Artykuły

Kaliskie Spotkania Teatralne. Podsumowanie

Werdykt jury wyraziście uwypuklił fakt, iż niezmiennie doceniane w Polsce jest aktorstwo realistyczne - o siódmym dniu Kaliskich Spotkań Teatralnych pisze i podsumowuje festiwal Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Ostatni dzień kaliskiego przeglądu przyniósł znów jedno tylko przedstawienie, gdańską propozycję inscenizacji "Słodkiego ptaka młodości" Tennessee Williamsa w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego.

Zespół Teatru Wybrzeże został wrzucony w umowną przestrzeń wydzieloną płaskimi ekranami. Złożenie w jedno scenografii, która nie próbuje udawać żadnego z proponowanych w tekście miejsc, i aktorstwa doskonale współgrającego z duchem tekstu, dało efekt obrazu trochę odrealnionej, jakby onirycznej czasoprzestrzeni.

Dwie główne role, Księżniczki Kosmonopolis i Chance'a Wayne'a (Dorota Kolak i Michał Kitliński) to koncertowe popisy umiejętności idących w zgodnej parze z talentem. Tkane precyzyjnymi, wyraźnymi, ale nienachalnymi i pozbawionymi przesady środkami, role protagonistów wyróżniają się zdecydowanie na tle pracy całego zespołu. Charakter tekstu zresztą daje im właśnie takie możliwości. Ofiarna, odważna i pozbawiona zahamowań gra Kolak, bezprzykładnie oddanej roli i całemu spektaklowi, uzupełniona zostaje przez chamską natrętność Chance'a, którego cynizm i przebiegłość każą aktorowi grać postać o dwu twarzach: z jednej strony uległego Księżniczce chłopca do towarzystwa, z drugiej - pyszałkowatego mydłka, imponującego swoim prowincjonalnym znajomym fikcyjnymi osiągnięciami.

Zespół gdańskiego teatru stanął wobec takiego układu w obliczu trudnego zadania: obsadzeni w rolach drugoplanowych aktorzy w wielu sytuacjach są zmuszeni do bezruchu, biernego przyglądania się rozgrywanym scenom. Udaje im się nie skupiać uwagi widza na sobie, kanalizować ją i dyskretnie usuwać się w cień, gdy do głosu dochodzą postaci pierwszoplanowe. Jednocześnie w swoich wystąpieniach budują z odprysków wyraziste postaci (szczególnie udało się to Ewie Jendrzejewskiej w roli Lucy), które jednak nie przyćmiewają pierwszoplanowych wyrazistością czy poziomem energetycznym.

*

Werdykt jury wyraziście uwypuklił fakt, iż niezmiennie doceniane w Polsce jest aktorstwo realistyczne. Jerzy Trela i Dorota Kolak, zdobywcy Grand Prix, w swoich rolach bazowali mocno na osiągnięciach tradycji gry realistycznej. Inne nurty, inne aktorskie światy, są, owszem, doceniane, ale jakby mniej odważnie. Niezbadany i trudny do opisania grunt jest niebezpieczny, łatwo go przecenić, skompromitować się i ośmieszyć, więc bezpieczniej jest lokować poszukiwania i eksperymenty w kategorii wyróżnień, niż głównych nagród.

Docenienie zespołu "Rowerzystów" (trzy wyróżnienia indywidualne i nagroda za kreację zespołową) udowadnia, że konsekwentnie przeprowadzony eksperyment na aktorach przynosi owoce ważkie i warte szczególnej uwagi. Bezwzględne i radykalne podporządkowanie się aktorów reżyserskiej propozycji Augustynowicz zostało potraktowane w kategorii propozycji zespołu jako całości. Chyba właśnie ta lojalność i precyzja w wykonaniu zadań artystycznych wydała się jurorom istotniejsza, niż np. idealnie zgrany zespół łódzkiej "Plotki", w którym aktorzy znakomicie uzupełniali się i wręcz spijali sobie z ust kolejne kwestie.

Pewnie każdy obserwator festiwalu żałuje "swoich" faworytów (mnie osobiście dziwi niedocenienie Doroty Segdy w "Król umiera" z Krakowa oraz całkowite pominięcie w werdykcie łódzkiego "Ślubu"). Ostatecznie jednak konfrontacje artystów z całej Polski przynoszą przecież więcej korzyści, niż same rozdane nagrody. Korzyści głównie niematerialnych.

*

Jaki kurs rozwoju obiera sobie festiwal przed nadchodzącą, jubileuszową edycją? Trudno powiedzieć, bowiem pewien chaos i brak jednoznacznej linii repertuarowej zaciera obraz. Wysokie ceny biletów i niewielka ilość tzw. wejściówek dla młodzieży i studentów odstrasza od teatru osoby mniej zamożne, czyniąc z festiwalu imprezę elitarną. Takie kształtowanie publiczności może ją zniechęcić do samego teatru w ogóle, jest więc ryzykownym i chyba nie do końca przemyślanym krokiem.

Zapewne jubileusz byłby znakomitym pretekstem do tego, by zaprosić do Kalisza najgłośniejsze spektakle ostatnich sezonów - by wymienić kilka najoczywiściej nasuwających się nazwisk: Krzysztofa Warlikowskiego, Remigiusza Brzyka, Mai Kleczewskiej. Wieloletnia często współpraca reżyserów z aktorami, długi czas prób, nieoczywiste i różnorodne języki teatralne pozwalają artystom zbudować niezwykłe kreacje, godne pokazania na scenie nad Prosną. Byłoby fatalnie, gdyby kolejna edycja z racji jubileuszu chciała dogodzić niskim gustom i zapraszała np. gwiazdorskie, ale przeciętne przedstawienia, niebezpiecznie bliskie chałturom (jak to się tu już, niestety, zdarzało).

Brakuje temu festiwalowi atmosfery wielkiej teatralnej imprezy: nie ma w programie spotkań z aktorami, dyskusji po przedstawieniach, obudowania ich kontekstami. Same spektakle (i kilka imprez towarzyszących, dość swobodnie orbitujących wokół Spotkań), choć są, oczywiście, w centrum zainteresowania, nie zbudują festiwalu; dodanie im "obudowy" w postaci rozmów, spotkań, dyskusji o aktorstwie ożywiłoby cała imprezę i dodało jej nowej, innej energii. Gdyby organizatorzy do tego zechcieli pamiętać o uczynieniu spektakli dostępnymi dla jak największej rzeszy widzów, ranga i znaczenie Spotkań, zarówno wśród widzów w Kaliszu, jak i w teatralnej Polsce, mogłaby urosnąć i stać się zdecydowanie bardziej znacząca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji