Artykuły

Wyrąbane

Czego tu zabrakło? Pewnie tej podskórnej siatki napięć ukrytej w arcydziełach Czechowa pod słowami; misternej, niedopowiadanej pajęczyny nadziei i niespełnień. Nie musi być od razu sentymentalna albo czułostkowa - widywaliśmy Czechowowskie światy zimne jak lód - ale jest niezbędna, ponieważ to w niej kryje się sceniczne napięcie, to ona skupia uwagę. "Wiśniowy sad" w Narodowym sprawia wrażenie, jakby nie dokonano na próbach elementarnej analizy stosunków między postaciami, nie podłożono motywacji pod poszczególne sytuacje i kwestie, nie określono zadań. I oto po zalanej mlecznomatowym światłem scenerii Borisa Kudlićki krąży kilkanaście osób usilnie i bezskutecznie poszukując sensu swojej obecności na scenie. Ich słowa mijają się, brzmią fałszywie, jakby każdy tu jedynie coś odgrywał - nic jednak z tego usztucznienia nie wynika, rudymentarne cechy postaci rysowane są za to z obezwładniającą dosłownością. Żeby pokazać zinfantylnienie, Raniewska (Teresa Budzisz-Krzyżanowska) i Gajew (Jan Englert) siadają na podłodze i bawią się dziecinnymi zabawkami; żeby podkreślić "klasową wyższość", Gajew nie podaje ręki Łopachinowi. Znakiem chamstwa Jaszy (Arkadiusz Janiczek) jest obejmowanie chlebodawczyni ramieniem w poufałym geście, a Łopachin (Artur Żmijewski), miast zachłysnąć się pół-szczęściem, pół-strachem po kupnie "najpiękniejszego na świecie majątku", drze się na gości niczym zupak na manewrach. Wszystko, co u Czechowa ma wagę piórkową, tu jest wyrąbane jak pnie wiśniowych drzew za oknem. Przykro patrzeć na narodowych aktorów tak rozpaczliwie bezradnych. Przykro, że tak dojrzały reżyser jak Maciej Prus wciąż nie może złapać formy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji