Artykuły

Miejsce pracy - kuchnia

Zanim Arnold Wesker stworzył "Kuchnię", kuchnia z pewnością stworzyła jakąś część Arnolda Weskera i to do tego stopnia, że cały świat nazwał kuchnią. Można nie wierzyć temu określeniu, można je nawet zupełnie odrzucić jako nieprzydatne uogólnienie ukute na użytek jednej tylko sztuki, ale nie sposób nie dać wiary materii dramatu. Ideologia "Kuchni" - świata, który jak powiada Irlandczyk Kevin nie jest miejscem dla człowieka, która innego bohatera - Petera, doprowadza w finale do gestu luddysty, niszczącego warsztat pracy (czyli: zniszczyć świat?) jest o tyle płyciutka co wręcz anarchiczna.

Kuchnia jest równocześnie miejscem (z braku innych) marzeń. Hans marzy o pieniądzach, Paul (porte parole Weskera) o przyjacielu, Kevin o wygodnym łóżku, co w sumie trudno uznać za realia innej planety, a tym bardziej nieba. Czy wobec tego, jak wcześniej radzi Peter to miejsce pracy należy polubić? Wesker nie proponuje żadnych sensownych rozwiązań w tej mierze.

Z tego punktu widzenia "Kuchnia" jako autorskie przesłanie byłaby dziełem wątłym, nie zasługującym na uwagę ludzi myślących i kojarzących. Ponieważ jednak równocześnie Wesker napisał rzecz ludzką i dynamiczną, ponieważ uczynił kuchnię areną dramatycznych spięć i konfliktów między ciężko pracującymi ludźmi - obserwuje się ją, a może i przeżywa, z niesłabnącym zainteresowaniem.

"Kuchnię" wystawia Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie. Wyreżyserował ją Abdellah Drissi, ale cały spektakl stworzył dwudziestoośmioosobowy zespół autorski (łącznie z adeptami). W tym sensie można mówić o dziele kolektywnym, co już samo przez się stanowi komplement. Niewątpliwie korzystny udział w kształcie i przebiegu przedstawienia mają nadto załogi zakładów gastronomicznych i Zakładów Mięsnych, u których aktorzy terminowali. Ponieważ rzecz dzieje się na scenie teatru a nie w lokalu jakiejś tam kategorii, skutki terminowania są korzystne.

Nie piszę recenzji, relacjonuję wrażenia. A te są po prostu dobre. Z kilku zasadniczych powodów. Po pierwsze - ze względu na trafną, przemyślną obsadę. Po drugie - ze względu na uszanowanie równowartości wielu układów międzyludzkich i pojedynczych postaw bohaterów sztuki Weskera oraz na przejrzystość i sprawnie realizowaną symultaniczność akcji, w trakcie której nie ginie z planu dosłownie nikt. Po trzecie wreszcie - ze względu na sprawdzającą się w tym spektaklu umiejętność kreowania nastrojów, dzięki której nie ma pustych, nijakich chwil. Wielu widzów odnosi skutkiem tego wrażenie śledzenia niemal sensacyjnego filmu, chociaż "Kuchnia" zachowuje klasyczną jedność czasu, miejsca i akcji.

Przedstawienie dostarcza mocnych, choć nie drastycznych, przeżyć, budzi szacunek dla aktorstwa. Tu właściwie nikt nie "gra", nie udaje, nie oszczędza się, co oczywiście jest prostą konsekwencją zrozumienia treści i ekspresyjnej formy dramatu. Wierzy się aktorom iż jeśli wychodzą z siebie to z przyczyn wcześniej dokładnie uzasadnionych; jeśli padają z nóg to skutkiem tak autentycznego zmęczenia pracą, że udziela się ono nawet obserwatorom. Tej wiarygodności od początku do końca sprzyja scenografia Kiki Lelicińskiej.

Z całą pewnością "Kuchnia" pozostanie w annałach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego jako realizacja przynosząca mu niekłamane uznanie widzów i to zarówno tych, którzy w teatrze szukają odmienności swojego naturalnego otoczenia jak i tych, u których to miejsce pracy kojarzy się z fotografią ich sytuacji zawodowej, wcale nie wyłącznie kuchenno-kelnerskiej. Mniejsza już o tą pokrętną otoczkę filozoficzną, która i tak nie ciąży nad akcją, nie warunkuje wprost postaw i zachowań ludzkich. Znacznie ważniejsza jest "Kuchnia" jako udramatyzowany "produkcyjniak", który w koszalińskiej realizacji doczekał się, tak sądzę, mądrej i wiernej kreacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji