Artykuły

"Świetnie" bywa złudne

- "Przyjęcie" to jedna z pierwszych sztuk Leigh. Pisał ten tekst razem z aktorami, którzy improwizowali na scenie. Cztery lata temu w Teatrze Nowym Praga w Warszawie pokazaliśmy tę sztukę jako tragikomedię. Jeździliśmy ze spektaklem po całej Polsce i obserwowaliśmy, jak emocjonalnie reagują widzowie. Po salwach śmiechu zalegała na końcu przejmująca cisza. Bo z czego się śmiejemy? Sami z siebie - mówi Maria Pakulnis w Gazecie wyborczej - Telewizyjnej.

Joanna Derkaczew: Ostatni film Mike'a Leigh "Happy Go Lucky" był obrazem pełnym ciepła i nadziei, a jego podtytuł brzmiał.....czyli co nas uszczęśliwia". "Przyjęcie" według jego scenariusza mogłoby nosić tytuł .....czyli jak sami się unieszczęśliwiamy".

Maria Pakulnis: Leigh już w swoich wczesnych filmach pokazywał ludzi obnażonych w swojej głupocie, marności, niezamierzonym okrucieństwie, ale też w ich nieszczęściu i samotności. Nie przypadkiem mówi się o nim "współczesny Czechów". "Przyjęcie" to jedna z pierwszych sztuk Leigh. Pisał ten tekst razem z aktorami, którzy improwizowali na scenie. Cztery lata temu w Teatrze Nowym Praga w Warszawie pokazaliśmy tę sztukę jako tragikomedię. Jeździliśmy ze spektaklem po całej Polsce i obserwowaliśmy, jak emocjonalnie reagują widzowie. Po salwach śmiechu zalegała na końcu przejmująca cisza. Bo z czego się śmiejemy? Sami z siebie. Choć na początku nie lubimy bohaterów Leigh i pozwalamy sobie na natrząsanie się z nich, musimy im w ostatecznym rozrachunku wybaczyć - są tak nieznośnie podobni do nas. Wszyscy mamy trochę brudne dusze. Dlatego gdy pracowaliśmy nad wersją telewizyjną, mniej stawialiśmy na komediowość, a bardziej na obnażenie bohaterów, wydobycie ich tragedii. "Przyjęcie" musiało jednak trochę poczekać na polską publiczność -w latach 70. nie było u nas ani klasy średniej, ani nowobogackich, ani problemów związanych z możliwościami wielkich karier. To może okrutna diagnoza, ale nasza rzeczywistość do bólu przypomina świat pokazany przez Leigh. Zwłaszcza dla młodego pokolenia liczą się szybkie kariery, szybkie pieniądze, pęd, by wszystko mieć na wysoki połysk, by się pokazać, by się wybić. By było "świetnie". A potem okazuje się, że "świetny" kontrakt się kończy, "świetna" pensja nie wpływa, a młody człowiek zostaje wypalony, wyeksploatowany, niepotrzebny. Nie umie sobie poradzić, bo pędząc gdzieś bez celu zgubił przyjaźnie i samego siebie. I tu zaczyna się psycholog, dramaty, samobójstwa.

Albo fałsz i samooszukiwanie się, jak w przypadku pani bohaterki organizującej przyjęcie dla sąsiadów?

- Ona pragnie się przez to przyjęcie dowartościować. Na co dzień niekochana, niepracująca, uciekająca w alkohol chce przynajmniej innym pokazać, że jej życie to pasmo sukcesów. Jest biedna, bo naprawdę nic nie robi ze swoim życiem, karmi się ułudą, idiotycznymi marzeniami. Największy dramat polega jednak na rym, że ani ona, ani reszta bohaterów nie potrafi słuchać, rozmawiać ze sobą. Wychodzą od pięknej idei przełamania sąsiedzkiej obcości, poznania się, bycia razem, a kończą makabrycznie. Nawet w towarzystwie są zawsze osobno - puści i samotni. To brutalny spektakl. Ale Leigh nie przekreśla nadziei, że może chociaż młodzi coś z tego zrozumieją. Coś uratują

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji