Artykuły

Bat Yam - Tykocin, Tel Aviv - Wrocław, Warszawa - Warszawa

O "Bat Yam" w reż. Yael Ronen z wrocławskiego Teatru Współczesnego i "Tykocinie" w reż. Michała Zadary z Teatru Habima prezentowanych podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Dorota Kowalkowska z Nowej Siły Krytycznej.

"Bat Yam - Tykocin" to polsko - izraelski dyptyk zrealizowany przez Wrocławski Teatr Współczesny i Teatr Habimah w Tel Avivie. Koprodukcja powstała z okazji obchodów Roku Polskiego w Izraelu stanowi efekt dramaturgicznej i reżyserskiej pracy Michała Zadary, Pawła Demirskiego oraz Yael Ronen i Amita Epsteina. Swoisty barter, jakiego dokonali twórcy pracując z zagranicznymi zespołami (Zadara w Izraelu, Ronen w Polsce), otworzył specjalną przestrzeń dialogu o pamięci, historii i tożsamości. Pokazywane oddzielnie w rodzimych teatrach spektakle, dopiero w zestawieniu stają się sytuacją prawdziwie konfrontacyjną. Zdecydowane, bezpardonowe i wieloznaczne wypowiedzi, badające orientację (historyczną, społeczną, polityczną) wobec Holocaustu, zostały w lekki i błyskotliwy sposób wmontowane w materię teatru. Szczęśliwie, powstało widowisko dalekie tonem od narodowych wypominek, asekuranckiego kluczenia czy przeciwnie - wiwisekcji do ostatniej krwi. Spojone fabularnie, umieszczone w tej samej scenografii produkcje, sprawnie się przenikają, odsłaniając jednocześnie nie tylko inscenizacyjne różnice. Perspektywa spotkania poszerza się coraz bardziej.

Yael Ronen opowiada historię trzypokoleniowej rodziny Jakuba Kozicza, która wyprawia się do Tykocina po odbiór majątku. Ocalały z pogromu w 1941 roku dziadek nie chce opuszczać Izraela i jechać do Polski, ale przekonuje go do tego syn traktujący wyjazd jako inwestycję. Dla każdego podróż ma inne znaczenie - córka Kozicza traktuje ją jako psychoterapeutyczne spotkanie z ojcem, dorosła wnuczka kręci filmowy dokument o relacjach polsko-żydowskich, zaś nastoletni wnuk spod znaku "emo" opowiadający o swojej nieudanej (głównie dlatego, że niezauważonej przez innych) próbie samobójczej, chce odbyć krajoznawczo-holocaustową wycieczkę. Reżyserka z wymyślonej podróży czyni głównie studium rodziny i jej psychiczno-emocjonalnej kondycji. Choć spektakl zdaje się zmierzać w stronę familijnej obyczajówki, w której ciotka obwinia dziadka za swoją depresję, a wnuczka zakochuje się w polskim operatorze (mimo że jest Polakiem), w istocie jest to opowieść skonfliktowana na wielu poziomach. Żartobliwy ton przedstawienia, antysemickie dowcipy opowiadane przez żydowskich bohaterów, świadoma karykatura postaci, służą pytaniom: jak można/ wolno mówić, co/kto o tym decyduje. Uczynienie bohaterami spektaklu trzech pokoleń - od uczestnika tykocińskiej rzezi, przez jego dzieci, po czytające podręczniki o holocauście wnuki, obnaża stopnie uwewnętrznienia Zagłady i pamięci o niej. W tym sensie pytanie o pamięć będzie zawsze pytaniem o reprezentację, o prawo do pamięci Holocaustu - realnej, odziedziczonej, wszczepionej czy projektowanej. W każdym razie - nie mogącej istnieć prywatnie.

Kłopotliwym momentem przedstawienia jest dobitnie puentujący całość finał. Spotkanie Kozicza z wytypowaną do nagrody "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" Polką, rozegrane w melodramatycznej aurze, jednoznacznie opowiada się za potrzebą ciągłego rozrachunku i konfrontacji z trudną prawdą historyczną, nawet jej najciemniejszym obliczem.

Od takiej jednoznaczności uciekli Michał Zadara i Paweł Demirski. "Tykocin" mówi o wyruszającej do tytułowego miasta grupie znajomych z Warszawy, którzy chcą oprotestować wręczenie nagrody będącej tematem spektaklu "Bat Yam". W tryb polsko-izraelskiego orzekania o (nie)słuszności przyznania tykociniance orderu wkracza neobrechtowski teatr. Aktorzy wychodzą z ról i prywatnie zaczynają rozprawiać o "prawdzie", wymieniają własne poglądy na temat możliwego przebiegu historycznych wydarzeń. Umowność opowieści, zmieniające się konwencje, inwazja teatralności, zaświadczają o nieweryfikowalności historii, zawsze istniejącej w zapośredniczeniu.

Polscy twórcy ironicznie odnoszą się do przedsięwzięcia zamówionej koprodukcji finansowanej przez polski rząd, który chciał pokazać Polaków jako wspaniałych sprawiedliwych. Zamysł ten komentują pogardliwie bohaterowie spektaklu. Spod tej polifonii dobywa się jeden głos Zadary i Demirskiego zaświadczający o Polakach mniej wspaniałych, bo "skażonych" Zagładą. Autorzy scenariusza poszerzają rozpoznanie Ronen: spór o pamięć dotyczy nie przedmiotu, a sposobu, w jaki pamiętamy i powodu, dlaczego właśnie w taki sposób. Pamięć jest inscenizacją, aktem teatralnym, który reżyser obnaża "zakłócając" główną narrację deziluzyjnymi działaniami. Scenariusz przedstawienia pamięci nie przewiduje przecież jednego zakończenia.

Tym ciekawiej "Bat Tam - Tykocin" wybrzmiewa w mieście Warszawskich Spotkań Teatralnych. Mieście, w którym ślady półmilionowej żydowskiej obecności - zdaje się mówić Zadara, nie powinny pozostać powidokiem coraz bardziej blaknącym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji