Artykuły

Kapelusze pani Hanki

- Jestem w wieku XXI. Nie jestem leciwa, tylko wiekowa. Lata lecą, a wieki ida. Ja idę wolno, tylko gadam szybko - mówi HANKA BIELICKA.

Życzę wszystkim, żeby nie wpadli w takie tarapaty jak ja i myśleli o przyszłości naszego kraju. A dzieciom życzę śnieżku - mówi Hanka Bielicka [na zdjęciu], najsławniejsza i najukochańsza w kraju łomżanka. Gwiazda spędzi święta w domu, w towarzystwie siostrzenicy. Jeszcze

schorowana ale jak zwykle w dobrym humorze. - Ja jestem wybitna samotnica i właściwie mam tylko wspomnienia z rodzinnego domu - zastrzega, gdy zagadujemy o świąteczne wspomnienia. - A tam wszystko było inne.

- Nie będę opowiadała banialuków z dawnych czasów. Ich dzisiaj nikt nie chce - zaperza się Hanka Bielicka już na wstępie. - Jak ja mam 89 lat, to gdzie będę wspominać jak byłam dzieckiem? Ale wspomina.

Jak wyglądały święta?

- To była inna Łomża, inne życie, inne nadzieje, inne miłości, wszystko było inne. Mój dom był uroczym donem pełnym tradycji, petnym serdeczności. Choinka stała zawsze w rogu, na środku, nie - takich pokoi to my nie mieliśmy - tłumaczy aktorka, trajkocząc z zawrotną prędkością. - Na środku choinka może stać tylko w dużej sali. Ale trzeba żyć dniem codziennym, a nie wspomnieniami. Ludzie teraz jadą do IKEA, kupują wszystko, wieszają na choinkę, dzieciom dają cukierki do ręki, świętego Mikołaja czekoladowego i do widzenia. Siadają do telewizji. Co tu wspominać jak wyglądały święta. Wyglądały w ogóle inaczej, bo inne było życie. I już.

Łomża była urocza

Inne życie Hanki toczyło się w Łomży - mieście magicznym, do którego wraca w każdej rozmowie. Kościół, szkoła, harcerstwo. Cała młodość, najpiękniejsze chwile pierwszych wzruszeń, rodzących się ideałów.

- Pamiętam jak Łomża była urocza: ta Grobla Jednaczewska, te pulwy, torfowiska porośnięte goździkami, kaczeńcami - wspomina artystka. - Tego już nie ma. Pamiętam jak chodziłyśmy na pierwsze lekcje przyrody, jak zrywałyśmy kwiaty, jak kijanki ręką się łapało i wsadzało do słoika, jak puszcza sięgała prawie do Jednaczewa... A potem wszystko wycięli, pniaki zostawili. Okropność! To tak jakby ktoś pod serce nóż wsadzał.

A Kalinowo? Jakie te źródełka piękne były! Jechaliśmy rano na majówkę: wozy, konie, panie serdeczne. U Jakubowskich brało się parówki. Panowie wódeczkę do strumyka, żeby schłodzić. Panie z dzieciakami się bawiły. A jaka zieleń była! Jakie konwalie! Kalinowo leżało blisko. Krysia Kuberska codziennie ze wsi dorożką przyjeżdżała do gimnazjum. Po lekcjach zawsze na kole trochę jeździłyśmy.

Miłość do kapeluszy

Albo Piątnica. Na odpusty szło się przez most. Orkiestra strażacka grała, wianki puszczali rzeką. A Narew jaka piękna była! Jak się pływało, to takie ryby chodziły. Ja to się zawsze bałam wchodzić do wody. Zresztą słabiutko pływałam, zawsze trzymałam się blisko kogoś. I łazienki były... No i ten 33. pułk piechoty! Pół kościoła wojsko zajmowało! A szkoły? Z godzinę szły w niedzielę na msze, albo na 3 maja. Jak mieszkaliśmy tu, koło banku (tatusia kasa komunalna była tu, gdzie teraz jest bank), wyglądałam przez okno i obserwowałam jak ludzie do kościoła idą, idą...

Z poprzedniej epoki, z "innej" Łomży wyniosła miłość do kapeluszy. To jej znak rozpoznawczy. Nikt dokładnie nie wie, ile ich ma, a ona sama przestała liczyć po sześćdziesiątym.

- Uczyłam się w gimnazjum w czasach, kiedy z domu nie wychodziło

się bez kapelusza - opowiadała artystka w jednym z wywiadów. - Każda pani miała ich po kilka. Przeciętne mieszczaństwo ubierało się tutaj elegancko. No, trochę wyżej był tylko dyrektor banku. Mój tatuś, czyli kasa komunalna, był trochę niżej. Z kolei babcia - kamieniczniczka - należała do klasy średniej. Do 1939 roku byłam wychowana z kapeluszami. Mama je przerabiała, ja je nosiłam. Jak byłam na uniwerku w Warszawie, to ze stolicy zawsze coś przywiozłam. Ojciec wtedy mówił: "w kościele nie będę stał po tej stronie co ty, bo wszystkie kobity patrzą na ciebie, zamiast na księdza i ołtarz".

Życie na scenie

Od trzydziestu lat Hanka Bielicka jest honorowym obywatelem Łomży. Jest w stałym kontakcie z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej, przyjmuje zaproszenia lokalnego sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wychowankom Domu Dziecka funduje stypendia. Do dziś wspominają ją pracownicy hotelu Polonez, gdzie trzy lata temu zamieszkała w "niebieskim" apartamencie po występach na zaproszenie TPZŁ.

- Nie miała żadnych wymagań. To wyjątkowo miła i skromna osoba - mówią pracownicy.

Po prawie dwugodzinnym koncercie w sali widowiskowej Urzędu Wojewódzkiego publiczność wstała z miejsc, śpiewając "sto lat". Na scenę spadły dziesiątki kwiatów. Artystka rozpłakała się.

- Po raz pierwszy widziałem, jak szlochała - mówi Zygmunt Zdanowicz, prezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej.

Przez cały czas pobytu, artystce towarzyszył nieżyjący już prezydent Łomży Jan Turkowski. Zjedli wspólny obiad. Specjalnie dla pani Hani przygotowano jej ulubione dania z dzieciństwa: zupę pomidorową z ryżem, pieczeń wołową z kluskami, warzywa w sosie.

Artystka twierdzi, że często krępujące jest postrzeganie jej przez pryzmat scenicznego wizerunku. Estradowa śmieszka ma dwa fakultety (poza szkolą teatralną skończyła romanistykę) i w życiu prywatnym nie opowiada dowcipów. Kiedyś nawet wyznała, że na prywatnych przyjęciach... nie ma o czym mówić!

- Jestem mało komunikatywna. Nie chodzę na przyjęcia, często zaproszona - po prostu milczę. I słucham.

Bielicka spełniła się na scenie. Po nieudanym życiu małżeńskim ("gdy ja dźwigałam węgiel, mój mąż grał w brydża"), nie mając dzieci ("ani nawet zwierząt") skupiła się na rolach, monologach, kostiumach. Nocami uczyła się tekstów. Dnie ma od lat wypełnione występami.

Teraz, przechodząc rekonwalescencję po ciężkiej operacji, najbardziej brakuje jej właśnie sceny.

Salonik czeka

W dniu 89. urodzin, 9 października, Hanka Bielicka miała uroczyście otworzyć swój salonik w łomżyńskim Centrum Katolickim przy parafii Krzyża Świętego. Czekają tam jej suknie, kapelusze, portrety, płyty i bibeloty. Nawet własny stylowy fotel i samowar. No i rysunki dzieci. Bo to właśnie najmłodsi łomżanie wymyślili, że utworzą muzeum pani Hanki.

- Ale ja musiałabym umrzeć - zdziwiła się wówczas gwiazda.

Powstał przytulny salonik, w pełni zaakceptowany przez artystkę. Zajechała tam latem, w drodze do Ciechocinka.

- Żartowała z nami, była w świetnej formie - opowiada Anna Dąbrowska ze Stowarzyszenia Kobiet z Problemem Onkologicznym w Łomży, zaangażowana w stworzenie saloniku pani Hanki. - Jestem szczęśliwa i zarazem zaskoczona, że obdarzyła nas takim zaufaniem, powierzając cenne pamiątki. Czekamy na jej powrót do zdrowia.

- Dzieci chciały, żeby to była moja izba pamięci - zamyśla się pani Hanka. - Jakby w złą godzinę wymówiły, bo już byłam bliska tego przejścia do... że tak powiem... wspomnień. Ale jest już tam trochę mojego klimatu.

Czoła chylę

Łomża czeka na ukochaną artystkę. W dniu jej urodzin na łomżyńskim forum internetowym 4lomza.pl pojawiły się życzenia. "Pani Hanko, szacuneczek po stokroć i duuużo zdrówka. Czoła chylę", "Życzę zdrowia i stu lat", "Pozdro!". Mieszkańcy uważnie śledzą doniesienia prasowe dotyczące zdrowia artystki. A ona? Z niecierpliwością wypatruje momentu, gdy będzie mogła znów śmiać się z publicznością.

- Mnie ciało nie interesuje tylko duch. A duch? Wtedy kiedy wejdę na scenę - jeżeli w ogóle wejdę - to się przywitam i zacznę drugie życie, wszystko od początku - mówi artystka. -Teraz zdrowia mi trzeba. Bardzo serdecznie dziękuję za pamięć, za serdeczność, księdzu biskupowi za modlitwę. Że przetrwałam w waszych sercach, to największa zdobycz jaką mogłam mieć w życiu. Niczego więcej nie potrzebuję.

Pani Hanka latem, w drodze do Ciechocinka, zajechała do Łomży, aby zobaczyć jak powstaje jej salonik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji