Artykuły

Szekspir po polsku

Kiedy w listopadzie oglądaliśmy ,,Sen nocy letniej" zagrany przez Anglików w inscenizacji Petera Brooka, musieliśmy przyznać, że to brzmi jakoś inaczej, mniej dostojnie, a bardziej wartko, niżbyśmy mogli sobie wyobrazić na podstawie polskich klasycznych przekładów. Z tym bardziej zaostrzoną uwagą wsłuchiwaliśmy się w nowe polskie tłumaczenia, a właśnie mieliśmy do tego trzy nowe okazje, gdyż obok "Jak wam się podoba" w Teatrze Polskim i "Makbeta" w "Teatrze Narodowym,'' zobaczyliśmy "Wszystko co się dobrze kończy" pokazane w ramach tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych przez Teatr Stary z Krakowa, zaś każdy z tych zespołów grał w nowym tłumaczeniu i każdy innego tłumacza.

Przekład Czesława Miłosza "Jak wam się podoba" w zasadzie nie obala utartego kanonu polskich tłumaczeń, tyle że jest dokonany językiem XX, a nie XIX stulecia i przez poetę mocniejszego niż Paszkowski, Koźmian lub Ulrych, co szczególnie odczuwa się w piosenkach.

Inny znakomity tłumacz, Maciej Słomczyński, we "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" osiągnął bardzo pomocną teatrowi rzecz, mianowicie pełne skontrastowanie tekstów prozą, wierszem i piosenkowych. Pozwolił sobie nawet na pewną chropawość foniczną prozy, co daje pozór niedbalstwa czy pośpiechu. Za to na tym tle szlachetnie brzmi wiersz dobrze dopracowany. Zalety tego przekładu, narzucającego urozmaicenie w interpretacji aktorskiej, wykorzystał w pełni reżyser Konrad Swiniarski. Służebna mu była scenografia Kazimierza Wiśniaka, to zamykająca szczelnie pudło sceniczne ozdobną sztukaterią, to znów odsłaniająca perspektywy na szeroki świat: pola, góry, zamki, morze. Dodajmy znakomite kreacje aktorskie, a wśród nich Wojciecha Pszoniaka w roli łajdackiego samochwały i Anny Polony w roli kobiety niezrażonej niczym w miłości, osiągającej wreszcie zwycięstwo, niestety dwuznaczne.

Najśmielej wśród nowych tłumaczy Szekspira przeciwstawia się tradycji przekładowej Jerzy Sito. Jeśli jednak dotychczasowe jego prace robiły wrażenie raczej poszukiwań, to przy okazji "Makbeta" wystawionego, w Teatrze Narodowym można już mówić o punkcie dojścia.

Nie do pogardzenia były dotychczasowe wysiłki Jerzego Sito do uelastycznienia wiersza, który w naszych przekładach zbyt się monumentalizował. Jednak jego starania prowadziły w pewnym stopniu do zatarcia granicy między prozą a wierszem, które to zróżnicowanie jest istotne dla ekspresji teatralnej. Teraz nareszcie doszedł do wyrazistości wiersza, nie bojąc się nawet rymów męskich, którym potwierdza prawo do życia na scenie. Tekst odzyskuje bliską oryginałowi wartkość. Mogłoby to przedstawienie w reżyserii Adama Hanuszkiewicza i tchnącej grozą scenografii Mariana Kołodzieja konkurować z inscenizacją Swinarskiego, gdyby nie nastąpił wyraźny "przestrzał" w grze.

Przypiąwszy gdzie się da łatki wszystkim trzem przedstawieniom, uznajemy je, niezależnie od większego ("Wszystko dobre, co się dobrze kończy") czy mniejszego ("Jak wam się podoba) sukcesu, za posunięcia zmierzające do przełamania rutyny w naszych interpretacjach Szekspira, przy czym artystów może wspomagać lub ich pętać w takim samym stopniu przekład jak reżyseria. Dobry tłumacz teatralny jest już w pewnym stopniu inscenizatorem, zaś dobry inscenizator - tłumaczem na... nasz zakres odczuwania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji