Artykuły

Kaliskie Spotkania Teatralne. Dzień czwarty

Przedstawienia rezygnujące z realistycznego zaplecza artystycznego, czwartej ściany i "naturalnej" gry aktorskiej, przy jednoczesnym eksponowaniu teatralności, podkreślaniu sztuczności i kreacji świata scenicznego - o czwartym dniu Kaliskich Spotkań Teatralnych pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Poznając ogromną różnorodność środków artystycznych, proponowanych przez współczesne aktorstwo, chciałoby się, by festiwal sztuki aktorskiej konfrontował przedstawienia w jakiś sposób podobne, by można było zaobserwować wzajemne doświetlanie propozycji artystycznych. Udało się osiągnąć taki efekt czwartego dnia. Obejrzeliśmy dwa przedstawienia rezygnujące z realistycznego zaplecza artystycznego, czwartej ściany i "naturalnej" gry aktorskiej, przy jednoczesnym eksponowaniu teatralności, podkreślaniu sztuczności i kreacji świata scenicznego.

Sztuka "Rowerzyści" (koprodukcja Teatrów Współczesnego w Szczecinie i Jaracza w Łodzi) mogłaby stać się podstawą do powstania kolejnej realistycznej sztuczki "o życiu". Dzięki precyzyjnej, wynikającej z wnikliwej lektury reżyserii Anny Augustynowicz i korespondującej z nią scenografii Waldemara Zawodzińskiego, skrótowej, wspierającej aktorów i reżyserię, wykonawcy (połączone siły dwóch teatrów) grają ją jako okrutną opowieść o niedojrzałości i duchowym pustostanie.

Wypowiadając niektóre z wpisanych w dialogi kwestii w stronę widowni wykonawcy jednocześnie opatrują sytuacje sceniczne komentarzem, budują dystans i ironiczne, "obce" spojrzenie z boku na rozgrywane sytuacje oraz sytuują sami siebie w sferze pomiędzy postacią i (auto)komentarzem do niej. Brechtowski z ducha efekt, wybudowany jakby od niechcenia, sprawia, że nawet trudne, balansujące na granicy prawa sytuacje (seks z niepełnoletnim!) przyjmowane są dość lekko, nie mamy wrażenia epatowania problemami.

Najczyściej i najpełniej w tej formie odnajdują się Beata Zygarlicka (Anna) i Marcin Łuczak (Tomek). Co ciekawe, oboje osiągają tę czystość formalną innymi sposobami. Zygarlicka mocno wchodzi w stany emocjonalne swojej bohaterki. Choć regułą spektaklu jest to, że postaci po swoich scenach schodzą "prywatnie" ze sceny, Zygarlicka nie rezygnuje z napięć ciała, min, pewnej ociężałości swojej bohaterki. Nie zrywając ciągłości, jaką wypracowuje na scenie, jest jeszcze mocniejsza, gdy w jej obecności buduje się tę współczesną wersję efektu obcości. Łuczak z kolei nieustannie podważa stany swego bohatera. Gając półprywatnie i często zwracając się do widowni nie próbuje nawet zbudować ciągłości postaci podobnej do tej, jaką proponuje Zygarlicka. Łamiąc nastroje i co chwilę rezygnując ze scenicznego stanu emocjonalnego swego bohatera, Łuczak proponuje migotliwość i niepewność jako alternatywę dla kompletnej, skończonej postaci scenicznej. Niestabilny bohater, wygrywany na przecięciu artystycznej konstrukcji roli i prywatności to drugi sposób na realizację efektu obcości a'la Augustynowicz.

Inna propozycja reteatralizacji zagarniętej przez realizm przestrzeni scenicznej przyjechała do Kalisza wraz z zespołem z Jeleniej Góry. Zrealizowana jeszcze za dyrekcji Wojtka Klemma "Elektra" w reżyserii Natalii Korczakowskiej burzy czwartą ścianę głównie przy pomocy działań reżyserskich: pojawiają się wszechobecne kamery, projekcje na wysokich na pół sceny ekranach, mikroporty, mikrofony, ważną rolę odgrywa przetykanie tekstu antycznego współczesnym tekstem filozoficznym Michela Foucault. Ten spektakl-centon nie prowadzi widza za rękę, nie proponuje prostych rozwiązań, nie podsuwa niczego gotowego, na tacy. By dokopać się do zawartych w nim propozycji dobrze byłoby obejrzeć go więcej niż raz.

Jeleniogórscy artyści mają świadomość trudności, jaką spektakl może sprawiać - i sprawia - widzowi. Robotą aktorów jest inteligentne wkomponowanie się w tę hybrydyczną, niestabilną formę. Nie tyle zatem własne propozycje, co posłuszeństwo wobec nadrzędnej myśli i elastyczne dopasowanie się do koncepcji reżyserskiej pracuje tu na osiągnięcie ostatecznego efektu.

W kilku przypadkach taka umiejętność bycia elementem centonu zafunkcjonowała znakomicie. Lidia Schneider (Chór - Norma II i Klytajmestra), Iwona Lach (Elektra), Piotr Konieczyński (Pylades i Sługa snu Ajgistosa), Irmina Babińska (Chór - Norma I, Starzec) i Anna Ludwicka (Przodownica Chóru - Norma III). Aktorom nie przeszkadza kilka ról do odtworzenia, wielorakość stawianych przed nimi zadań. Jawna teatralność, demonstracyjnie pokazywane przebieranki (co szczególnie wyraźnie widać w przypadku postaci Lidii Schneider), spełnianie funkcji - a nie granie - w spektaklu, instrumentalność wobec widowiska - to komponenty składające się na ich działania. Czy można jeszcze wobec tego mówić o sztuce aktorskiej, kiedy wszystko wydaje się być z góry poustawiane przez reżysera? Wydaje się, że tak - wciąż jeszcze bowiem aktorzy mają coś do zagrania, nie jest to niewdzięczna maszynka do cowieczornego produkowania rzeczywistości. Wszystko podparte zostaje bowiem pracą artystyczną, choćby emblematycznie zaznaczanymi stanami emocjonalnymi, radykalnością w ruchu scenicznym, osobistym zaangażowaniem w toczący się spektakl.

Pozbywając się realizmu scenicznego, reżyserki prezentowanych obok siebie spektakli dokopują się do głębszych, mniej oczywistych struktur. Nie ukrywają przed widzem, że wszyscy znajdujemy się w teatrze, nie rezygnują z możliwości, jakie daje współczesna technika teatralna - a aktorom proponują wyprawę w stronę białych plam na mapie polskiego teatru. Ubi leones?

na zdjęciu: "Elektra" w reż. Natalii Korczakowskiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji