Artykuły

Sądny dzień solenizanta

No. Więc jednak okazuje się, że można! Można napisać naprawdę wesołą, lekką a trafnie bijącą w różne nasze śmiesznostki i bolączki farsę na codzienne tematy. Dowiodła tego spółka autorska Skowroński - Słotwiński, która już dała nam kiedyś "Dwa tygodnie w raju", wodewil grany wówczas w "Syrenie". Tamten wodewil był co prawda bezpretensjonalny, ale grzeszył pewną anemicznością. Swojej nowej farsie, dali autorzy serdeczną krew, która wlała w nią życie i sprawiła, że widz zaśmiewa się, patrząc na perypetie pewnego grubaska dyrektora (Tadeusz Chmielewski), który nie dorósłszy do swego wysokiego stanowiska, zaczął przemieniać się w kacyka, ale... Ale nie należy zdradzać treści wesołej farsy. Po co odkrywać karty, skoro publiczności tak przyjemnie będzie samej to uczynić.

JEDEN "SĄDNY" DZIEŃ

Dość powiedzieć, że cała sztuka dzieje się w ciągu jednego dnia, ściśle mówiąc nawet w ciągu paru godzin tego dnia: od rana do późnego popołudnia. Że dzień ten jest dniem imienin dyrektora fabryki płyt gramofonowych Puchalskiego. Że dzień, który powinien być dla dyrektora przyjemny, przemienia się dla niego dosłownie w sądny dzień, bo sądzą go: przyszły zięć, ukochana córka, rozsądna żona, robotnicy, kontrolujący inspektorzy, wreszcie władza zwierzchnia. Że sąd ten kończy się... Ale znowu nie odkrywajmy kart, lepiej pójść na sztukę. Sądzę zresztą, że nie trzeba będzie do tego publiczności zachęcać: będzie waliła drzwiami i oknami. Niech tylko, przechodząc ulicą Zamoyskiego, usłyszy chóralne wybuchy śmiechu, towarzyszące niemal każdej scenie.

HUMOR SYTUACYJNY I SŁOWNY

Autorzy bowiem, licząc się ze starą wypróbowaną techniką budowania fars, piętrzyli jedną zabawną sytuację za drugą, a jedno na prawdę dobre powiedzenie goniło tam poprzednie. Nie brak więc tam humoru sytuacyjnego, polegającego jak trzeba w dobrej farsie, przeważnie na nieporozumieniach (inspektorzy wzięci za gości imieninowych w I akcie, płyta, na której nagrano naganę dyrektora, puszczona jako prezent "imieninowy, naczelny dyrektor, niezauważony przez sekretarkę w III akcie, dyrektorowa w zapale przemówienia, sprzątająca głodnemu inspektorowi sprzed nosa bułkę za bułką itp.). Nie brak i bardzo dobrego humoru słownego, tego, co pospolicie nazywamy dowcipami. Najlepszy jest pod tym względem akt drugi, który ma parę scen po prostu pierwszorzędnych, jak np. rozmowa Puchalskiego ze spekulantem kuzynkiem Poldkiem, a nade wszystko dowcipne układanie życiorysu, który by w przeświadczeniu biednego głuptasa umocnił jego pozycję u zwierzchników. W drugim też akcie wystrzela strzelba, nabita w akcie pierwszym: płyta, która narobiła takiego zamieszania w gabinecie dyrektora, świadczy jako martwy ale wymowny świadek przeciwko niemu wobec inspektorów, przybyłych na kontrolę.

LUDZIE NA CO DZIEŃ

Są w tej wesołej, wartko płynącej lekka akcja sztuce zwykli ludzie tacy, jakich spotykamy codziennie na każdym kroku. Jedni, jak Puchalski, głupcy, inni jak Rachwał (Tadeusz Bartosik) młodzi, pełni zapału pracownicy, jeszcze inni, jak Poldek drobni spekulanci i małomieszczańscy krętacze (Jerzy Tkaczyk), są i "wazeliniarze" nic a nic nie rozumiejący z tego co się wokół nich dzieje, jak naczelnik wydziału Hipolit Dobek (pomysłowa kreacja Zygmunta Wojdana) są dowcipnie podchwycone figury inspektorów, z których każdy mimo, że narysowany zaledwie paroma kreskami jest inny: Kalita (Czesław Roszkowski) materiał na nadgorliwca, bez poczucia humoru, Dębicki, oglądający się za ładnymi dziewczętami (Czesław Byszewski). Są wreszcie urzędnicy tacy, jakich wielu znajdujemy w tysiącach biur w całym kraju, jak rozsądna Karwowska (świetnie podpatrzona w każdym ruchu przez Wandę Chądzyńską), jak starszy radca Lubowiecki (pyszny Józef Zejdowski) jest i woźny pełen umiaru, humoru i pomysłów, który mimo woli staje się sprężyną akcji, gdy on to doradza Magdzie co ma robić z aktami racjonalizatorskiego wynalazku. (Mikołaj Wołyńczyk świetnie uchwycił farsowy ton). Bo zapomnieliśmy powiedzieć, o tym, że cała akcja obraca się wokół pewnego racjonalizatorskiego wynalazku w dziedzinie płyt gramofonowych. I nie jest przypadkiem, żeśmy o tym zapomnieli, bo chociaż sprawa wkładania pod sukno pomysłów racjonalizatorskich jest wyraźnie w tej sztuce napiętnowana, to na plan pierwszy wysuwają się ludzie z ich wszystkimi przywarami i zaletami. Z "pozycji kobiety", jak się to uroczyście mówi, muszę wyrazić specjalną wdzięczność dwu autorom, z których żaden nie jest kobietą za to, że odmalowawszy rodzinę Puchalskich, pokazali, iż zdrowy rozsądek mają w tej trzy osobowej rodzinie jedynie kobiety i to nie tylko przedstawicielką młodego pokolenia, młoda i wykształcona na wyższej uczelni Magda, lecz także i jej poczciwa gospodarna mama, która stara się małżonkowi wybić z głowy "wodę sodową" i szczerze się raduje, gdy zdejmują go z nieodpowiedniego dla niego stanowiska dyrektorskiego.

...I S-KA

Należy również wspomnieć, że autorzy tej zabawnej farsy mają niejako wspólników, którym należy się choćby cząstka pochwał. Tymi wspólnikami są reżyser Karol Borowski, który nic nie uronił z musującej pianki humoru "Imienin" i trafnie wypunktował tempo widowiska i przede wszystkim Tadeusz Chmielewski w roli Puchalskiego. Jemu zawdzięcza ta sztuka wiele wybuchów śmiechu, rozbrzmiewających na sali. Chmielewski grał systemem "fertnerowskim", okraszając swe słowa komiczną mimiką, jękami, okrzykami, a gdy trzeba było zaraźliwym śmiechem; był znakomity. Nie ustępowała mu w komizmie Eugenia Podborówna, która stworzyła krwistą figurę zażywnej poczciwej i pełnej zdrowego rozsądku "białostocczanki". Maria Seroczyńska była na prawdę miłą, zakochaną dziewczyną w roli Magdy. Barbara Stępniakówna trochę nijako ujęła rolę pozytywnej z pozorami lekkomyślności sekretarki Zuzi. Natomiast wiele ślamazarnego komizmu wniósł do swej roli Poldka - Jerzy Tkaczyk. Tadeusz Bartosik był stanowczo bardziej realistyczny w scenach, gdy się złościł, niż w tych gdzie się kochał. Wybuchy złości były zresztą jedną z mocnych stron Chmielewskiego. Romuald Nowicki niewielkie miał pole do popisu w odmalowaniu dwu wnętrz w jakich dzieje się akcja. Dobrze podkreślił kołtuński gust w saloniku Puchalskich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji