Artykuły

Piękny dowód łódzkich ambicji

"Adriana Lecouvreur" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Teresa Grabowska w Trybunie.

WSTRZĄS, jaki przeżył w ubiegłym sezonie Teatr Wielki w Łodzi - nie artystycznej lecz kryminalnej natury (zakończony uwięzieniem poprzedniego dyrektora pod zarzutem finansowych nadużyć) - nie stal się na szczęście początkiem upadku tej placówki, a co za tym idzie życia operowego w tym mieście. Stało się nawet odwrotnie. Otrząsnąwszy się po całej aferze łódzki Teatr Wielki święci oto w niebanalny sposób jubileusz 50-lecia stałej sceny operowej w swoim mieście (pozyskawszy nawet dla tych obchodów patronat premiera Rzeczypospolitej), wystawiając dzieło nieznane dotychczas zupełnie polskiej publiczności, a z wielu powodów warte poznania: "Adrianę Lecouweur" Francesca Ciléi. Ten wysoko ceniony w swoim czasie twórca z epoki włoskiego operowego weryzmu (od słowa "vero" czyli "prawdziwy", gdyż przedstawicielom tego nurtu chodziło o ukazywanie na scenie życiowej prawdy i dramatów zwykłych ludzi) nie zyskał może tak rozległej i długotrwałej sławy, jak jego znakomici koledzy Leoncavallo, Mascagni, a zwłaszcza Puccini, ale piękne arie z jego oper po dziś dzień nie utraciły popularności. Spośród tych oper "Adriana Lecouvreur" powinna być szczególnie bliska polskim widzom - choćby dlatego, że rolę tytułowej bohaterki (autentycznej zresztą wielkiej francuskiej aktorki z początków XVIII wieku) w sztuce E. Scribe'a, na której opiera się opera Cilei, kreowała kiedyś, w niezrównany sposób na scenach świata, wspaniała artystka - Helena Modrzejewską a jej poprzedniczkami były min. Sarah Bernhard i Eleonora Duse. Również i w operze, której treść sporo ma wspólnego z autentycznymi losami tytułowej bohaterki (także inne osoby z jej otoczenia mają swe pierwowzory w historycznej rzeczywistości), postać tę kreowały najznakomitsze śpiewaczki, jak Renata Tebaldi czy Montserrat Caballe, a partię jej ukochanego Maurizia podczas premiery w mediolańskim Teatro Lirico śpiewał -bagatela! - sam Enrico Caruso.

Można więc sobie wyobrazić, jakiej klasy wykonawców wymaga to dzieło. Z tym większą zatem satysfakcją można stwierdzić, że zespół łódzkiego Teatru Wielkiego wyszedł zwycięsko z tej trudnej próby, zwłaszcza, że -jak oświadczył artystyczny szef teatru i zarazem znakomity dyrygent przedstawienia Tadeusz Kozłowski - przeciętna wieku śpiewaków oscylowała tu wokół 30 lat. W oglądanym przeze mnie spektaklu (już nie premierowym) partię nieszczęśliwej Adriany pięknie śpiewała, mająca już na swym koncie liczne sukcesy, Anna Cymmerman, która jest z pewnością dużą nadzieją młodej polskiej wokalistyki. Bardzo dobrą jej partnerką, w roli złowrogiej księżnej de Boulon, okazała się, debiutująca dopiero na scenie Teatru Wielkiego, Bernadetta Grabias, a obiecujący młody tenor Tomasz Jedz dzielnie zmagał się z trudnościami partii Maurycego Saskiego (nb. naturalnego syna polskiego króla Augusta II). Jako zazdrosny książę de Bouillon znakomicie wypadł niezawodny Piotr Nowacki, a zakochanego bez wzajemności w Adrianie inspicjenta Comedie Francaise z powodzeniem kreował Przemysław Rezner.

Tomasz Konina, reżyser i autor scenografa, zręcznie poprowadził pełną intryg akcję, stawiając na bardzo kameralny, ale i dramatyczny charakter wielu scen. Natomiast świetny, pełen rozmachu obraz przyjęcia w pałacu książęcym doskonale pomógł rozwiązać autor projekcji filmowych (pełniących tu w ogóle dużą rolę w naturalnym "uwspółcześnianiu" opery) Marian Tarczyński.

Sukces przedstawienia wydaje się być gwarantowany, a warto już oznajmić, że do tego rarytasu na polskich scenach ambitny Teatr Wielki w Łodzi już wkrótce planuje dodać nowy: premierę "Lukrecji Borgii" Doniziettiego, dzieła od dziesiątków lat nieobecnego w repertuarach naszych teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji