Artykuły

Ze śmiercią mu do twarzy

Zabił ze strachu przed końcem, a to przecież trwania trzeba się bać. Taki to komedio-kryminał z morałem widziałem. - o spektaklu "Udając ofiarę" w reż. Łukasza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym im. Łomnickiego w Poznaniu pisze Mateusz Tłok z Nowej Siły Krytycznej.

W Nowym to każdy jak nowy, prosto z myjki, z Browaru, z perfumerii. Siedzi się na widowni i wąchać nie trzeba. Zapachy same się pchają. Łabędzich, śnieżnobiałych szyi i nadgarstków. No więc zamiast zastanawiać się nad konkretami, usłyszeć można od pani w trzecim rzędzie o zbiegu okoliczności. No bo jaki to fart i nienepotyzm i niekolesiostwo i ciężka praca, że syn i tata w jednym stoją teatrze. Niedaleko spada wiśnia od wiśni. No i mamy nowego. Teatru nowy rozdział. Nowy spektakl się zaczyna.

Odtwarzając sceny zabójstw, Wala (Nikodem Kasprowicz) zarabia na życie jako ofiara. Najpierw udaje żonę wypychaną przez okno, potem utopioną z zazdrości dziewczynę, następnie zastrzelonego przez przyjaciela mężczyznę, by samemu skończyć jako podejrzany. W tym czasie widzi ducha swojego ojca (Witold Dębicki), który zginął z winy (jak mu się wydaje) żony (Daniela Popławska) spółkującej i "spiskującej" z jego bratem (Mariusz Puchalski). Próbuje ułożyć sobie życie z Olgą (Marta Szumieł), lecz gry w podduszanie tylko podtrzymują jałowy związek.

Do aktorskiej gry wiele autentyczności i humoru wniósł gościnnie zaproszony Mandar Purandare. Jako Zakirow świetnie oddaje naiwną bezradność wobec policji. Bezsilnie próbuje się tłumaczyć. Kręci. Przemawia przez niego tchórz. No i jest komiczny. Profesjonalnie i przekonująco zagrał Mariusz Puchalski. Uległość wobec żony, małostkowość, drażliwość, nieporadność i krępująca obojętność w stosunku do Wali to cechy, które doskonale oddane przez aktora, budują postać wujka. Sztucznie i w efekcie płasko, nieśmiesznie Gabriela Frycz udawała milicjantkę Ludę. Urodziwa i z potencjałem - tym razem nie zagrała przekonująco.

Zagrała natomiast scenografia. Szymon Gaszczyński rozwiązał w prosty i udany sposób problemy licznych wejść i wyjść, licznych zmian miejsc. Ruchome elementy podłogi efektownie wprowadzają ducha na scenę, odsłaniają basen, formują kolejne pomieszczenia. Framugi na podłużnym podeście przeistaczają się w ściany, drzwi, okna. Na scenie wyrasta nawet restauracja. Maszyneria jak najbardziej na miejscu, choć ruchoma.

Fabularne nawiązanie do Hamleta jest oczywiste. Z tą różnicą, że Wala księciem nie jest - raczej everymanem, który przez skórę i propozycję aktorską zdaje się być 30-latkiem z problemami nastolatka. Forma kryminału zubożona została o element dochodzenia, tajemnicy. Zostawiono przesłuchanie nafaszerowane dowcipem sytuacyjnym. Dowcip ten ostatecznie ratuje spektakl. Refleksji nad śmiercią - o dziwo - brak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji