Artykuły

Antysemityzm

Czyżby minęła w teatrze moda na polski antysemityzm? - zastanawia się w swoim felietonie pisanym dla e-teatru Paweł Sztarbowski

Przechodziłem kiedyś przez Plac Zamkowy. Powolnym kroczkiem truchtała staruszka ciągnąc za sobą wózeczek na zakupy. I mimowolnie się uśmiechnąłem, żeby jakoś tak pokazać, że ja jestem ta grzeczna młodzież, co to się uśmiecha i co dobrym spojrzeniem innych wita. I wtedy się zaczęło! Staruszka patrząc na mnie rzuciła krótkie: "I co się gapisz, Żydzie pierd...ny!" No to zacząłem się rozglądać, do kogo ta staruszeńka z takim bluzgiem wyjeżdża? Wobec kogo tak w jednej sekundzie całą swoją sympatyczność staruszkowatą i poczciwą traci? Rozglądam się i rozglądam i żeby nie było wątpliwości, z ust poczciwinki słyszę: "I co, Żydzie jeden zarośnięty, myślisz, że to nie do ciebie?" No to myślę sobie: chyba jednak do mnie. "Tfu, ty Żydku! Nawet na mnie nie patrz, bo jeszcze urok rzucisz!" Czym prędzej z tego Placu Zamkowego uciekłem, bo jeszcze zjawiłby się cały tabun przyprószonych siwizną pań i stworzyłyby chór na kształt grecki, co to atakuje i oskarża. Ale w całe to zdarzenie długo nie mogłem uwierzyć. Nagle na drodze rachitycznej staruszki stałem się wyimaginowanym Żydem, wcieleniem zła, demonem, który napadnie ją, zrani, a krwi jej dzieci użyje na macę. To przez tego brudasa, co się na mnie tak gapi i bezczelnie uśmiecha - pomyślała sobie zapewne wtedy staruszka - mam za niską emeryturę, a mój wózek ma zepsute jedno kółko! To on zadeptuje mi codziennie mój polski Plac Zamkowy uwieńczony na kolumnie szwedzkim królem Zygmuntem III Wazą. To on codziennie zapycha mi ulotkami skrzynkę pocztową! To przez niego dzieci nie chcą ze mną mieć kontaktu, a mąż zginął w Powstaniu Warszawskim.

Dlatego niech nikt mi nie wmawia, że w Polsce nie ma antysemityzmu. Obrzydliwy antysemityzm wylewa się z naszego języka każdym "Żydkiem" i "wyżydzeniem", wylewa się z oficjalnych mediów słuchanych przez miliony ludzi, które co rusz informują o "syjonistycznym spisku". I trudno się dziwić, że sympatyczne staruszki, które przesiadują na ławeczkach przed blokami, wymieniają się ploteczkami, któż to kolejny wśród naszych elit jest z pochodzenia Żydem i czemu oczywiście zawdzięcza swoją zawodową pozycję. No czemu? No wiadomo, czemu!

Co z tym wszystkim robi teatr? W ubiegłym sezonie mieliśmy wysyp premier dotyczących utajonego polskiego antysemityzmu i zawikłanych relacji polsko-żydowskich. Wiele z nich było wykwitem warsztatów Sztuka Dialogu organizowanych przez Tadeusza Słobodzianka. Wiele miało związek z wydaniem "Strachu" Jana Tomasz Grossa". Stało się to wręcz bardzo modne. "Nic, co ludzkie" w reżyserii Pawła Passiniego, Piotra Ratajczaka i Łukasza Witta-Michałowskiego, "Bat Yam" w reżyserii Yael Ronen, "Tykocin" w reżyserii Michała Zadary, "Żyd" Artura Pałygi, "Mykwa" Piotra Rowickiego, "Walizka" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. No i przede wszystkim "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka, która wciąż czeka na prapremierę. Wiele z tych projektów pogłębiło dialog polsko-żydowski, wiele odkryło manowce powierzchownej poprawności politycznej, inne pokazywały winę Polaków, a jeszcze inne - niemożność wzajemnego porozumienia.

Wszyscy myślą, że materiał został już przerobiony, uczniowie grzecznie odrobili lekcje, więc ze spokojem można przejść do następnego działu w teatralnym podręczniku. I takie myślenie jest niebezpieczne. Otóż, teatr to nie podręcznik. Tu nie da się nic wyznaczyć dydaktycznie na szereg lat, ze w piątej klasie przerabiamy ułamki, a w szóstej funkcje. Teatr powinien nieustannie mierzyć się z tym, co aktualnie ważne, wyciągać brudy, które leżą w ukryciu i odzywają się w mowie złorzeczących staruszek. Brudy polskiego antysemityzmu są tym straszniejsze, im bardziej udajemy, że przecież tego antysemityzmu nie ma, że to jedynie margines. Najłatwiej brudy zamieść pod dywan, niech wygrzebują je stamtąd kolejne pokolenia.

Kilka miesięcy temu w "Dialogu" odbyła się dyskusja: "Antysemityzm - co jest do zrobienia?" Otóż, jest wiele do zrobienia. I dlatego nie pytajmy o to, tylko róbmy. Marzy mi się, by polskie teatry przestały wreszcie robić pewne rzeczy nie tylko dlatego, że są obecnie na topie, a dobrze jest w repertuarze mieć rzeczy modne, takie, które sprawdziły się u innych, ale przede wszystkim dlatego, że pewne tematy należy wciąż podejmować, odkłamywać, pokazywać ich kolejne warstwy. Nie trzeba chyba nikomu powtarzać truizmu, że teatr pozbawiony kontaktu z rzeczywistością, to martwy teatr. Może więc czas już, by teatry w temacie polskiego antysemityzmu były w stanie powiedzieć więcej niż tylko to, że miał i ma on miejsce na każdym kroku. Pamiętajmy, że siłą kultury, a szczególnie teatru, nie jest to, że jest wyspą odizolowaną od rzeczywistości, ale przede wszystkim to, że jako działanie w sferze symbolicznej może wywoływać realne skutki w życiu społecznym. Teatr, który nie stawia sobie takiego zadania, jest zawracaniem głowy. Dlatego wracajmy do polskich fobii i piętnujmy je!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji