Artykuły

Klasyka Polska. Trylogia

Tabletka demitologizacji podana przez twórców spektaklu musiała zostać obleczona parodią i śmiechem, ponieważ łatwiej było ją przełknąć - o trzecim spektaklu konkursowym pisze Monika Leonowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Czterema autobusami widzowie z Opola udali się w kolejnym już dniu festiwalu klasyki polskiej do Teatru Starego w Krakowie na przedstawienie wywołujące skrajne reakcje. Po zachowawczym drugim spektaklu konkursowym - "Pannach z Wilka" w reżyserii Tomasza Koniny, propozycji opolskiego teatru, "Trylogia" Jana Klaty zdecydowaną większość publiczności zaskoczyła, rozbawiła i przekonała. Nie był to śmiech pusty, ale "śmiech, który może być nauką".

Połączenie dwóch nazwisk: Sienkiewicza i Klaty może wydawać się połączeniem ryzykownym, bo o ile pisarz jest naszym czołowym narodowym mitomanem, o tyle Jana Klatę można określić mianem narodowego rewizora mitów, który sprawnie zrobił z "Homerem drugiej kategorii" to, co chciał. Nobliście marzyło się, aby spektakl na podstawie "Trylogii" był "błyskotliwy i bezlitosny, () przeszywający widzów niczym przenikliwe spojrzenie Matki Boskiej". Dokładnie tak można określić krakowskie przedstawienie Jana Klaty.

Reżyser otworzył walizkę z narodowymi mitami i za pomocą znanych już sobie środków zaprezentował reinterpretację sienkiewiczowskiego dzieła o polskich, nieulęknionych rycerzach. To nic, że polscy herosi chodzą po scenie w starych kapciach, powyciąganych dresach i porwanych spodniach (kostiumy autorstwa Mirka Kaczmarka tylko w detalach nawiązujące do historii). To nic, że Hajduczek (Anna Dymna) w niczym nie przypomniana powieściowej Baśki. Bohaterowie na scenie, tak jak u Sienkiewicza ciągle są wierni władcy, szlachetni i prawi, wielbią damę swego serca, ale kiedy trzeba, wyruszają na wojny i pewną śmierć, ku chwale ojczyzny oczywiście. Postaci Klaty są jednak mieszkańcami szpitala założonego prewencyjnie w barokowym kościele, którego centralnym punktem jest ołtarz z jasnogórskim obrazem.

Najbardziej interesująca wydaje się być część pierwsza sztuki - "Ogniem i mieczem" - ponieważ zapoznajemy się z konwencją przyjętą przez reżysera Jana Klatę i dramaturga Sebastiana Majewskiego. W kolejnych odsłonach: "Potopie" i "Panu Wołodyjowskim" wszystko jest już konsekwentnie przeprowadzone w tej samej poetyce: aktorzy wskakują na szpitalne łóżka i galopują w takt głośnej, współczesnej muzyki, wdają się w kabaretowe i przerysowane sceny miłosne, odgrywają symboliczne sceny pojedynków i walk, odwołujących się do różnych punktów naszej narodowej historii. Publiczność jednak nie ustrzegła się konsternacji w trzech punktach: gdy zagrzmiała "Bogurodzica", w czasie kiedy jako Matka Boska z obrazu ukazuje się i przemawia twarz aktorki oraz podczas pieśni "Boże, coś Polskę" Pytanie o zasadność sięgania po takie środki wyrazu pojawia się bardzo szybko. Bardzo szybko pojawia się też odpowiedź: prawdziwy rozrachunek z mitami może odbyć się tylko bez żadnych kompromisów. Trzeba więc wykazać się dużym dystansem do wszystkiego, co dzieje się na scenie - jest to element konieczny w psychoterapii świadomości zbiorowej, którą funduje nam Jan Klata.

Ponad czterogodzinna, bardzo wyrównana praca zespołu aktorskiego oraz jego zaangażowanie zostało nie tylko dostrzeżone przez odbiorców, ale także nagrodzone siłą długich braw. Onufry Zagłoba (znakomity i niezastąpiony Juliusz Chrząstowski) zaskarbił sobie publikę od samego początku. Postać Zagłoby, pominięta w recenzjach, zasługuje na odnotowanie, Chrząstowski bowiem stworzył kreację - można śmiało powiedzieć - lepszą od filmowych.

Aplauz udowodnił, że jesteśmy za demitologizacją narodowych mitów nawet w tak ostrej, parodystycznej formule. A może nie "nawet", tylko "zwłaszcza" w takiej formule. Tabletka demitologizacji podana przez twórców spektaklu musiała zostać obleczona parodią i śmiechem, ponieważ łatwiej było ją przełknąć. Działa ona dopiero później (w czasie drogi powrotnej wywoływała liczne dyskusje - być może opolskim widzom zabrakło pospektaklowej rozmowy z twórcami?). Okazuje się, że Sienkiewicz dopóty będzie ciągle młody, dopóki będziemy do niego wracać czy to w formie wersji light (Hoffman), czy hard (Klata). Widać: klasyka ciągle żywa!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji