Artykuły

Nowa Dejanira

PEWNEGO razu Herakles - syn Zeu­sa i Alkmeny w towarzystwie swej drugiej żony Dejaniry córki etolskiego króla Ojneusa, przeprawiał się przez wartkie wody Eunosu. I oto zjawił się przed nimi centaur Nessos, który od dawna osiedlony nad rzeką trud­nił się przenoszeniem przez jej nurty po­dróżnych, proponując bohaterowi całej Grecji swoje usługi. Herakles przystał i Dejanira dosiadła grzbietu centaura. Ten jednak, nie pomny z kim ma do czynienia, usiłował ją porwać. Herakles napiął łuk i celną strzałą ugodził unoszącego mu żonę Nessosa. Śmiertelnie ranny centaur pora­dził Dejanirze, by zebrała uchodzącą zeń krew - niezawodny eliksir miłosny. Ta, zazdrosna jak wszystkie kobiety, posłu­chała rady, a kiedy po latach uczuła się zagrożoną przez brankę Heraklesa - Jolę, nalała centaurowej krwi do miednicy i uprała w niej mężowską koszulę. Koszula nabrała pięknej czerwonej barwy i naiwny Herakles włożył ją z pewnym zadowole­niem. Wtedy to wyszedł na wierzch podstęp Nessosa: koszula (odtąd nazywana imie­niem Dejaniry) paliła niczym ogień i dawała się zerwać jedynie wraz z ciałem Heraklesa. Efekt: Dejanira i Herakles po­pełnili samobójstwo. Ona - powiesiła się z rozpaczy na własnych włosach, on pod­palił na stosie. Herakles, jak zwykle mężczyźni, miał w finale więcej szczęścia, bo gdy dotykały go już płomienie stosu po­jawił się jego naturalny i ustosunkowany ojciec - Zeus i zabrał swego nieprawego syna na Olimp. Tam obdarzył go nie­śmiertelnością i żoną o jakiej każdy może tylko marzyć: boginką młodości - Hebe.

Wyprzedzając niemal o stulecie Jean Giradoux, francuskiego dramaturga (tego od "Elektry" w Dramatycznym), który prze­robił na własne kopyto połowę greckiej mitologii, Juliusz Słowacki przeniósł w XIX-wieczną współczesność wątek Dejani­ry, Nessosa i tak dla wszystkich fatalne­go, porwania. Usytuował to na Podolu, wśród polskich hrabiów, za centaura przy­dając Kałmuka, a wzór niedoszłej Dejaniry biorąc z pani Joanny Bobrowej, swojej niespełnionej i Krasińskiego szczęśliwszej miłości. Do prania koszuli, stosy z cierpiącym herosem i interwencji Zeusa u Sło­wackiego nie dochodzi. Jest natomiast jed­na prawdziwa śmierć, łamiąca rytm tej znakomitej, nowoczesnej komedii, napisa­nej przed wiekiem. Kładzie ona na happy end cień tragiczny. I to jest w tym ciągle żywym, jednym z najświetniejszych dzieł teatralnych Słowackiego, tak bardzo współ­czesne, tak bliskie. Nam - ludziom na­stępnego stulecia.

Tradycja ustna przekazała drugi, bardziej w stylu Giradoux, tytuł "Fantazego" - "Nowa Dejanira". Chyba lepszy nawet. Ty­tuł, który zainspirował w jakimś stopniu spektakl w Ateneum. Najcelniejszą jego partią jest bowiem scena właśnie z mitem bezpośrednio związana - dialog Rzecznickiego (Jan Świderski) z Hrabiną Idalją (Aleksandra Śląska) o porwaniu. Dialog jeszcze utrzymany w konwencji komedio­wej, choć już zwiastujący groźny niż i ciemne chmury prawdziwego kataklizmu. Burzy po której nadejdzie pogoda okupio­na życiem zruszczonego Czerklesa, szla­chetnego Majora, zbyt pochopnego w dzia­łaniu. Niestety, poza tą jedną popisową sceną, oraz rolami Świderskiego i Kamasa (Fantazy) nic się ze świetności dramy nie uratowało. Spektakl jest nudny, nie­jednolity stylistycznie, oschły, chwilami pretensjonalny. Aczkolwiek nie oszczędzo­no nam nawet żywego psa, różanego desz­czu na mogiły, Idalii w charakterze "główki Żmurki" (w punktowym reflektorze), ani konającego "wolnoobrotowym" systemem Majora. Wszystko to było niepotrzebne, niezborne, zawieszone w pustce. Gdyby reżyser - Maciej Prus - miast gonić za wątpliwymi efektami, postawił na pewne­go konia tj. Słowackiego, gdyby poszedł tropem komediowym, ironicznym, przy ta­kich aktorach jak Śląska, Świderski, Kamas - miałby sukces murowany. Nie uczy­nił tego - zmarnował okazję.

Jan Świderski w roli Rzecznickiego był bardziej arystokratą niż Kaliszewski w roli Hrabiego Respekta, co oczywiście nie pomniejsza zasług pierwszego. Dzięki swej indywidualności, którą uchronił przed, reżyserem, stał się centralną postacią dra­matu. "Fantazy" okazał się w Ateneum sztuką o Rzecznickim, o porwaniu pani Omfalil, o nowej Dejanirze. I to co było do uratowania w spektaklu - uratował on - Świderski. W bliskiej mu, nowoczesnej konwencji aktorskiej, zagrał rolę tytułową Jerzy Kamas, zachowując dystans wobec postaci, sporo ironii i całą, tak właściwą temu aktorowi, prostotę. Gdybyż za tymi dwoma (i Śląską w VIII scenie III aktu) poszli inni...

"Aktorzy, komentatorowie, nawet poeci nie pojmują jeszcze dostatecznie ważności wszystkich słów autora "Fantazego". Kry­tykując poezję Bohdana Zalewskiego wy­powiedział Słowacki zdanie, że "wielcy poeci piszą tak, aby najściślejszy rozbiór wytrzymać mogli". Tak właśnie pisał on sam. Trzeba wierzyć w ważność wszystkich jego słów, trzeba ich treść poddawać naj­ściślejszemu rozbiorowi, a wtedy ukaże się pełna ich wartość" Tak, przed blisko 30 laty napisał Tadeusz Peiper. Szkoda, że nie posłuchano tej ważkiej opinii przy ul. Jaracza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji