karolina Kowalska.

Kiedy zaczął Pan interesować się liistorią swojej rodziny?

- Mama mówiła, że wychodziła za zwykłego Strojeckiego, a przed ślubem wiedziała tylko, że jest spokrewniony ze słynną aktorką Elżbietą Barszczewską. Potem dowiadywała się o kolejnych znamienitycli krewnych. Ja o korzenie pytałem jako nastolatek. Drzewo genealogiczne zacząłem rysować od sławnej cioci i z czasem przybywało na nim coraz ciekawszych gałęzi. Szukałem osobistych relacji o przodkach, bo w nich upatrywałem prawdy o ludziach i ich czasach.

Kiedy Barszczewscy przybyli do Warszawy?

- Mój pradziadek Adolf Strojecki i Antonina z Barszczewskich wzięli ślub w bazylice św. Krzyża w 1881 r. Barszczewscy pojawili się w stolicy pokolenie wcześniej, w połowie XIX wieku. Matka Antoniny, Zuzanna z Sumińskich, urodziła się już w Warszawie, w 1831 r. Historię samych Barszczewskich udało mi się odtworzyć do połowy XVIII w. Pochodzili z miejscowości Jemieliste pod Suwałkami. Natomiast rodowód prababki Niedźwieckiej, szwagierki Antoniny, żony słynnego podróżnika Leona Barszczewskiego, odtworzyłem aż do roku 1480, po jej matce z domu Szuldner.

Barszczewscy byli niezwykle twórczy. Wśród Pana krewnych i powinowatycli jest nie tylko Elżbieta Barszczewska, ale też Maria Dąbrowska, Konstanty Ildefons Gałczyński...

- Ale też Aleksander Błok, poeta symbolista, kompozytor Henryk Wieniawski, pisarz Jan Dobraczyński oraz aktorka Wanda Barszczewska, która przestrzegała przed tym zawodem młodą Elżunię, jak w rodzinie nazywaliśmy Elżbietę Barszczewską. Ale kiedy Elżunia dostała się do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej na Okólniku, ciotka Wanda udzielała jej w swoim mieszkaniu na Hożej lekcji dykcji i gry aktorskiej.

Elżbieta Barszczewska jest dla Pana postacią szczególną. Mówi Pan o niej jako o początku i końcu.

- O początku, bo od niej zaczęła się moja genealogiczna pasja, a o końcu, bo była ostatnią przedstawicielką rodu Barszczewskich. Miała wprawdzie syna, Juliusza, ale on po ojcu Marianie nazywał się Wyrzykowski. Mój szczególny stosunek do cioci wynika również z tego, że znałem ją osobiście jako dziecko, a już jako dorosły poznałem ją dzięki jej pamiętnikom. Ciocia zapisywała w nich swoje odczucia, komentowała zdarzenia z teatru, pisała o swoich fascynacjach innymi ludźmi i o tych, którzy ją zawiedli. Te zapiski nie mają charakteru dzienników, nie są ścisłą dokumentacją rzeczywistości, oddają za to w pełni charakter autorki.

Takie pamiętniki to prawdziwy skarb. Nie myślał Pan o tym, by je wydać?

- Oczywiście, że tak. Na razie jednak nie znajduję wydawcy. Dziwi mnie to, bo Elżbieta Barszczewska to przecież żywa legenda polskiego aktorstwa, obok Mieczysławy Ćwiklińskiej i Jadwigi Smosarskiej najbardziej rozpoznawana aktorka międzywojnia. Zagrała wprawdzie tylko w 12 filmach, a po wojnie nie stanęła już przed kamerą, ale do dziś uważana jest za najpiękniejszą aktorkę tamtego czasu. Podczas wojny ciocia Elżunia zawiesiła działalność artystyczną. Razem z przyszłym mężem Marianem i koleżankami założyła kawiarnię.

U Aktorek, gdzie była kelnerką. Po wojnie grywała już tylko w teatrze, bo uważała, że kamera za bardzo zbliża i pokazuje upływ czasu. A trzeba wiedzieć, że ciocia była bardzo naturalna. W przeciwieństwie do wielu artystek współczesnych nie uznawała wyzywającego makijażu. Do końca życia zachwycała urodą.

Na scenie Pana ciotka nie zawsze dostawała główne role. W Teatrze Polskim, gdzie grała, gwiazdą była Nina Andrycz.

- W zapiskach cioci Elżuni są fragmenty o tym, że główna rola znów przeszła jej koło nosa, że tamtą rolę zagrałaby w inny sposób. Prywatnie ciocia była osobą niezwykle ciepłą, rodzinną. Może dlatego, że wychowała się w rodzinie niepełnej. Nie jest to tajemnicą - bo historię tę opisała już w "Dziennikach" Maria Dąbrowska - że mama Elżuni, Maria Szumska, i jej ojciec Witold Barszczewski nie byli małżeństwem. Witold Barszczewski żonaty był z bezdzietną Albiną, gdy poznał Marię i zakochał się w niej bez pamięci. Kiedy okazało się, że urodzi im się dziecko, chciał nawet rozwieść się z żoną. Ale Maria, emancypantka, oświadczyła, że sama wychowa potomka i nie zamierza rozbijać małżeństwa Witolda. Elżunia do końca życia przyznawała się do najdalszych krewnych, utrzymywała z nimi serdeczne kontakty, dbała o więzi. Rekompensowała sobie brak dużej rodziny.

Barszczewscy byli wielodzietni, a wielkie znaczenie miała dla nich cyfra osiem.

Ósemka miała być nawet w herbie, o którym w rodzinie krążą legendy, ale którego nie udało mi się odnaleźć. W herbie była podobno strzała grotem do góry, skrzyżowana z szablą, a w rozwarciu strzały miała być właśnie ósemka. Herb i tytuł szlachecki jeden z Barszczewskich miał dostać w nagrodę za zwycięstwo w bitwie, w której zginęło jego siedmiu braci. Ale coś w tej legendzie jest, bo wszyscy Barszczewscy mieli po ośmioro dzieci.

Jednym z ośmiorga rodzeństwa był Pana pradziadek Leon Barszczewski, słynny podróżnik.

- Leon wywodził się z lej gałęzi Barszczewskich, która z Suwalszczyzny emigrowała na Ukrainę. Urodził się jednak w Warszawie, podczas odwiedzin jego rodziców u krewnycli w Polsce. Starsi bracia Leona zaginęli w powstaniu styczniowym - jeden w Twierdzy Schliessenburskiej pod Petersburgiem, trzej przepadli bez wieści po zsyłce na Sybir. Rodzice Leona zmarli młodo, a najmłodszym rodzeństwem zajęła się zamężna już siostra. W ramach represji po powstaniu styczniowym chłopców wcielano do szkół kadetów. W ten sposób Leon został carskim żołnierzem. Rosja rozszerzała wówczas ekspansję w kierunku centralnej Azji i ogłoszono nabór ochotników. W 1876 roku pradziadek wyjechał do Samarkandy, gdzie spędził 20 lat. Służył w oddziale topograficznym. Odkrył wiele białych plam na mapie Azji. Po nim odziedziczyłem kolekcję unikalnych zdjęć z XIX-wiecznej Azji. Nie ma drugiej takiej kolekcji fotograficznej po polskim podróżniku.

Słynna była także córka Leona Barszczewskiego Jadwiga Barszczewska-Michałowska, pedagog i dyrektorka szkół w Siedlcach i Warszawie. Tu nie sposób nie powiedzieć, w jaki sposób Leon Barszczewski i jego rodzina trafili do Siedlec. Po 20 latach pobytu w Samarkandzie kazano mu przejść na prawosławie. Ponieważ odmówił, został "zesłany" do Siedlec. Tam założył handlową szkołę dla

dziewcząt i zachęcił swą córkę, by zrobiła kursy pedagogiczne. Wydałem na jej temat książkę "Jadwiga Barszczewska-Michałowska - bojowniczka o Nową Szkołę Polską".

Po odzyskaniu niepodległości Jadwiga przekazała siedlecką szkołę Skarbowi Państwa. Dziś to słynne Liceum św. Królowej Jadwigi w Siedlcach.

Po wojnie polsko-bolszewickiej Jadwiga Barszczewska-Michałowska dostała nominację na dyrektorkę Gimnazjum im. M. Konopnickiej w Warszawie. A w 1929 r. awansowała do ministerstwa i pracowała jako kurator, wizytator szkolny. Jadwiga była świetnym pedagogiem, wprowadzała nowe metody nauczania, jako poliglotka uczestniczyła w międzynarodowych konferencjach, zwoziła do kraju nowinki techniczne.

Kolejnym Pańskim słynnym przodkiem jest Julian Ochorowicz, pierwowzór szalonego inżyniera Ochockiego z "Lalki".

- Julian Ochorowicz był nie tylko naukowcem, uważanym za pierwszego wynalazcę przekazu telewizyjnego, czyli twórcę teorii przekazywania obrazu telewizyjnego na odległość. Był też psychologiem, badał hipnozę, interesował się ezoteryką. Wyprzedzał swoją epokę. Opowieść o nim to temat na książkę. Dwa lata temu, w 20. rocznicę śmierci cioci Elżuni, przygotowałem wystawę "Dwie Biografie - J. Ochorowicz i E. Barszczewska", wystawianą w Muzeum Historycznym Miasta Stołecznego Warszawy.

Wiedzę na temat swojej rodziny propaguje Pan również, rozdając kalendarzyki z wizerunkiem przodków.

- Kalendarzyki i pudełka od zapałek ze zdjęciem Leona Barszczewskiego i rodziny wydałem własnym sumptem. - To inwestycja w historię rodziny. Popularyzuję wiedzę o przodkach poprzez prelekcje w domach kultury, galeriach i muzeach. Odziedziczyłem bardzo cenne pamiątki, również z historycznego punktu widzenia. Traktuję to nie tylko jako moje prywatne dziedzictwo, ale też dziedzictwo kultury polskiej. Wystawa "XIX-wieczna Azja Środkowa w obiektywie Leona Barszczewskiego" eksponowana była już 17 razy, w tym cztery razy w samej Warszawie. A za rok, w setną rocznicę śmierci Leona Barszczewskiego, wystawimy ją ponownie w Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji