Słowackiego sztuka współczesna
Kiedy w roku 1841 Juliusz Słowacki szkicował "Fantazego" z najbliższego otoczenia, z młodzieńczych wspomnień czy literackich skojarzeń czerpiąc wzorce postaci - nie używano terminu "sztuka teatralna". Pisywano tragedie i dramaty, komedie i melodramaty... Nic zatem dziwnego, iż pośmiertni wydawcy przydali utworowi Słowackiego określenie "dramat w 5 aktach". Wydaje się, iż Słowacki napisał po prostu sztukę współczesną czyli to, o czym marzą nasze teatry, zamieszczając niezmiennie w planach repertuarowych notatkę: "polska sztuka współczesna - vacat"... Nic też dziwnego, iż za życia poety utwór nie ukazał się ani drukiem, ani też na scenie - można bowiem nie bez racji przypuszczać, iż mógłby stać się nie lada skandalem towarzyskim.
Dla nikogo nie było tajemnicą, iż odrzucony adorator pięknej pani Bobrowej, Julek Słowacki, odmalował jej romans ze swoim przyjacielem, Zygmuntem Krasińskim. Fantazy stara się o rękę Dianny Respektówny, a Krasiński był naówczas swatany z Elżbietą Branicką. Córki Joanny Bobrowej wystylizował Słowacki na Stelkę i Diannę, a uwięzienie hrabiego Bobra odbiło się echem w historii aresztowania hrabiego Respekta... Nawet słynna "Pani Potopoff", o której tak złośliwie opowiada Fantazy - była autentyczną znajomą Słowackiego ze Szwajcarii. W strofach "Fantazego" nietrudno odkryć analogie do korespondencji Krasińskiego z Joanną czy też z przyjaciółmi, którym opisywał swoją kochankę.
Tak więc spotykamy się wreszcie na scenie z ludźmi z otoczenia naszych romantyków. Z nimi słuchali koncertów, chodzili na spacery, zaciągali długi, prowadzili dyskusje, zajadali kolacje, grywali w karty i, sypiali oczywiście niekoniecznie w cmentarnej scenerii. Miast zwiewnych boginek z "Balladyny" czy staropolskiej szlachty z "Mazepy" mamy tu samo życie - raz zabawne, to znów w dramatyczną uderzające nutę, życie, gdzie pieniądz niepoślednią odgrywa rolę, a bohaterowie pijąc kawę rozprawiają o Byronie; by po chwili zabrać się do spisywania intercyz...
W "Ateneum" Maciej Prus postawił na poezję czy raczej na rozpoetyzowanie. Zagrał Słowackiego na nucie "Lilii Wendy" i "Balladyny" niby wielką narodową dramę. Wystrzegał się rysów komediowych, wszelkiej śmieszności i zabawy, odrzucił precz ironię. Nie bawił się w realia podolskiego dworku, dworu czy wręcz pałacu Respektów, lecz rozegrał historię nieudanych konkurów hrabiego Dafnickiego wśród róż w girlandach na lekkim tiulu rozpiętych, których barwy zmieniają się zgodnie z nastrojem sceny. Oprawę plastyczną pięknie zaprojektował, osiągając rzadką w tym teatrze głębię, na której tle zagrały szlachetne w kroju i barwie kostiumy - Marcin Stajewski (szkoda, że w ostatniej scenie nie oszczędził nam nagrobków!). Oprawa ta jednak wyznaczyła całej inscenizacji dość banalny kierunek, a reżyser nie potrafił konsekwentnie utrzymać stylistycznej jednolitości spektaklu. Rzecznicki, Fantazy, Idalia są postaciami z krwi i kości, z teatru realistycznego rodem, podczas gdy inne role zalatują tradycjonalnym poetyzowaniem.
Główną postacią i spirytus movens całej akcji stał się dzięki Janowi Świderskiemu marszałek powiatowy Rzecznicki. Świderski zagrał nie famulusa Hrabiego Fania, nie z pogardą traktowanego ubogiego szlachciurę, trzymającego się pańskiej klamki, lecz pana z krwi i kości, kierującego interesami Hrabiego, jako jego przyjaciel, i opiekun, montującego zręcznie mariaż z hrabianką Dianną, prowadzącego całą akcję śmiałą i pewną ręką aż do chwili, gdy nieszczęśliwy splot wydarzeń w samo serce go uderzy, a miast Idąlii, pani Omfalia Rzecznicka padnie łupem Baszkira... Centralną sceną tego przedstawienia jest znakomicie rozegrany dialog Rzecznickiego z Hrabiną Idalią, w którym marszałek szlachty przeżywa gamę uczuć i nastrojów: od złośliwej ironii wobec natrętnej kochanki przyjaciela, poprzez stopniowe zaskoczenie, zdumienie, po rozpacz i konieczność natychmiastowego działania, we własnej tym razem sprawie... Wielka indywidualność aktora przeważyła szalę na jego korzyść. Aleksandra Śląska w I akcie dała się uwieść poetyckiej koncepcji reżysera, prezentując całą maestrię w II części przedstawienia. Uchroniła swoją Idalię od zbytniej egzaltacji, dobywając szczerych akcentów miłości do niewiernego Fania... Wreszcie punkt trzeci na korzyść "Ateneum" - to Fantazy - Jerzego Kamasa. Wprawdzie "nie przebił się" przez wirtuozerię Świderskiego, ale zaproponował niewątpliwie Fantazego antytradycyjnego. Nie był ani egzaltowany, ani kabotyński, ani neurasteniczny, ani zniewieściały - przeciwnie - zagrał interesującego mężczyznę, światowca, bardziej intelektualistę niżeli poetę. Ironiczny stosunek do otoczenia, szczere choć chłodne zainteresowanie zbuntowaną pannicą, wreszcie prawdziwe uczucie do Idalli, która jest kobietą jego życia. Oto Fantazy Kamasa. Z wdziękiem zagrała Stelkę Grażyna Barszczewska - lekko prowadząc dialog pięknie mówiła wiersz (co zresztą jest udziałem całego zespołu!). Niestety reszta - to pomyłki obsadowe lub interpretacyjne. Prus zapewne chciał, zerwać z tradycją smętnego zesłańca i romantycznego kochanka Jana, dlaczego jednak kazał Andrzejowi Sewerynowi zagrać ordynarnego zruszczonego chłopa? Jan Seweryna jest zbyt agresywny, zbyt wulgarny, zbyt ostry, nie budzi naszej sympatii i trudno pojąć, dlaczego Dianna tak bardzo go kocha... Podobnie potraktowano Majora. Ignacy Machowski wyakcentował obcość Wołdemara Hawryłowicza w arystokratycznym polskim domu, a reżyser nie dopomógł mu skreśleniami w V akcie, każąc wygłaszać przedśmiertną długą i nudną tyradę, na której "kładli się" nawet tak wybitni aktorzy, jak Zelwerowicz czy Kurnakowicz.
"..Hrabianka Wanda odwróciła dumające oczy na morze i zadumana myślała o teorii Newtona, co ją zaprowadziło w najpiękniejsze sfery ideału. Nikt nie uważał na drugą hrabiankę młodszą, Marię, która także nie uważała na nikogo,. Tymczasem machina parowa pracowała ciągle, aby to wszystko szczęśliwie i w dobrym stanie dostawiła do Rzymu.Mechaniczny jej krzyk i wrzask i pisk rozdzierał mi serce. Wtem Dyjanna krzyknęła: Elba!... I Szambelan powtórzył: Elba!... I Hrabia Respekt założył ręce na piersiach znajomym dawno sposobem. I pan Alfons zdjął kapelusz. A ja zacząłem mówić moją odę do popiołów Napołeona i było mi tak smutno, jak gdyby mnie samego prochem wyekspediowano przez zwyczajny roolage do ojczyzny. Amen..." Nie to nie jeszcze jedna "odmiana tekstu" "Fantazego", lecz fragment nie ukończonej niestety przez Słowackiego współczesnej powieści "Pan Alfons". Czy nie w niej należy szukać klucza do sztuki?