Artykuły

Koniec wieku

Po niezbyt dobrze przyjętej przez krytykę inscenizacji szekspirowskiego "Króla Lira" w Teatrze Narodowym przed dwoma laty, Maciej Prus wrócił na tę scenę z udanym "Wiśniowym sadem" Antoniego Czechowa.

Maciej Prus jest bardzo powściągliwy w interpretacji dramatu Czechowa - to pierwsze i dominujące wrażenie, obecne do końca "Wiśniowego sadu" wystawianego na scenie Narodowego. Pomijając charakterystyczną, nieco futurystyczną scenografię Borysa Kudlicki, inscenizacja ta, niejako z założenia, minimalizuje ingerencję reżysera. Unika drastycznych zmian tekstu, nie próbuje na siłę przystosować go do naszych czasów. Mimo tej artystycznej "oszczędności", najpopularniejszy dramat Czechowa, napisany przed prawie stu laty, jak gdyby na przekór zamierzeniom reżysera, okazuje się bardzo współczesny.

U Czechowa fabularna historia - niezależnie, czy jest to opowieść o przegranym życiu Iwana Wojnickiego, tytułowego bohatera "Wujaszka Wani", bezpowrotnie utraconych nadziejach Maszy, Olgi i Iriny z "Trzech sióstr", czy o zniszczeniu jakiejś legendy jak w przypadku "Wiśniowego sadu" - jest pretekstem do pokazania zachowań ludzkich niezależnych od czasu, historycznego dziedzictwa, sytuacji politycznej czy gospodarczej kraju, w jakim cała rzecz się rozgrywa. Bohaterowie Czechowa to idealiści nie umiejący swoich ideałów zastosować w praktyce, dobrzy ludzie, którzy pomagając innym nie potrafią sami poradzić sobie z własnymi problemami; nieszczęśnicy trwoniący życie na bezczynności... Z takimi ludźmi spotykamy się na co dzień, nie tylko na scenie. Czechow obnaża ich słabości, ale robi to z życzliwością, ze współczuciem. I niezależnie od deklaracji dramatopisarza, który lubił podkreślać, że "Wiśniowy sad" to komedia - więcej w tej historii niespełnienia, oczekiwań, zaprzepaszczonych szans i straconych złudzeń niż nieskrępowanej radości. Tak, jak podczas prapremiery dramatu przed prawie stu laty w moskiewskim Teatrze Artystycznym Konstantego Stanisławskiego, tak w warszawskim Narodowym, "Wiśniowy sad" skłania raczej do zadumy i refleksji niż do śmiechu. I ten klimat bardzo dobrze koresponduje z dzisiejszym czasem, niepokojami końca wieku.

Największą wartością przedstawienia Macieja Prusa są aktorzy: Teresa Budzisz-Krzyżanowska jako zrujnowana ziemianka Raniewska, Jan Englert w roli jej brata - Gajewa, świetny Artur Żmijewski (Jermołaj Łopachin) i Arkadiusz Janiczek w roli cwanego lokaja Jaszy, który jako jedyny wychodzi z tragicznej historii zwycięsko. On jeden bowiem, kosztem nieszczęścia Raniewskiej, spełnia swoje marzenia - wyjeżdża do upragnionego Paryża. Na uwagę zasługuje wreszcie Zdzisław Tobiasz jako stary lokaj Firs, ostatni przedstawiciel dawnego świata. Kiedy w finałowej scenie Firs odnajduje się w opuszczonym przez wszystkich domu Raniewskiej, w kosmicznej scenerii ostrego, jasnego światła, drżącym, prawie rozdzierającym głosem mówiąc "zostałem sam", czuje się koniec. I nie chodzi tu tylko o finał przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji