Fantazy
"Fantazy" w inscenizacji MACIEJA PRUSA to dramat o miłości. Widywałam "Fantazego" odczytywanego poprzez analizę społeczno-ekonomiczną sytuacji polskiej arystokracji w połowie ubiegłego wieku, i jako pamflet na postawy romantyczne, "Fantazego", w którym w centrum uwagi stał problem psychologicznej szczerości i fałszu, gry jako postawy życiowej przeciwstawionej autentyzmowi i prostocie. "Fantazego" można odczytywać rozmaicie i, oczywiście, może to być także historia miłosna.
"Fantazy" to dramat czy raczej tragikomedia odbiegająca typem od wszystkiego, co... Słowacki napisał; mieści w sobie ujawnienie kontrastu między romantyczną pogonią za błyskotkami, za niezwykłością i za upiększeniem szarzyzny a istotnym pięknem - między pozą a uczuciem prostym i mocnym, między strojnym w słowa dźwięczne komedianctwem a wielkością prawdziwych, cichych tragedii. To Juliusz Kleiner w książce o Słowackim.
Koncepcję inscenizacyjną M. Prusa łatwiej odkryć w programie niż na scenie. Zamieszczone tam fragmenty kilku omówień dramatu Słowackiego naprowadzają czytającego na właściwy trop. Samo przedstawienie robi to w sposób dużo mniej przekonywający. Zacznijmy od dekoracji. Scenę wypełniają całe chmury róż. W scenie na cmentarzu chmura róż opada na aktorów. Można by sądzić, że to jakaś poetyczna panna wymyśliła te róże i tę różaną symbolikę a nie dwóch panów bliskich czterdziestki. Miłość i róże? Miała być w tym ironia?
I ten nietrafiony ton jest w całym przedstawieniu. Kim jest hrabia Fantazy Dafnicki? Poetą zmęczonym konwencją, w jakiej ugrzązł, kabotynem zgrywającym się przed prowincjonalnym towarzystwem i byłą kochanką; znudzonym pankiem kupującym hożą pannę za "złotych polskich pół miliona". Przedstawienie nie daje na te pytania odpowiedzi. Reżyser robiąc swoją love-story chciał przede wszystkim wydobyć wszystko, co tyczy Jana i Dianny i ich miłości strzelającej wysoko czystym blaskiem (E. Csato). Tak więc słuchamy, co nieczęsto się zdarza, pełnego tekstu Jana, powstańca zesłanego w sołdaty na Sybir; dużo jest w tym przedstawieniu Stelki, która zwykle bywa postacią drugoplanową, a tu aranżując spotkanie kochanków uwija się dzielnie po scenie. Ginie natomiast w cieniu druga para kochanków - Fantazy i Idalia. A wraz z nimi całe bogactwo tego utworu. Jego wielowarstwowość i niejednoznaczność, jego przewrotność i ironia.
Można wprawdzie wyobrazić sobie "Nową Dejanirę" graną jako romans, ale przecież bez rezygnacji z tego wszystkiego, co poza romansem kryje się w tym utworze. Ta sztuka, pisana najwspanialszym wierszem, idąca swobodną stopą przez płaskość i tragiczność, przez groteskę i patos, najśmielej zmieniająca tony z cudownym poczuciem wieloplanowości życia (Boy) nie da się sprowadzić do jednej tezy. Prus pozostawiając na uboczu Fantazego i Idalię próbuje kompensować wynikające stąd braki rozbudowaniem sprawy majora Wołdemara. Nie widziałam jeszcze przedstawienia, w którym zajęłaby ona tak wiele miejsca. Starego Czerkiesa - dekabrystę gra IGNACY MACHOWSKI bardzo pięknie, jest ciepły i wzruszający, ale cała jego historia nie skontrastowana niczym w przedstawieniu - jakby zawisła w próżni.
W tym kulawym przedstawieniu niedookreślonego Fantazego gra JERZY KAMAS. Nic z własnej chyba winy, bo jest to postać dobrze przylegająca do genre'u tego świetnego aktora. O tym, że to koncepcja reżyserska zaważyła nad aktorami świadczy Idalia ALEKSANDRY ŚLĄSKIEJ. Nie trzeba tej aktorce mówić komplementów, zapisała się przecież wieloma wspaniale zagranymi rolami. Jej Idalia, niestety, do nich nie należy. Śląska robi wszystko, żeby obronić tę postać, jak ognia unika wszystkiego, co mogłoby Idalię ośmieszyć, uczynić ją zabawną, przerysowaną, niejednoznaczną.
Idalia to samo opanowanie i szlachetność. A jeśli tak, to ginie ta wielka ironiczna zabawa, jaka jest u Słowackiego.
Prus odsuwając w cień Fantazego i Idalię ułatwił zadanie trójce młodych: Diannie (EWA MILDE), Stelli (GRAŻYNA BARSZCZEWSKA) i Janowi (ANDRZEJ SEWERYN). Przede wszystkim A. Seweryn wydobył tony prawdy z niezbyt wdzięcznej roli bohaterskiego zesłańca.