Artykuły

"Pan dyrektor ma imieniny"

Znamy to, znamy - tak, ale dlatego się tak doskonale bawimy. Na pewno lepiej, niż sceniczny solenizant. "Imieniny pana dyrektora" Skowrońskiego i Słotwińskiego witane są generalnym aplauzem i oklaskami przy otwartej kurtynie. Ta ,.komediofarsa", jak ją określono w afiszu, naszpikowana jest wywołującymi śmiech sytuacjami i zabawnymi dialogami. Nareszcie mamy komedię - stwierdza widz wychodząc z teatru. Śmieliśmy się bowiem również i na "Takich czasach" Jurandota - były one jednak tylko wielkim, zręcznie granym skeczem. Tu natomiast mamy masę humoru satyrycznego i świetnie szkicowane postacie.

O co chodzi? Autorzy atakują problem nieprzemyślanego awansu społecznego. Człowiek dawniej wzorowo pracujący zostaje wysunięty na kierownicze stanowisko i pozostawiony bez opieki. Nie umie sobie dać rady, zamienia się w kacyka. Autorzy tak prowadzą bohatera, że choć jest śmieszny i niepoważny, czujemy do niego sympatię, widząc jak mu się przewraca w głowie z braku rozsądku, a nie złej woli, i podkreślają odpowiedzialność "czynników nadrzędnych" za losy nowoupieczonego dyrektora - bo przecież brak ich opieki jest w dużej mierze przyczyną jego klęski. Przy okazji autorzy wydają wojnę modnym chorobom sloganerii samozadowolenia i wazeliniarstwa.

Nie ma jednak w tej sztuce rezonerstwa, nie ma taniego, łopatologicznego recepciarstwa. Jest natomiast człowiek, i żywa akcja, piętnaście (policzyłem w programie) żywych, doskonale podpatrzonych postaci i wiele soczystego humoru.

Pierwsze skrzypce gra Tadeusz Chmielewski. Jak gra! Przemawia, radzi, gromi, instruuje, prosi - wszystko na granicy absurdu i prawdopodobieństwa. O krok - a byłby "przegrał". Ale na tym polega doskonałość jego kreacji, że nie stworzył postaci abstrakcyjnie śmiesznej lecz jego dyrektor będąc świetną syntezą wykpiwanych cech, jest doskonale podpatrzony.

Sztuka jest naprawdę dobrze grana i trudno tu wymienić wszystkich. Np. świetnym, głosem rozsądku (którego boją się wszyscy mężczyźni) jest E. Podborówna w roli patronującej rodzinie żony dyrektora. Kapitalnym woźnym jest M. Wołyńczyk. Dobrze się pamięta również M. Seroczyńska w roli córki dyrektora, B. Stępniakówną (przysłoswiowa sekretarka), W. Chądzyńską (urzędniczka), J. Zejdowskiego (starszy radca), J. Tkaczyka (kuzyn - "złoty młodzieniec"), C. Byszewskiego i C. Roszkowskiego (zabawna dwójka inspektorów. Dyskutować można by o ujęciu roli przez Z. Wojdana - jego płaszczący się naczelnik był zbyt płaski. T. Bartosik grał rolę młodego inżyniera, na jednej nucie - co prawda, sztuka nie dawała mu wielkich możliwości. Wielkich możliwości nie miał również R. Nowicki, ale każda z jego dwóch kreacji miała swoje smaczki.

Oczywiście oklaski na widowni i dodatnie oceny przedstawienia to również wielka zasługa reżyserska K. Borowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji