Artykuły

Teatr Jasieńskiego

Na jaką ulicę zasłużył Bruno Jasieński? - zastanawia się w felietonie pisanym dla e-teatru Igor Stokfiszewski

Groteskowa historyjka apelu o zdjęcie patronatu Bruno Jasieńskiego z jednej z ulic w jego rodzinnym Kilmontowie, nie przejdzie zapewne do historii szczególnie donośnych wydarzeń polskiej kultury. Pozostanie, jak sądzę, jeszcze jedną anegdotą, której polityka historyczna naszych narodowych konkwistadorów jest pełna po brzegi.

Przy tej okazji jednak, zastanowiło mnie, czy Bruno Jasieński - poeta zaangażowany, twórca szczególnie wyczulony na rytm tętnicy własnej współczesności, dziś może odpowiedzieć nam na pytania, dotyczące nie tylko poezji i polityki, lecz także teatru i zgromadzenia? Czy - mówiąc inaczej - może nas jakkolwiek zainspirować byt zwany teatrem Brunona Jasieńskiego?

Bodaj najbardziej znanym manifestem, który świadczyć miał o teatralnych intuicjach futurysty z Klimontowa, są fragmenty "Prologu" do "Pieśni o głodzie". Jasieński, wyrażający zachwyt nad bezwzględnością miejskiej dżungli i szpaltami gazet, które zwie "prawdziwą gigantyczną poezją", dodaje: "gdy na rogu, otoczony gawiedzią/ zdycha ślepy zajeżdżony koń./ oto jest prawdziwy, niemalowany teatr./ wielobarwne, heraklitowskie wszystko,/ walące konkretnością, jak obuchem, z nóg./ wie o tym dobrze i motłoch,/ kiedy gapi się na bezpłatne widowisko./ nie wiedzą tego panie i panowie/ z taktem/ przechodzący na drugą stronę, gdy na płytach/ wśród grobowej, naprężonej ciszy/ idzie ciężki, przedśmiertelny balet./ panowie nie mogą pogodzić się z faktem,/ że teatr ten ma wiele niewątpliwych zalet./ piszą o tym wszystkie gazety". W tej intuicji teatr ma być bezpośredni, stanowić kronikę miejskich wypadków, naturalistycznie ujmować śmierć, wstrząsać dosłownością i dosadnością. Utopia teatru społecznego, będącego bezpłatnym widowiskiem życia i śmierci, wpisanym w brudny pejzaż miasta, jest dojmującym wyrazem lirycznej wiary w życie jako teatr, a zarazem teatr jako życie. Niewątpliwie ten manifest pozostaje aktualnym apelem o spektakl społecznej aktualności, nie uciekający w łagodność estetycznej, czy metafizycznej otchłani.

Ale teatr Brunona Jasieńskiego, to nie tylko ekspresyjny pochód współczesności. Jego drugi obraz rysują dzieje poematu "Słowo o Jakubie Szeli", który w swojej scenicznej postaci ("Rzecz gromadzka") poeta przygotował w paryskim teatrze robotniczym na przełomie lat 1928-1929. Znany tekst Jasieńskiego opowiada historię przywódcy chłopskiej rebelii z połowy XIX w. eksponując jednak nie, jak było to wówczas przyjęte, kolaborancki i antynarodowy aspekt postawy siepacza, lecz heroizm pierwszego (w ocenie poety) wystąpienia natury klasowej.

Inspiracją do stworzenia poematu był... teatr. Tak przynajmniej twierdził Stanisław Burcz - przyjaciel Jasieńskiego, który uważał, że bezpośrednim impulsem pisania z myślą o scenie było wrażenie, jakie na Jasieńskim zrobił spektakl "Turoń" na podstawie Stefana Żeromskiego, wystawiany w lwowskim Teatrze Dramatycznym. Brat poety - Jerzy - podtrzymuje teatralną inspirację Jasieńskiego, dodając do "Turonia" próbę zmierzenia się z obrazem chłopstwa w "Weselu" Wyspiańskiego. Co niezwykłe, impuls przyszedł ze strony sztuki. To sposoby obrazowania i opowiadania, pod którymi kryła się ocena moralna i ideowa przewrotu z 1946 roku, stały się podstawą do dalszych poszukiwań. W intuicji Jasieńskiego, to sztuka stanowiła nośnik "ideologii" - dominującego sposobu myślenia o historii i współczesności, reprodukowanego przez konserwatywny teatr. Jasieński zaczął poszukiwać źródeł historycznych, relacji, opisów gazetowych. Badał odmienne interpretacje, które dotyczyły postaw chłopstwa i przyczyn rebelii. Wreszcie, na własną rękę starał się połączyć wiedzę z interpretacją materializmu historycznego, która - w jego ocenie rzucała zupełnie nowe światło na los Szeli. I tak, to filozofia polityczna była ostatecznym językiem, który pozwolił Jasieńskiemu znaleźć klucz do opowieści o wydarzeniach sprzed niemal wieku.

Pozostało dobrać odpowiedni język, rytm estetycznych kroków. Jasieński zdecydował się odpowiedzieć Wyspiańskiemu i Żeromskiemu na kunsztowność dramatycznych form... kunsztownością formy poematowej, stylizowanej na ludową pieśń, której rytmizacja kontrastowała z awangardowymi rymami, łamiącymi domniemaną prostotę całości. Udramatyzowaną postać tekstu Jasieński przekazał polskim robotnikom, którzy odegrali "poemat" na paryskiej scenie.

Krytyka dzieło przyjęła ze sporym niezadowoleniem, zarówno wśród inteligencji konserwatywnej, jak i postępowej. Pierwsi widzieli tu atak na narodową historię, w której rzeźnik Polaków opisywany jest "zmanierowaną bujdą bolszewicką" (Tadeusz Dołęga Mostowicz), drudzy (w tym Władysław Broniewski) twierdzili, że z pomocą tak wyszukanych środków wyrazu trudno jest opowiadać wiarygodnie o chłopskim buncie. W Jasieńskim widziano raczej "snoba" (ze znanego manifestu Żeromskiego), niż autentycznie zaangażowanego poetę, który stawał po stronie skrzywdzonych. Jakkolwiek znaleźli się również liczni obrońcy (w tym czołowi krytycy marksistowscy jak Andrzej Stawar), to bodaj ostatnim gwoździem do trumny dla poematu były wspomnienia Juliana Przybosia, który w 1960 roku pisał, że "Słowo..." niewątpliwie "arcydziełem nie jest" i może stanowić co najwyżej ciekawy asumpt do "spojrzenia historyczno-literackiego".

A jednak istnieją dla mnie przesłanki, by do poematu wracać i zastanowić się, czy dziś na pewno nie ma nic pociągającego w owym szaleńczym futurystyczno-zaangażowanym tekście na robotniczą scenę.

Przede wszystkim brakuje w teatrze politycznym prób zmierzenia się z historią jako nośnikiem współczesnych treści, historią w pełni zagarniętą przez konserwatystów. Od wystawienia "Wałęsy" Pawła Demirskiego w reż. Michała Zadary na deskach Teatru Wybrzeże, nie podjęto próby spektaklu rewidującego prawicową wizję przeszłości (bliższej i dalszej).

Ponadto jest coś niezwykle kuszącego w poemacie jako gatunku na poły jedynie scenicznym. Wbrew pozorom dzisiejszy teatr w Polsce opiera się głównie na dramacie jako podstawie przedstawienia. Liczne adaptacje prozy autorstwa Bartosza Frąckowiaka, Jolanty Janiczak, Wiktora Rubina, Natalii Korczakowskiej, czy Tomasza Śpiewaka oraz coraz bardziej udane próby włączenia do spektakli "ciał obcych" filozofii politycznej, publicystyki czy socjologii zasługują na uznanie, a jednak być może warto zaeksperymentować z próbą przedstawienia innego gatunku bez scenicznej obróbki. Jaki język należałoby dlań znaleźć?

Ale dwie intuicje w kontekście Bruno Jasieńskiego wydają mi się szczególnie ważne. Pierwsza dotyczy oczywiście filozofii politycznej jako narzędzia analizy świata poprzez literaturę i teatr. Okazuje się bowiem, że z perspektywy lat nie postrzegamy "Słowa o Jakubie Szeli" jako tekstu nie-literackiego, czy w jakikolwiek sposób obcego materii słowo- i scenotwórczej, mimo że całość koncepcji tekstu oparta jest na marksowskiej dialektyce. Warto o tym pamiętać, gdy po raz kolejny będziemy rzucać w spektakle obelgami o politycznym kontekście. Sprawa druga zaś dotyczy estetyki. Jasieński pisał poemat w momencie, w którym radzieccy pisarze szykowali się do ustanowienia doktryny socrealistycznej, polscy zaś spierali się o to, czy twórczość proletariacka ma prawo estetycznie odpowiadać gustom burżuazji, czy raczej winna korzystać z realistycznych strategii czytelnych dla robotników. Dziś wiemy, że tamta dyskusja nie miała sensu. Jacques Rancire w swoich historycznych pracach dowiódł, że XIX-wieczni robotnicy identyfikowali się w dużej mierze z dyskursem tzw. "sztuki wysokiej" i przyporządkowanie realistycznej prostoty ich sposobowi analizy świata było fantazmatem. Dowiódł zarazem więc, że język, jaki wybieramy dla przedstawienia społecznych problemów, jest drugo- trzeciorzędną sprawą, która najczęściej aktualizuje się w przygodnych kontekstach (np. pragnienia zmierzenia się z frazą Wyspiańskiego). Paradoksalnie zatem, Jasieński, dobierając kunsztowną formę poematu, nie tyle pragnął zwrócić naszą uwagę na estetykę, ile od estetyki ją odwieść, stając po stronie problematyzowania współczesności, nie zaś sporu o polityczne mimesis.

Julian Przyboś mylił się, co do aktualności Jasieńskiego, podobnie jak pomylili się pogromcy IPN-owscy, co do miejsca futurysty na mapie naszej kultury. A skoro o mapie mowa. Być może Jasieńskiemu należy się nie tylko ulica w rodzinnym Klimontowie, ale także gdzieś, gdzie stoi duży, dobry, ambitny teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji