Artykuły

Odwieczne intrygi

"Lukrecja Borgia" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Reżyser Maciej Prus zrobił spektakl prosty i surowy. Dyrektor Tadeusz Kozłowski zaangażował młodych śpiewaków, dodał fascynującą Joannę Woś w roli tytułowej bohaterki i tak "Lukrecja Borgia" Donizettiego - z lekka zwietrzała klasyka operowa - w Teatrze Wielkim w Łodzi przemieniła się w nowoczesną opowieść.

Akcja "Lukrecji Borgii" rozgrywa się w XVI w. w Wenecji oraz Ferrarze i nawiązuje do autentycznych wydarzeń. W Łodzi nie ma jednak renesansowych wnętrz i kostiumów, zgodnie z obowiązującą dziś w świecie tendencją opera została uwspółcześniona. Spektakl operuje trzema zaledwie kolorami i bardzo prostym pomysłem scenograficznym. Scenę zamieniono w wielkie pudło, a we wszystkich jego ścianach ukryto liczne okna, drzwi i tajemne przejścia, co oddaje atmosferę dzieła Donizettiego, w którym nieustanne szpiegowanie i intrygowanie odgrywa zasadniczą rolę. Krytykom, twierdzącym, iż XIX-wieczna opera wypacza historyczne realia, Maciej Prus wytrącił w ten sposób z rąk argumenty. On opowiada o tym, że intrygi towarzyszą nam od wieków, a ta ciemna strona ludzkiego charakteru dziś ujawnia się z równą mocą, co w czasach Borgiów. Przekonuje, że nowoczesny teatr operowy można zrobić bez inscenizacyjnych fajerwerków, niemal ascetycznie. To powrót do opery w dobrym stylu reżysera, który w przeszłości nieraz udowodnił, że czuje muzykę. Gdyby tylko dyrygent Tadeusz Kozłowski w niektórych momentach ożywił nieco tempo, przedstawienie zyskałoby na emocjonalnej temperaturze.

Wbrew pozorom trzeba mieć uważne ucho, by z chwytliwych, melodyjnych arii czy duetów Donizettiego wydobyć zapisaną w nich tragedię. I choć tytułowa bohaterka niewiele ma wspólnego z prawdziwą Lukrecją Borgią, w dziejach opery możemy znaleźć niewiele tak intrygująco nakreślonych portretów kobiet. Jest zła i zepsuta, ale zdolna do wielkiej miłości. Sceniczne wzloty i spadki popularności skomponowanej w 1833 r. "Lukrecji Borgii" związane są zatem z nazwiskami wielkich śpiewaczek, które chciały wcielić się w tę postać.

Łódzki teatr ma w zespole artystkę, dla której warto było wystawić tę operę, a teraz warto ją poznać. Nawet jeśli Joanna Woś wokalnie nie zawsze utrzymuje ten sam poziom, w jej śpiewie są momenty prawdziwie fascynujące. A przy tym z prostych gestów czy ułożenia sylwetki buduje postać, posiadła umiejętność najistotniejszą w sztuce belcanta: potrafi oddać charakter swej bohaterki samym śpiewem, w każdej niemal nucie odnajdując coś ważnego. W jej interpretacji nawet końcowa aria, dopisana przez kompozytora na życzenie pierwszej Lukrecji z mediolańskiej prapremiery w 1833 r., nie jest jedynie wokalnym popisem, lecz dopełnieniem tragicznego losu bohaterki.

Pojawienie się niewystawianej od ponad pół wieku w Polsce "Lukrecji Borgii" jest ważne nie tylko ze względu na tę kreację. W Teatrze Wielkim w Łodzi nastąpiła z tej okazji pokoleniowa zmiana gwiazdy. I choć nikt nie dorównał Joannie Woś, zamiast starych i często zmęczonych wokalnie rutyniarzy, od lat mających monopol na udział w premierach, przyjemniej słucha się pełnego młodzieńczego zapału Rafała Pikały, nawet jeśli rola księcia Ferrary Don Alfonsa jest dla niego za trudna. Albo ładnego głosu Bernadetty Wiktorii Grabias (Orsini), mimo że przydałyby się tu wnikliwsze studia nad interpretacyjnymi tajnikami belcanta. Najbardziej dojrzale zaprezentował się Dariusz Pietrzykowski jako Gennaro, ukochany Lukrecji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji