Artykuły

Szczerze lub szyderczo

"Straszny dwór" w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej. Recenzja Tadeusza Płatka w Gazecie Krakowskiej.

Żołnierze przyodziani we współczesne, wojskowe podkoszulki moro, Zygmunt przechadza się po scenie z latarką, a nad głowami pijanych wojaków rozpościera się coś, co przypomina siatkę maskującą. W takiej właśnie, irackiej, scenerii, bracia Zygmunt i Stefan ślubują pozostanie w stanie kawalerskim dla dobra Ojczyzny. Oto jak rozpoczyna się "Straszny dwór" wystawiony przez Operę Krakowską [na zdjęciu]. Jednak druga odsłona przenosi nas już na dobre w wiek XVIII.

Później reżyser Laco Adamik niczym nas już nie zaskoczył. W nowych warunkach odtworzył sprawdzone widowisko (przez dwa lata operę wystawiano na zamku w Niepołomicach).

"Straszny dwór" w jego inscenizacji ogląda się bardzo dobrze. Poza jedną mielizną (duet Stefana i Zygmunta) akcja przedstawienia płynie wartkim nurtem i nie nudzi. Wszechobecne farsowe zagrywki co prawda ożywiają akcję, jednak chwilami czuje się ich nadmiar. Główni bohaterowie bez przerwy stroją miny, puszczają do siebie oczka, dają porozumiewawcze znaki - czasem zupełnie współczesne. W efekcie i tak śmiejemy się - jeśli nie szczerze, to przynajmniej szyderczo. A przecież o to chodzi!

Scenografia autorstwa Barbary Kędzierskiej jest piękna, "utkana" z brzeziny na tle płótna, które, w zależności od oświetlenia, przybiera barwy poranka, zachodu słońca, czy nocy. Bardzo ciekawa jest zwłaszcza sceneria trzeciego aktu (kurant i ruchome obrazy). Szczegółów jednak nie zdradzę, by nie psuć widzom niespodzianki.

W warstwie muzycznej zaskoczeń niestety nie było. Brakowało precyzji. W scenach zespołowych bogata melodyka Moniuszki zlewała się często w szarą, pozbawioną życia dźwiękową masę. Na wyróżnienie zasługują za to soliści, szczególnie Przemysław Firek w roli Zbigniewa.

Jego wspaniały baryton dodawał operze blasku. Bardzo dobre, pod względem aktorskim, kreacje stworzyli również Piotr Zgorzelski (Damazy) oraz Bożena Zawiślak-Dolny (Cześnikowa). Z dwóch sióstr Miecznika bardziej przekonała mnie Jadwiga (Agnieszka Cząstka). Jej mezzosopran był pełny, ciepłej barwy. Druga siostra, Hanna, ujawniła duże możliwości wokalne, które chyba nie do końca udało się jej okiełznać. W trudnych, skądinąd, koloraturach brakowało spokoju, a naganna dykcja nie pozwoliła zrozumieć właściwie ani jednego słowa.

Prawdziwą przykrością było wysłuchanie nieczystego solo wiolonczeli (po arii "Cisza dokoła"). Myślę, że o tym, i jeszcze kilku podobnych miejscach, dyrygent chciałby jak najszybciej zapomnieć. Ja również.

Mankamenty nie zdołają jednak zatrzeć pozytywnego obrazu całości. "Straszny dwór" to widowisko rzetelnie wyreżyserowane, o pięknej scenografii, która mimo swej zachowawczości w niczym nie przypomina zakurzonego lamusa. Krakowska Opera ma wreszcie w swoim repertuarze pozycję, której nie wypadało nie mieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji