Artykuły

Blady sad

"Jeżeli się Pan wybiera do Moskwy dopiero pod koniec karnawału, to bardzo dobrze. Sądzę, że dopiero wtedy nasi aktorzy oprzytomnieją i będą grali Wiśniowy sad nie tak chaotycznie i blado, jak teraz" - pisał Antoni Czechow w liście do Fiodora Batiuszkowa po prapremierze utworu, w styczniu 1904 r. Z identycznymi odczuciami wychodziłem z premiery najnowszej wersji sztuki w Teatrze Narodowym.

Reżyser Maciej Prus rozplanował tę - jak chciał autor - komedię w gigantycznej przestrzeni, poprzedzielanej przeszklonymi przepierzeniami. Biel szklanych tafli przywodziła jednak na myśl raczej sterylne wnętrza szpitalnych laboratoriów, niż np. przytulny dziecinny pokoik, o którym Łubów Raniewska prawiła z takim zachwytem po powrocie z pięcioletniej paryskiej eskapady. Nadmiernie przeestetyzowane otoczenie, w którym kwitnący wiśniowy sad zaznaczony został śladowo - jedną wniesioną gałązką - emanowało jednak dziwnym chłodem i obcością. Wszelako ekspozycja, mimo sporych skrótów tekstu, śmiało posuwała akcję naprzód.

Centralną postacią "Wiśniowego sadu" Maciej Prus, zgodnie z zamysłem autora, uczynił Łopachina. Jego radykalne próby ratowania zadłużonego, wystawionego na licytację rodzinnego majątku Raniewskiej, beznadziejnie rozmijały się z arystokratyczno-inteligenckimi przyzwyczajeniami i gustem właścicieli, zaskakująco obojętnych na wyzwania czasów, w których przyszło im żyć. Rozumiejąc racje Łopachina i pokładając ufność w szczerość jego intencji, nie potrafimy przejść obojętnie nad smutnym losem skazanych na zagładę pięknoduchów, uporczywie postępujących w myśl niepraktycznych zasad i idei.

Absolutna niemożność porozumienia się czechowowskich bohaterów musiała udzielić się ich wykonawcom. Obsada, której Prusowi może pozazdrościć 99 procent reżyserów w Polsce, w żaden sposób nie umiała utrzymać przedstawienia na poziomie godnym wielkiej narodowej sceny. Także z powodu, o którym zżymam się pisać. Otóż jedna trzecia dialogów w ogóle nie docierała - konsultowałem sprawę! - do widzów. Nawet Artur Żmijewski (Łopachin), najswobodniej operujący głosem, stawał się niesłyszalny, gdy przyszło mu podawać tekst bokiem do publiczności, np. w tak ustawionej "oświadczynowej" scenie z Warią.

Wziąwszy poprawkę na tę okoliczność, z nadzieją witałem ekspresję Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej (Raniewska), po ludzku zdeterminowanej między matczyną miłością a źle ulokowanym uczuciem do człowieka, który ją boleśnie zranił - w scenie z Mariuszem Bonaszewskim (student Trofimow). Takich okazji nie było jednak wiele, pominąwszy każde wejście Andrzeja Blumenfelda, którego żywiołowość nadała pobocznej postaci Simeonowa-Piszczyka rangę dalece nad potrzeby.

Na plus przedstawienia zapisuję także postać Gajewa, w której Jan Englert znów sprawdził się w roli odważnie zrywającej jego związki z wizerunkiem wiecznie zwycięskiego mężczyzny.

Te jasne strony przedstawienia nie uczyniły go jednak, niestety jasnym.

Antoni Czechow "Wiśniowy sad", przekład Jerzy Jarocki, reżyseria i scenografia Maciej Prus, scenografia Borys Kudlicka, kostiumy Zofia de Ines, muzyka Jacek Ostaszewski, premiera 12 września 2000 r. Teatr Narodowy, Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji