Artykuły

Antygona 42

Dawno temu słyszałem, że Teatr Dramatyczny (wówczas Teatr Wojska) zastanawiał się nad równoczesnym wystawieniem dwóch Antygon, Sofoklesa i Anouilha. Taki wieczór składany mógłby być ciekawszy od tuzina patentowanych eksperymentów. Pomyślcie: ci sami aktorzy, dekoracja, kostiumy, ta sama akcja - i dalej kompletna przepaść! Dwadzieścia kilka wieków różnicy w rozumieniu miejsca człowieka w świecie. Najpierw powinien był być grany Francuz, potem Grek. Dla dydaktyki. Najpierw struna czarna zniechęcenia, potem pieśń o bohaterze. Gdy teraz widziałem Mikołajską i Świderskiego w Antygonie Anouilha, 1) tym więcej żałuję planowanej wtedy konfrontacji.

Dramaturgię Anouilha, różnorodną tematycznie i swobodną w zakresie stosowanych konwencji, nurtuje bardzo szacowny, przez sporo wieków dyskutowany problemat: kolizja ideału i rzeczywistości. Echo romantycznej wojny uczucia z rozumem, spór między czystością entuzjazmu a biologiczną, społeczną, polityczną prawdą o biegu rzeczy. Sztuki Anouilha nie postulują, to pisarz analizy i refleksji. Taka jest jego Antygona. Tragedia w intencji autora zupełna, gdzie wszyscy są ofiarami, nie ma idei dobrych i złych, są tylko dobre i złe role, dobre i złe sytuacje konieczne. Francuska Antygona jest dzieckiem wojny i klęski. To wiele tłumaczy. W Antygonie z r. 1942 spór ideału i praktyki nosi klasycznie prostą, antyczną maskę - ale utwór nie jest ani prosty, ani jednoznaczny.

Antygona lat kapitulacji. Jej grecka siostra wierzyła w swoje boskie prawo. Jej niemiecka siostra w sztuce Brechta była zdradzona i smutna, ale ani ona, ani żadna chyba z teatralnego rodu zabijanych córek Edypa nie szła na śmierć z taką pustką w sercu. Tamte Antygony wiedziały, dlaczego muszą umrzeć, wiedziały też, jak bardzo nie chcą umierać. Ta nie może znieść życia, rozpaczliwym gestem zrywa sieć codzienności, kompromisów, praktycznego rozsądku. To jest samobójczy protest, histeryczna i wzniosła negacja instynktu życia, racji stanu i wszystkich innych racji.

Trudno grać tę rolę. Autor posklejał tu elementy starego mitu z różnymi fragmentami współczesnych rozczarowań, ze sceptycyzmem wieku bez ideologii, heroikę bezkompromisowości z biologicznym "bólem istnienia". Halina Mikołajska głęboko wzrusza tam, gdzie rozprasza się mgła autorskich rozumowań, gdzie stoi przed nami człowiek po prostu cierpiący. Dlatego wielka jest prawda i siła sceny ze strażnikiem (pisanie listu), piękne są czysto liryczne momenty. Ale też dlatego w kluczowym dla idei sztuki dialogu z Kreonem Antygona za mało waży - autor nie dał jej racji dostatecznych, reżyser beztrosko machnął na nią ręką.

Ten sam człowiek (myślę o reżyserze) kazał jej w końcu sztuki wyjść w asyście strażników tak uroczyście na .śmierć, że nie wiemy, czy ma ona prawo raz jeszcze ukazać się na scenie. Reżyser Antygony w ogóle z lubością uprawia pointy: dwa razy kończył sztukę przy pomocy Antygony, potem jeszcze uroczyściej pełną gwałtownej ekspresji relacją Posłańca (zupełnie to złe!), czwarty wreszcie raz kończył razem z tekstem.

Po "odjemnej" stronie reżyserskiego konta trzeba zapisać jeszcze zbyt dużo nastrojowych pauz, ozdabianych muzyką Zbigniewa Turskiego, to prawda, ale niepotrzebnych. Sporo pomysłowych i ładnych rozwiązań sytuacyjnych, a brak zdecydowanego chwytu inscenizacyjnego dla całości. Widowisko wsparł Andrzej Sadowski wyrazistymi pomysłami kostiumowymi (stylizacja "dyktatorskiego" Kreona najlepsza), ale dlaczego np. reżyser puścił na scenę strażników groteskowo, zabawnie, ale całkiem niestosownie ubranych? Przecież to nie zabawa w wojaków z komedii. Natomiast do niewątpliwych aktywów układu reżyserskiego należy poprowadzenie Chóru, taktowne, bardzo czyste - w roli Chóru, komentatora dyskretnie i dobrze sprezentował się Maciej Maciejewski.

Kolej na Kreona. Jeżeli ganimy Antygonę (za bezpłodną negację), to wówczas Kreona trzeba chwalić (za mądrość praktyczną) - jeżeli Antygonę podziwiamy (za nonkonformizmy - to Kreona wypadnie potępić (za brudne ręce). Kreon dostał od autora podwójną porcję argumentów, ale jednak jest mordercą. Cała, nie zawsze konsekwentna dialektyka tragedii Anouilha polega właśnie na tym, że Kreon ma za sobą wszystkie racje rozumowe, ale wszystkie te racje są bardziej lub mniej brudne, małe, smutne. Zaś Antygona ma za sobą wszystkie racje emocjonalne (ofiara), wielkość heroizmu i brak jakiejkolwiek perspektywy swego protestu. Obu partnerów konfliktu opatrzył autor strzępami humanistycznego minimum, pokazał klęskę moralną Kreona, trium Antygony zaciemnił przeświadczeniem o bezsensie istnienia i zbrodni wszelkiego działania. W planie tekstu sztuki rozwiązania dylematu nie znajdziemy. Rozwiązaniem może być tylko krytyka koncepcji Anouilha, wyjście poza układ sił i argumentów prezentowanych w "Antygonie": bohaterstwo nie może być zawsze puste, rozum na zawsze skojarzony ze zbrodnią i małym praktycyzmem.

Kreona grał Jan Świderski. Cóż, jeżeli przy ocenie racji obu partnerów sporu można się wahać, rozważać, czy kat (tu Kreon) nie ma więcej prawdy za sobą niż jego ofiara, to chyba działa w tym wypadku i sugestia aktorskiego przedstawienia tego króla Teb, dyktatora, moralisty, sceptyka praktykującego rządzenie z poczucia obowiązku. W sumie całkiem dobrego, mądrego, smutnego człowieka.

Razem? Wielki temat - ale na drodze, którą poszła wojenna tragedia Anouilha, nie dojdziemy do żadnego celu, nawet do małego przystanku nie dojdziemy. Widzieliście wiewiórkę w klatce w kształcie koła? Wiewiórka nie ma szansy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji