Artykuły

Wspomnienie o Ludwiku René

To już pięć lat. Jak ten czas leci. Wielcy i mali odchodzą w zapomnienie. Ich miejsce zajmują inni. I taka jest kolej losu. LUDWIK RENE był wielkim reżyserem. Teatr Dramatyczny wiele mu zawdzięcza, na jego bowiem scenie odnosił największe sukcesy.

Były to lata 50., 60. i 70. Znakomity okres dla teatru polskiego. Każdego dnia Teatr Dramatyczny pękał w szwach. Każde nowe przedstawienie było wydarzeniem artystycznym z wielkimi kreacjami aktorskimi: Gustawa Holoubka, Haliny Mikołajskiej, Wandy Łuczyckiej, Zofii Rysiówny, Jana Świderskiego, Ignacego Gogolewskiego, Aleksandra Dzwonkowskiego, Zbigniewa Zapasiewicza, Edmunda Fettinga i Andrzeja Szczepkowskiego.

Na tej scenie Ludwik René realizował swoje wizje artystyczne w wielkim europejskim repertuarze. Kilka z nich to światowe prapremiery. Specjalizował się w Brechcie i Dürrenmatcie. Niezapomniane przedstawienia z tamtego okresu to między innymi: "Dobry człowiek z Seczuanu" z wielką rolą Haliny Mikołajskiej, "Szwejk" ze znakomitym Aleksandrem Dzwonkowskim, "Wizje Simony Machard", rewelacyjna wprost "Wizyta starszej pani" z wybitnymi kreacjami Wandy Łuczyckiej i Aleksandra Dzwonkowskiego, "Fizycy" z kolejnymi wspaniałymi rolami Jana Świderskiego i Edmunda Fettinga, "Romulus Wielki" z genialną rolą Jana Świderskiego. Dalej "Meteor", "Anabaptyści", wielki światowy przebój "Po upadku" z Elżbietą Czyżewską, "Proces z Salem", "Król Jan", "Diabeł i Pan Bóg" ze wspaniałą rolą Gustawa Holoubka, "Don Juan, czyli miłość do geometrii" i wreszcie w roku 1968 "Kroniki królewskie" według Stanisława Wyspiańskiego uhonorowane Nagrodą Krytyków Teatralnych im. Boya za reżyserię i kreacje aktorskie Zofii Rysiówny, Ignacego Gogolewskiego i Zbigniewa Zapasiewicza. Dzięki Ludwikowi Renę tekst Wyspiańskiego, otoczony szacunkiem, bez żadnych udziwnień i przeróbek stał się niemalże dramatem współczesnym.

Wszystkie zresztą jego przedstawienia były klarowne i przejrzyste, osadzone subtelnie w epoce, nawiązujące do współczesności. Fascynowała go nie tylko treść, ale także metafora, dobry smak i zmysł reżyserski. Wśród bogatego dorobku reżyserskiego Ludwika był również "Juliusz Cezar" Szekspira, "Życie snem" Calderona, "Letnicy" Gorkiego, "Foto-Finisch" Ustinova i rewelacyjne "Krzesła" Ionesco z Mikołajską i Świderskim na Małej Scenie Teatru Dramatycznego, która dziś nosi imię Haliny Mikołajskiej. Wystawił także "Iwonę, księżniczkę Burgunda", "Króla Edypa" ze znakomitym Holoubkiem i Łuczycką, a także "Wędrówki mistrza Kościeja" i "U mety". Ostatnie jego prace przed odejściem na emeryturę to "Komedia" Nałęcz-Korzeniowskiego w Dramatycznym i "Warszawianka" Wyspiańskiego w Rozmaitościach za dyrekcji Gogolewskiego w roku 1986.

Był jeszcze w pełni sił twórczych. Mógł służyć swoją wiedzą i doświadczeniem, ale jego rodzimy teatr już go nie potrzebował. Odszedł rozgoryczony. A o jego 80. urodzinach pamiętał już tylko ówczesny minister kultury i sztuki Kazimierz Dejmek. Przysłał mu gratulacje i kwiaty, zapraszając na przyjacielskie spotkanie w ministerstwie. Pierwsze słowa, jakie padły z ust Dejmka, brzmiały: "Jak ci nie wstyd mieć tyle lat?". Niestety, niczego nie można cofnąć, a zwłaszcza lat. Opowiadał mi to wszystko Ludwik z detalami, bo łączyła nas przyjaźń.

Skromny, wrażliwy i zakompleksiony nie zrobił majątku w okresie, kiedy był wielki, choć ciężko pracował. Nie lansował swojej żony utalentowanej aktorki Krystyny Kamieńskiej, która była razem z nim w Teatrze Dramatycznym, bo nie chciał, aby o nim źle mówiono. Opowiadał mi o swojej młodości, wcale nie wesołej, i o ciężkich przeżyciach, po których pozostały urazy. Dziwiłem się często, jak mógł z taką wrażliwością i takim charakterem zajść tak wysoko. Nigdy o nic nie walczył i stale miał skrupuły. Zadręczał się i zastanawiał, czy robi dobrze. Przyznawał mi często rację, że skromność nie jest dodatnią cechą artysty i nie zawsze pomaga. Czasami wręcz szkodzi. Inteligentny, o dużej wiedzy, muzykalny uczeń wielkiego Leona Schillera, reżyserował także widowiska muzyczne w Operze Warszawskiej i w Operze Poznańskiej. Pozycje operowe to "Faust" Gounoda, "Koronacja Poppei" Monteverdiego, "Król Roger" Szymanowskiego i "Don Pasquale" Donizettiego, a w Operetce Warszawskiej przygotował "Zemstę nietoperza". W roku 1968 reżyserował w Teatrze Polskim "Derby w pałacu" Abramowa, a w 1978 w Teatrze na Woli u Tadeusza Łomnickiego "Życie Galileusza". Dużo robił w Polskim Radiu i w telewizji. Był także przez jakiś czas wykładowcą w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Kiedy umarł, na jego pogrzebie była garstka ludzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji