Artykuły

Szalenie pociąga mnie życie

- Oczarowała mnie sztuka i zostałam studentką Akademii Sztuk Pięknych. Oszalałam dla kabaretu - KIKA LELICIŃSKA-BŁOCHOWIAK wspomina lata w Piwnicy pod Baranami.

Na początku był szał. "Wpadała do mnie Kika Lelicińska wysmarowana węglem. Roztrzęsiona opowiadała, jak całą noc z zapaloną świecą w ręku chodziła z Piotrem Skrzyneckim po piwnicach krakowskich kamienic i wreszcie znalazła pomieszczenie dla naszych tajnych spotkań " - zapisał w marcu 1956 r. w swoim pamiętniku Kazimierz Wiśniak, student Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, dziś znany scenograf.

Zawsze miałam radość życia: najpierw się cieszyłam, a potem dopiero coś robiłam - Kika Lelicińska-Błochowiak zaciąga się kolejnym papierosem ze starej srebrnej papierośnicy.

- Fascynowałam się pływaniem - i zostałam mistrzynią Polski juniorek. Zaczęłam się fascynować górami i nartami - byłam w kadrze olimpijskiej. Potem oczarowała mnie sztuka i zostałam studentką Akademii Sztuk Pięknych. Oszalałam dla kabaretu - była Piwnica pod Baranami.

I przyszedł czas na życie rodzinne - Błochowiaka i syna Borysa.

- Teraz chcę mieć wszystkie plaże świata, wszystkie jeziora. To moja najnowsza fascynacja. Czuję się szalenie młoda! - mówi, częstując piernikami z miśnieńskiego talerza po prababce.

Niczym w teatralnej scenografii - pośród rodzinnych krakowskich mebli, starych zdekompletowanych sreber i porcelany, szacownych, acz nieco wytartych żakardów - z wielką jemiołą u sufitu "szalona Kika" wspomina piwniczne lata.

Cudowny układ gwiazd

Artystyczna studencka banda od dawna włóczyła się po krakowskich kawiarniach, wygniatała legendarne kanapy w Jamie Michalikowej, gdzie zawsze po południu bywał Piotr Skrzynecki. "Kika uwielbia chodzić do Żydów na Sławkowską, gdzie podają jedzenie bardzo tłuste i obfite, w niezbyt higienicznych warunkach" - zapisał Wiśniak.

"Żydzi" [czyli Towarzystwo Kulturalno-Społeczne Żydów - red.] byli cudowni, zawsze mieliśmy u nich otwarty kredyt - śmieje się Kika Lelicińska-Błochowiak. - To prawda, szaleliśmy, ale co można było robić w tak ponurych czasach? Tylko się bawić, kochana! My bawiliśmy się wspaniale. Nasze słynne bale czwartkowe u Michalika, zawsze z konsulem francuskim... Ale chcieliśmy mieć takie miejsce, gdzie będziemy tylko u siebie. I znaleźliśmy.

Piwnica Pałacu pod Baranami była pełna gruzu, węglowego pyłu i pachniała winem. Z kilofem, pełni energii odsłaniali gotyckie nisze i sklepienia, ceglaną podłogę w biały wapienny wzorek i ratowali kominek. Krzysztof Penderecki wywiózł jedną taczkę gruzu i odpadł - nie chciał narażać swoich rąk muzyka. Ale reszta prawie nie wychodziła z podziemia.

Lelicińska-Błochowiak: - To musiał być jakiś cudowny układ gwiazd, bo te lata owocowały nieprawdopodobnymi talentami: Penderecki, Majewski, Wiśniak, Markowski, Mrozek, Flaszen, Kantor, Jaremianka, Sterrt. Wszyscy spotkaliśmy się w czasach pełnych grozy i - co dziś pewno zaskakujące - była między nami jakaś skandaliczna atmosfera rozbawienia.

"Dunik", cudo zupełne

Ale najpierw był ferment. Wyszedł z ASP, z pracowni rzeźby Xawerego Dunikowskiego.

Lelicińska- Błochowiak: - "Dunik" wybierał sobie studentów, mnie zaakceptował. Trzymał nas z dala od tego okropnego socrealizmu. Zawsze na urodziny zapraszał do siebie całą pracownię. Miał wielkie mieszkanie przy Karmelickiej, pełne aniołów. Oprowadzał nas i pokazywał swoje prace: kobiety w ciąży, Lenina, którego rzeźbił, i Stalina, którego usiłował rzeźbić, ale mu nie szło, bo jak mówił - a strasznie seplenił - "nie lubi zeźbić skulwysynów". W salonie czekał zastawiony ogromny stół, mnóstwo czerwonego wina i zaczynała się biesiada. I te jego opowieści, kochana! O Legii Cudzoziemskiej, o córce w Paryżu... Nas cała banda i on brylujący. Był maleńki, wręcz filigranowy. Cudo zupełne!

Xawerego Dunikowskiego wkrótce zabrała Warszawa.

Lelicińska-Błochowiak: - W Akademii nastały czasy naszych sztandarowych socrealistów. "Dunik" słał nam telegramy: "Nie bójcie się tego skurwysyna -to o dziekanie - nic wam nie zrobi, nie może was ugryźć, bo ma sztuczną szczękę". Na szczęście zastąpił go Jacek Puget, następne cudo zupełne.

Na dyplom rzeźbiła Maję Świerzawską, piwniczankę.

Lelicińska-Błochowiak: - To był bardzo intensywny okres piwniczny, balangi do białego rana. I któregoś takiego poranka, gdy odsypiałam, wszedł przez okno Franek Starowieyski, podobno ścigany przez milicję, wtedy Jan Byk, bo ta błękitna krew chyba się w nim wzburzyła i radykalnie odcinał się od swojej arystokratycznej rodziny. Tak bardzo prosił, żeby mu pozwolić wyrzeźbić stopkę Mai, że uległam. Nie wszystko szło tak gładko.

Lelicińska-Błochowiak: - Wysoka komisja uznała, że za takie rzeźby - dotyczyło to także prac moich kolegów, wszystkie były trochę abstrakcyjne, czyli be! - dyplomu dać nam nie można. I musieliśmy zdawać egzamin z rysunku, u Jonasza Sterna. Zamknęli nas na klucz, dali modele i kazali rysować po bożemu.

Kabaret, dziecko szaleństwa

Założenie, że Piwnica to miejsce, gdzie szuka się innego oddechu, czytając egzystencjalistów przy grzanym winie, rozsadziła energia piwniczan. Tak począł się kabaret, dziecko szaleństwa.

Lelicińska-Błochowiak: - Z Kaziem Wiśniakiem wyszukiwaliśmy tematy do programów. Nie trzeba nam było wiele. Pamiętam, biegłam na Wigilię, była okropnie ostra zima. W rynku patrzę: jakaś starowinka z piwnicznego okienka wyciąga zewłok zamarzniętego kota i chowa go do torby. Opowiedziałam to Kaziowi i tak powstała piosenka o babci, która smaży kota zamiast karpia na Wigilię, z refrenem, że kot jest lepszy, bo nie ma ości. Tak rodziły się teksty śmieszne, głupie, refleksyjne. Liczył się wygłup i dobra zabawa.

16 grudnia 1956 r. późnym wieczorem pod gotyckimi żebrami, na estradzie zbitej z drewnianych skrzynek, przy kopcącym kominku odbyła się premiera.

Joanna Olczak-Ronikier: - Kika Lelicińska wykonywała striptiz. Nazywał się ten numer "Chcę cię w Spinozie". Pojawiła się w kożuchu, czapce narciarskiej, rękawiczkach, co dygoczący z zimna widzowie przyjęli z zazdrością. Przy akompaniamencie czytanych fragmentów "Etyki" Spinozy zdejmowała z siebie kolejne sztuki ciepłej odzieży, pod którymi miała następne sztuki ciepłej odzieży. W końcu zostawała we flanelowej nocnej koszuli. Zdejmowała ją wstydliwie niczym perwersyjna pensjonarka, po czym okazywało się, że ma pod nią następne swetry, spodnie i rajtuzy.

Lelicińska-Błochowiak: - Moja mama była supertolerancyjną damą i moje wyskoki traktowała pobłażliwie. Od niej i od jej siostry, ciotki Józy, miałam ogromny glejt. Rodzina, choć ziemiańsko-mieszczańska, była przygotowana na najgorsze: ciotka Stefa uciekła z domu i została aktorką w Lublinie, słynny baletmistrz Ciesielski też był z naszej familii. Ale kiedy buchnęła wieść, że się na scenie rozbieram - w końcu zostawałam jednak w jakichś obcisłych gaciach i koszulinie - ciotki wpadły w przerażenie. Zjawiły się w Piwnicy. Dobrze ubrane, w kapeluszach... A tu węglowy pył, kapiący wosk... Ale zobaczyły i zaakceptowały.

Fyrgotka

"Typem fyrgotki jest Kika Lelicińska" - pisał w pierwszym numerze "Latarni", gazetki-manuskryptu Kazimierz Wiśniak. "Z chwilą gdy zejdą się dwie fyrgotki, atmosfera staje się katastrofalna. Fyrgotki cechuje duża ruchliwość i tzw. guzek erotyczny u nasady czaszki (z łatwością można namacać)".

Lelicińska-Błochowiak: - Zawsze miałam szalenie "rozbiegane" zainteresowania. Pływałam, jeździłam na nartach, energia mnie rozpierała. Kto wie, jaką karierę miałam przed sobą, ale rozwaliłam się na treningu. Pęknięta śledziona, strzaskany kręgosłup, siedem żeber złamanych. Ale jakoś nie umarłam. Leżałam w małym szpitaliku w Bielsku-Białej i tam przyjechał do mnie "Dunik". "Wieś, jakbyś miała być sparaliżowana, to weź to" - mówi cicho i wkłada mi do ręki małą fiolkę. Pewnie z trucizną. Ani mi to było w głowie!

Zanim rozstała się z Romanem Polańskim ("Kika L. rzuca Romka P., intryguje i odbija Joannie Jana" - zapisał we wrześniu 1956 r. K. Wiśniak), nauczyła go jazdy na nartach i żeglowania, ale do piwnicznych ekscesów nie przekonała.

Lelicińska-Błochowiak: - Wtedy Romek - mówiliśmy o nim "Maluch" - nienawidził Piwnicy, miał o niej fatalne zdanie: że to tylko wygłupy bez sensu.

Przychodził do Targów Wschodnich, gdzie zbieraliśmy się na dyskusje. W zasadzie opędzaliśmy się od niego, bo strasznie dużo wrzeszczał i zawsze miał rację, co było okropnie drażniące. Ale szybko okazało się, że to wspaniały chłopak. Był chodzącym wulkanem.

W 1985 r. Piwnica pod Baranami gościła w Centrum Pompidou w Paryżu. Na pierwszym przedstawieniu była wdowa po założycielu Centrum madame Pompidou i wdowa po Julio Cortazarze. Polański spóźnił się i nie został wpuszczony.

"Xawery zgasł"

"Bywałem w Piwnicy od samego początku"- mówił Joannie Olczak-Ronikier prof. Jan Błoński. "Cechowała te programy jakaś dwuznaczność, która musiała wściekle denerwować cenzurę. Niby to wyraźny nurt parodystyczny, zwrócony przeciwko tzw. staremu światu, naśmiewanie się z mieszczaństwa, z hrabiów, z markiz, z Xawerego, co zgasł, a.Xawery naturalnie był arystokratą - wszystko , w duchu reżimu. A jednocześnie nostalgia, tęsknota za tamtymi czasami, czułość do tych wszystkich rekwizytów przeszłości: kandelabrów, amarantów, akselbantów, parawanów, boa, woalek".

Lelicińska-Błochowiak: - "Xawerego" skomponował dla mnie Krzysio Litwin. Jak to było...

"Xawery zgasł, ostatni raz została kuchnia, dwa pokoje. Zapalam gaz, ostatni raz całuję zimne usta twoje. Pokoje dwa i kuchnia cicha, balkonu pól, Xawery biały. Wczoraj przy mnie jeszcze mu ręce drżały, a dzisiaj nawet nie oddycha. Amaranty, akselbanty i rapier. Nie zostało nic ze szczęścia dni. I ten kot, co stopy mi drapie. I to ciało, którym byłeś ty.

Cudowne czasy, kochana!

W "Jeziorze trzech wieszczek", na tle gór Harzu zrobionych z dykty i papieru przez Kazimierza Wiśniaka, zjeżdżała na scenę po linach rozpiętych przez Janka Długosza, alpinistę.

W "Śmierci w kawiarni" z dekoracjami Wiesława Dymnego wykonywała tytułową piosenkę, na finał "Pumę" - obie skomponowane przez Zygmunta Koniecznego.

W "Tercecie girls" śpiewała z półnagim Litwinem i Barbarą Nawratowicz. Intonowała pierwszy piwniczny hymn ("Ja ci śrubkę wkręcę w radio, o Leokadio"), którym rozpoczynano program (śpiewać należy na nutę "Ja ci skarby do stóp znoszę" - pouczał Piotr Skrzynecki).

W powiewnym kostiumie anielicy pląsała w "Śnie namiestnika Hinkona".

Odeszła z Piwnicy w 1963 r. -Zaczęło mnie mierzić gwiazdorstwo - mówi.

Wystąpiła raz jeszcze, jak zawsze brawurowo, w 1986 r. Na Wielki Bal Jubileuszowy przyjechała do Krakowa wprost z Paryża.

Lelicińska-Błochowiak: - Z Dorotą Terakowską wymknęłyśmy się w nasze podziemia i, jak za dawnych lat, wykonałyśmy taniec na fortepianie. Ku widocznemu zgorszeniu najmłodszych piwniczan.

Bardzo trudno mówić o Piotrze...

Piwnica to Piotr Skrzynecki i to z nim łączono pewien ton snobizmu i eksklu-zywności, który przyczynił się do popularności tego miejsca.

Lelicińska-Błochowiak: - Piotrowi można było ufać i wierzyć, a jednocześnie nie ufać i nie wierzyć. Można było się z nim przyjaźnić i to znaczyło wiele albo nie znaczyło nic. Przypominał amazońskiego owada, który żyje sam.

- Kiedy spotkaliśmy się w Koszalinie w latach 90., był taki jak dawniej. Nie zepsuła go sława, ale był coraz mniej kontaktowy, jakby poza rzeczywistością. Ale jak go dopadło to straszne choróbsko, bardzo się zmienił. Lgnął do ludzi, ale ludzie już nie lgnęli do niego. To okrutne, co powiem, ale nie był już towarzysko atrakcyjny - i nie był potrzebny. Kończyła się epoka, był epigonem, niestety nie widział tego. Bardzo, bardzo trudno to mówić...

- Często przypomina mi się jego pierwsza wyprawa do Paryża. Najpierw był wielki bankiet pożegnalny, a rano miał samolot. I na ten samolot trzeba było go odstawić. Przyszłyśmy Na Groble, gdzie mieszkał u Janki Garyckiej, żeby go spakować. Krysia Zachwatowicz przytargała swoje walizy z prawdziwej skóry, załadowałyśmy je pościąganą ze sznurków w łazience suszącą się bielizną -jak się później okazało, damską - i tak go wyekspediowałyśmy. Kiedy w Paryżu otworzył bagaże, to poza koszulą, którą miał na sobie, nie miał nic, co by było dla niego.

W pracowni profesorów Frycza i Stopki zakochała się w scenografii.

Lelicińska-Błochowiak: - To mój zawód i moja pasja. Oddawałam się jej przez całe życie, głównie w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie, ale współpracowałam także ze sceną bydgoską.

A teraz mam nową miłość: moją chałupkę nad jeziorem, moje ptaki, moje dzikie koty, moją, tylko moją przestrzeń. Tam się mnie nie odwiedza, kolegów aktorów przepędziłam na zbity łeb. To mój azyl. Wiesz, kochana, wciąż szalenie pociąga mnie życie.

"Kika Lelicińska, rzeźbiarka, była energią w koncentracie. Zawsze czymś szalenie zaabsorbowana, zaangażowana we wszystko, co się gdziekolwiek działo, paplała szybko i chaotycznie o stu sprawach naraz, tańcowała jak fryga i przez chwilę nie mogła ustać w miejscu. Nim się zaczęła Piwnica, była narciarką kadry narodowej, cudem wyszła z życiem ze straszliwego wypadku na zawodach w Szczyrku, a o swoich przerażających kontuzjach opowiadała, pękając ze śmiechu i popijając winko, surowo zabronione przez lekarzy. Na szczęście nic nie mogło w niej zgasić radości życia, którą zachwycała śpiewając i tańcując dla własnej przyjemności, bez najmniejszych zahamowań. Nie miała w sobie nic z Gwiazdy, nie szukała Sławy, choć zbierała zawsze ogromne oklaski, a z jej odejściem zakończyła się pewna era, charakterystyczna dla wczesnej Piwnicy: wygłupu zupełnie bezinteresownego, wyłącznie dla siebie".

Kika (Krystyna) Lelicińska- Błochowiak, scenograf, w latach 1965-1993 scenograf Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, dokąd przyjechała z Krakowa z mężem Mieczysławem Błochowiakem, aktorem. Stworzyła oprawę plastyczną m.in. "Awansu" E. Redlińskiego, "Kuchni" A. Weskera, "Alfy Bety" A. Wtiiteheada, "Wilków w nocy" T. Rittnera, "Niezwykłej przygody" J. Odrowąża, "Egzaminu" J. P. Gawlika, "Zabawy w koty" I. Orkeny'ego, "Daczy" I. Iredyńskiego, "Pod akacjami" J. Iwaszkiewicza, "Na kolanach" T. Różewcza, "Caliguli" A. Camusa, "Warszawianki" S. Wyspiańskiego, "Upiorów" H. Ibsena, "Mostu" J. Szaniawskiego, "Betlejem polskiego" L. Rydla. Wielokrotnie nagradzana i wyróżniana na festiwalach teatralnych.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Joanny Olczak-Ronikier "Piwnica pod Baranami". Warszawa 2003

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji