Artykuły

Wrocław. "Notatnik Teatralny" o Gustawie Holoubku

Krytykował teatr oparty na eksponowaniu emocji. Najwyżej cenił słowo, wyrafinowaną konwersację i soczystą anegdotę. Hipnotyzował publiczność. Fenomenowi Gustawa Holoubka [na zdjęciu], jednego z najwybitniejszych polskich aktorów, poświęcony jest najnowszy "Notatnik Teatralny".

Wrocławski kwartalnik skupił się ostatnio na młodym teatrze: politycznym, postdramatycznym, obrazoburczym, polemizującym ze "starym". Gustaw Holoubek był na drugim biegunie. Wydany rok po jego śmierci "Notatnik Teatralny" to więcej niż zbiór wspomnień o wspaniałym artyście i więcej niż synteza twórczości. To przede wszystkim portret twórcy totalnego: intelektualisty, człowieka słowa, aktora.

O fenomenie Holoubka mówią jego rodzina, współpracownicy, studenci, przyjaciele. W każdej z rozmów pobrzmiewa to, co w swoim wspomnieniu w słowa ubiera Joanna Szczepkowska: "Coraz trudniej pisać o Gustawie. (...) On do życia potrzebował przede wszystkim innych ludzi. Był szczęśliwy, kiedy rozmawiał i na scenie, i poza nią. (...)".

Bo Holoubek to przede wszystkim artysta, który znaczną część swojego czasu oddawał innym - opowiadając anegdoty, wymieniając opinie. Uważał, że rozmowa nie tylko łączy ludzi na płaszczyźnie towarzyskiej, ale także artystycznej. Nie było w nim potrzeby podkreślania aktu "tworzenia", nie rozsiewał atmosfery mistyki wokół swojej sztuki, mimo że jego "Wielka Improwizacja" z Dejmkowskich "Dziadów" jest jednym z najważniejszych momentów w historii polskiego teatru. Aktorzy, z którymi pracował, wspominają jego "czajenie się" na próbach, dojrzewanie roli odbywające się w jego wnętrzu, na podstawie obserwacji pracy kolegów. Prawdziwa erupcja następowała tuż przed premierą, czasem w jej trakcie.

"Nigdy się ambitnie nie charakteryzował, nie przebierał i nie chował za kogoś, kim nie jest" - wspomina Marek Kondrat. "Mało tego, zrobił walor z własnej dosyć nietypowej urody. Tak się z nią pogodził, że unieważnił wygląd i fizyczność. Odłożył ciało. Oparł się na inteligencji i umyśle. I to było zaskakujące, nowoczesne. Przy czym nikt nie mógł mu zarzucić, że jest obrazoburczy, bo miał perfekcyjnie opanowany warsztat. Mówił wyraźnie, tylko tyle, że słowo umieszczał w innej przestrzeni mowy. Nagle przestało oznaczać okres zdaniowy, pełniło natomiast funkcję intelektualną".

Holoubek odważnie krytykował współczesny teatr, jego skłonności do ekshibicjonizmu, grafomanii, eksponowania fizjologii postaci, dyletanctwo. O reżyserach zmuszających aktorów do utraty świadomości na rzecz innych stanów mówił: "Oni są zbrodniarzami, ponieważ mordują u podstaw sztukę aktorską. Nie ma niczego straszliwszego nad publiczne demonstrowanie swoich własnych uczuć". Sam był orędownikiem słowa. To ono - we właściwy sposób wyartykułowane i zinterpretowane - decydowało o wartości spektaklu. Paweł Sztarbowski analizujący w tekście "Holoubek i młodzi" jego stosunek do początkujących reżyserów zauważa, że choć stanowczo sprzeciwiał się nowej estetyce teatralnej, chętnie zatrudniał młodszych kolegów. W Ateneum reżyserowali m.in. Tomasz Konina i Agnieszka Glińska. Czy w swoich sądach był nieomylny? Znowu Marek Kondrat: "Kiedy dojrzałem już w z nim znajomości i umiałem wyróżniać poszczególne frazy w jego sugestywnych wypowiedziach, łapałem się na tym, że po powrocie do domu, analizując to jeszcze raz, dochodziłem do wniosku, że jemu też zdarza się mówić bzdury".

Razem ze śmiercią Holoubka skończył się imponujący rozdział historii polskiego teatru. I nie tylko teatru. Ilu jest jeszcze takich dżentelmenów, którzy - choć "starej daty" - pozostali nieustająco młodzi?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji