Artykuły

Sofokles spętany

Racje Kreona urzekły część recenzentów warszawskich. Wystarczyło, aby spreparowany Sofokles ze swą wyjałowioną z tragiczności Antygoną pojawił się na scenie, aby większe uznanie znalazła racja człowieka przebranego i ucharakteryzowanego ni to na Fryderyka II, ni to na zestarzałego Napoleona, niż racje miłości. Recenzenci wspominali Sofoklesa z przyczyn formalnych, nie z przyczyn merytorycznych; wskazywano na zbieżności między Anouilhem a Sofoklesem, unikano pokazywania różnic: dziwnie jakoś powstrzymano się od złożenia hołdu oryginalności współczesnego dramatopisarza, sądzono, być może, iż lepiej o niej nie wspominać; natomiast pochwalono Kreona za zbożne zamiary ułomnego polityka, pochwalono również Anouilha za to, że te zbożne zamiary przedstawił; zanotowano, że protest Antygony jest pusty, z jakąś osobliwą satysfakcją to zanotowano, zapominając, że Sofokles wkłada w usta Antygony zdanie: "Nie jestem, aby współnienawidzić, jestem, aby współmiłować". Słowem, przyklaśnięto albo pogodzono się, albo uznano za realizm koncepcję Francuzika, że nie masz argumentu ponad argument polityczny; bojaźliwie nie przypominano, że u Greka poza- i ponad- polityczny argument uzyskał tragiczne dostojeństwo. U Francuzika bowiem Antygona mówi "nie" i to "nie" jest puste i płaskie wobec konieczności rządzenia królestwem. U Greka Antygona mówi "tak" i zbożne zamiary rozsądnego rządzenia królestwem stają się miałkie i prowadzą do katastrofy. Kreon francuski z roku 1942 po spełnieniu się tragedii odchodzi, aby przewodniczyć Radzie; pod Kreonem greckim uginają się kolana, bowiem "na głowę moją straszliwym ciężarem runęło przeznaczenie". Tyle zostało z racji królewskich: słabość kolan. A przed tym jeszcze powiada chór: "Wiele jest potęg, lecz żadna większa od ludzkiej potęgi". Z potęgi tej u Anouilha nic, w Kreonie nic, w Antygonie nic. Toteż i tragedii nie ma, jedynie, jak sam autor przyznaje: rozdanie ról.

Otóż właśnie, to jest ten znakomity sposobik: rozdanie ról; broń Boże stwarzanie indywidualności; broń Boże rozpętywanie namiętności; każdy ma swoje rzemiosło, którego się wyuczył, jeden struga patyk, drugi go łamie i jest suchy trzask. Oczywiście, przedtem tylko trzeba odpowiednio nastawić mechanizm, zależnie od powziętych pozaliterackich założeń, jako że sztuka ma być służebnicą pańską. Zyski można osiągnąć wielorakie, głównie dwojakie: przedstawianemu królowi trzeba dać możność ustanawiania praw według swej woli i rozumienia, i wtedy ów król przestrzegający prawa jest postacią smutną i szlachetną; zawszeć to rzecz dobra taki dobry król tebański. Po drugie, buntownikowi przydaje się pychę, jako główną cechę charakteru: jest on wtedy jako miedź brzęcząca i cymbał grzmiący; dobra to rzecz, wykazywać pustkę pychy, i z moralnością to w zgodzie, i dobremu królowi służy. Tylko, że wówczas prolog należałoby tak oto napisać:

"Otóż tak. Te tutaj osoby odegrają dla was historię Antygony. Antygona, to ta mała, co tam przycupnęła i nic nie mówi, ponieważ na dobrą sprawę i później niewiele będzie miała do powiedzenia. Patrzy prosto przed siebie. Rozmyśla. Rozmyśla o tym, że już za moment stanie się Antygoną, że nagle przeobrazi się w nią z niepozornej, wyblakłej i skrytej dziewczyny, której nikt w rodzinie nie brał na serio, a którą będą musieli brać na serio; rzuci wyzwanie Kreonowi i jego prawom, zaprzeczy mu, gotowa będzie pójść za swoją negacją w śmierć, wiedząc, że swoją śmiercią niczego nie utwierdzi. Rozmyśla o tym, że jest młoda, że umrze, że pragnie tej śmierci, czyli urzeczywistnienia nicości, jaką nosi w sobie. Na imię jej Antygona i będzie musiała odegrać swą rolę do końca

...Ten mężczyzna o siwych włosach, który się tak zamyślił obok swego pazia, to Kreon. Jest królem. Ma zmarszczki, jest zmęczony. Prowadzi trudną grę kierowania ludźmi. Czasami, wieczorem, rozmyśla nad tym, że kierowanie ludźmi bywa trudem daremnym. Że jest to urząd plugawy, który powinno się zostawić innym, mającym mniej skrupułów. Ale myśli jednocześnie, że jest człowiekiem dobrym i że wobec tego powinien na każdy dostępny sposób utwierdzać swą władzę, aby pyszałkowie po nią nie sięgnęli. Tę smarkatą, Antygonę, siostrzenicę swoją będzie musiał zniszczyć, ale przedtem będzie jej musiał wykazać, że miłości w niej nie ma, tylko upór, że nie sumieniem się powoduje, lecz egoizmem. Jest doświadczonym człowiekiem i wie, że buntownik ani sumienia ani miłości w obliczu ludu mieć nie może. Przydano mu dobrą rolę do odegrania. Smutny jest, ale ma poczucie spełnionego obowiązku...''

W tej sytuacji wszelkie chwyty są dozwolone. Antygona jest bez serca. Kreon powiada jej dwukrotnie, że pragnie ją ocalić; niech pójdzie się przespać do swojego pokoju, co się zaś tyczy strażników, którzy przechwycili ją na łamaniu prawa, to już on, Kreon milczenie ich bierze na swoją głowę. Ale Antygona nie reaguje, nic ją los tych ludzi nie obchodzi, nie tyczy to jej sprawy. Prowadzi dalej swój dyskurs, powtarza swoje puste "nie", jałową negację uważając za swe najwyższe zadanie. Jest bez serca.

Znakomity, powiadam, sposobik! Po cóż miałyby teatry wystawiać starego Greka! Damy publiczności namiastkę, kilkoma cięciami zręcznego dramatopisarza (a miejscami i nudnawą gadaniną) spreparujemy mit, który przez stulecia niepokoił ludzkość, spętamy Sofoklesa i zmusimy go, aby służył możnym tego świata. I jeszcze powiemy smakoszom: oto klasyk unowocześniony.

Taki oto jest tekst Francuzka. A przedstawienie w Teatrze Dramatycznym? Dwie tylko uwagi: znakomita Halina Mikołajska miała rolę niewdzięczną. Grała dobrze, ale odnosiłem wrażenie, że się męczy na deskach scenicznych; tak, jakby chciała powiedzieć publiczności: patrzcie: ja chcę inaczej, naprawdę i z całego serca chcę inaczej - ale nie pozwolono mi. Za to Świderski - miał rolę do popisu. Jego Kreon ma wszelkie szanse, aby przekonać widzów o swym smutku i szlachetności. Bardzo dobrze to Świderski zagrał. - Reszta ról tak została przez autora rozdana, że aktorzy nic nie mają do powiedzenia. Nie powiedzieli nic, nie można mieć o to do nich pretensji, zwłaszcza że Rakowiecki puścił reżyserkę na żywioł.

Czy dobrze się stało, że sztukę wystawiono w Warszawie? Chyba dobrze. Publiczność polska powinna się dowiedzieć, jak się uprawia przy pomocy dobrego rzemiosła konformizm; dotychczas bowiem widziała w tej sytuacji kiepskie rzemiosło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji