Artykuły

BTD na XVIII Festiwalu Teatrów Polski Północnej

"Już siedemnaście lat mówi się o cieniach tego festiwalu. Że konkurencja i rywalizacja jest sprzeczna z twórczością artystyczną (toteż były lata, gdy nie przyznawano w Toruniu nagród), że słabsi już na starcie stoją na straconej pozycji (więc padały - poważne! - projekty, by festiwal uczynić wędrownym - co roku w innym mieście...), że nie odnoszą korzyści z jednodniowych pobytów - zagrać przedstawienie i wyjechać - główni jego uczestnicy, aktorzy (niemożliwe ze względu natury wyższej!) a granie na obcej scenie w innych warunkach, niż przygotowano spektakl dodatkowo obniża jego wartość (trochę humorystyczny argument wobec rzeczywistości objazdowych teatrów występujących w Toruniu), że to właściwie impreza dla leniwych recenzentów: nie muszą jeździć po kraju, wygodnie sobie czekają aż teatry przyjadą do ich miejsca postoju...

Ale - Festiwal Teatrów Polski Północnej, pierwsza i najstarsza tego typu impreza we współczesnej Polsce trwa i mimo utyskiwań malkontentów zyskała sobie sporą rangę. Pewnie, zdarzają się lata chude, ale to tylko obiektywne odbicie gorszej lub lepszej sytuacji w teatrach Polski północnej: taki jest festiwal, jakimi jego uczestnicy - i to chyba jest koronny argument "za festiwalem". Formuła nie jest może bez braków, nie wymyślono jeszcze jednak dotąd niczego lepszego na świecie a komplety widzów na każdym dosłownie spektaklu mówią też dosadnie o znaczeniu festiwalu (niech to sobie będzie nawet dość snobistyczna impreza!) dla samych torunian.

W tym roku pierwszym popisem festiwalowym był występ Bałtyckiego Teatru Dramatycznego. Jeszcze nie zaczęła funkcjonować festiwalowa "giełda", skalę ocen wyznaczył właśnie spektakl naszego teatru - i od razu trzeba powiedzieć, że była to skala co się zowie przyzwoita.

"Kuchnia" Arnolda Weskera w reżyserii Abdellaha Drissi jest bezsprzecznie najlepszym przedstawieniem bieżącego sezonu BTD i chociażby z tego względu mieści się doskonale w formule Festiwalu Teatrów Polski Północnej, który był powołany po to, by teatry z tego regionu miały bodziec do tworzenia tych właśnie "najlepszych" przedstawień, do (wykraczania poza miarkę przeciętności, której - bądźmy sprawiedliwi - nie skąpi im często (nie jest to tylko specjalność koszalińsko-słupska!) - opinia publiczna w środowiskach, w których działają na co dzień.

Walory tego przedstawienia opisaliśmy już swego czasu na tych łamach. Znacznie chyba ciekawsze będzie zacytowanie głosów prasy toruńskiej. Krystyna Starczak-Kozłowska w "Gazecie Pomorskiej" pisze: "Na scenie autentyczna kuchnia dużej restauracji. Scenograf Kika Lelicińska wprowadziła wszystkie jej atrybuty, łącznie z parą unoszącą się nad wielkimi kotłami. A reżyser Abdellah Drissi zadbał o to, ażeby aktorzy zachowywali się jak prawdziwi kucharze i kelnerki. Wiele jest scenek rodzajowych, sytuacyjnych, jednym słowem - samo życie. Rzeczywiście większość I aktu to kawał realistycznego teatru. Żadnej umowności, tylko wszystko "jak żywe". I to ogląda się na początku z zainteresowaniem potem ze znużeniem.

Potem następuje akt II nudnawy i rezonerski. W końcu Peter (Jerzy Janeczek) jeden z kucharzy, który zaprezentował się wcześniej jako typ skory do bitki i nieużyty kolega - przeżywa totalny bunt, popada w szaleństwo i dokonuje dewastacji wśród zapasów stołowej zastawy. Rzecz w tym, że do tego szaleństwa brak w koszalińskim spektaklu (a po trosze i u Weskera) odpowiedniej motywacji. Na scenie nie widzimy tak naprawdę ciężkiej pracy kucharzy. Plotkują, przechadzają się, jedzą, leniwie biorą się do roboty.

W imię czego więc bohater buntuje się o co walczy? Na to pytanie spektakl nie daje odpowiedzi. Rzeczywistość została w nim przedstawiona w sposób za mało drapieżny, aby to umotywować. W zakończeniu machina kuchni toczy się dalej, tylko odszedł z niej Peter. Że niby to jest życie? No i co z tego?"

Jadwiga Oleradzka w "Nowościach" podeszła do koszalińskiego przedstawienia także bez szczególnego entuzjazmu lecz argumentów użyła zgoła przeciwstawnych: "Dramat Weskera pozbawiony jest konwencjonalnej akcji - na scenie obserwujemy tylko obraz jednego dnia zatrudnionych tu kucharzy i kelnerek. Formalnie "Kuchnia" ma sporo nieporadności i nieco na siłę doczepionej moralistyki widocznej szczególnie w akcie II. Tym dziwniejszy wydawać się musi fakt, iż w spektaklu koszalińskim wyreżyserowanym przez Abdellaha Drissi właśnie akt II przedstawiony został bardziej interesująco z inwencją i sporym wyczuciem scenicznych sytuacji. Natomiast część I i ukazany w niej z dokumentalną ścisłością realistyczny obraz pracy i życia skomponowany przez Weskera wręcz na zasadzie utworu muzycznego - wypadła raczej blado, bez tempa i rytmu, którego nie mogła zastąpić bezustanna i w końcu nużąca bieganina dwudziestu kilku osób po zastawionej realistycznymi dekoracjami scenie. Z dużego zespołu aktorskiego wyróżnić trzeba Jerzego Janeczka, który zagrał rolę Petera z werwą i temperamentem interesująco ukazując różne fazy neurastenii swego bohatera.

Na festiwalowej giełdzie, bez zrozumiałego pośpiechu koniecznego w przypadku ocen formułowanych do druku tej samej nocy bezpośrednio po przedstawieniu "Kuchnia" zapisała się sympatyczniej. Zapewne, nie było to przedstawienie aż tak ambitne, jak pokazana po dwóch dniach inscenizacja "Zamku" Kafki, dokonana przez Henryka Baranowskiego z zespołem teatru olsztyńskiego. Ale czy była "gorsza" w sensie ściśle teatralnym? Tu jednak znów nawracamy do formuły festiwali teatralnych z reguły rzeczy próbujących - jak by powiedział Koźma Prutkow - "określić nieokreślone".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji