Artykuły

Sokrates tańczący, czyli Grecja bez koturnów

Rodowód literacki "Obrony Ksantypy" Ludwika Hieronima Morstina jest różnorodny. Tytuł zawiera aluzję do "Apologii Sokratesa" Platona. Treść jest polemiką z "Ucztą" i miłością sokratyczną, jest rehabilitacją kobiety i miłości do kobiety, która w starożytnej Grecji, podobnie jak w nowożytnej Anglii (i to od czasów sonetów Szekspira), uchodziła za uczucie wulgarne. Źródła literackie utworu nie ograniczają się do Ksenofonta i Platona, obejmują Arystofanesa, który w "Lizystracie" podjął próbę obrony kobiecej godności, zahaczają o Tuwima, nawet o Sienkiewicza. Zdaje się jednak, że autor, potomek starego rodu literackiego, najwięcej zaczerpnął z piśmiennictwa Francji, która już w XVII w. była źródłem inspiracji jego rodzinnych poprzedników. Upodabnia go do Anatola France'a umiejętność łączenia erudycji z lekkością, do Piotra Louysa - zrozumienie dla antycznego piękna, do Jana Giraudoux - poetyczne, pełne uroczych anachronizmów spojrzenie na starożytność.

Mimo tak pogańskich wzorów, greckich i francuskich, sztuka Morstina jest głęboko chrześcijańska; jest nawet bardzo polska w swym rycerskim podejściu do kobiety. Autor podjął się zrehabilitowania postaci historycznej, zniesławionej przez tradycję, i posłużył się w swej obronie tradycyjnym przywilejem poetów: licencją poetycką. Nie tylko usprawiedliwił Ksantypę z przywar, które z niej zrobiły postać przysłowiową ale przedstawił ją jako osobę pełną zalet i cnót, co najwyżej trochę rozgoryczoną niedostatkiem, kłopotami, pracą. Postać tytułowa mówi w sztuce: "Nie ma kobiet złych i dobrych, są tylko zawiedzione w miłości i szczęśliwe". A cóż sama znalazła w życiu? Mąż dawał jej, zamiast uczucia, rozumną i szlachetną wyrozumiałość a z dóbr doczesnych zapewnił jej tylko nieśmiertelność.

Ten żarcik literacki, przekorny wobec historii i tradycji, przybrał postać utworu teatralnego, który słusznie uchodzi za najlepszą sztukę dwudziestolecia niepodległości. Autor posiada wyczucie teatru i umiejętność rozmieszczania efektów: zakończenie każdego aktu jest nieoczekiwane i wzruszające. Z erudycji robi najwłaściwszy użytek: przekuwa ją w dowcip. Dialog, złożony w znacznym stopniu z aforyzmów i sofizmatów, z cytat i aluzji (są w nim ślady Sławoja Składkowskiego i Kiepury), jest wzorem lekkości i naturalności, nie zawiera ani jednego zbędnego wyrazu, ani jednej nużącej pauzy. Trzyma słuchaczy w nieustającym napięciu nie sensacyjnością fabuły, lecz narkotykiem artyzmu.

W przedstawieniu, w Teatrze Nowym w Londynie, zagranym con amore przez wszystkich wykonawców, wysuwają się na czoło trzy kreacje aktorskie: p. Ireny Kora-Brzezińskiej, p. Stanisława Belskiego i p. Adolfa Bożyńskiego. Rola tytułowa jest długa i męcząca, wymaga przechodzenia od zjadliwości i wulgarności do serdeczności i wzniosłości. Wszystkie kolejne nastroje roli p. Brzezińska oddawała z sugestywnością, która była zadziwiającym połączeniem dramatyczności i artystycznej dyskrecji. W końcowych scenach aktu drugiego i trzeciego wywoływała rzadkie napięcie emocjonalne. Artystka posiada ujmującą dystynkcję aparycji i urzekającą głębię głosu. Ksantypa p. Brzezińskiej jest jedną z najbardziej czarujących postaci polskiej literatury dramatycznej, i ile straciła na tym prawda historyczna lub nawet intencja autora, tyle zyskali słuchacze.

Obrona Ksantypy nie jest oskarżeniem Sokratesa i p. Belski b. dobitnie to uwydatnił swym ludzkim i ciepłym podejściem do postaci. Brodaty brzydal p. Belskiego miał coś z monumentalnej bryłowatości rzeźb Henry Moore'a i był jedną z najbardziej oryginalnie pomyślanych koncepcji aktorskich uchodźczego teatru.

P. Bożyński jako sługa-rezoner, wygłaszający sofizmaty, pijak, cwaniak i obżartuch z klasycznej komedii francuskiej, pokazał swą umiejętność operowania siłą komiczną w słowie i mimice i zdobył na premierze oklaski przy otwartej kurtynie. P. Klara Belska jako krakowski kocmołuch przeniesiony do Aten również przejawiła żywy talent charakterystyczno-komiczny oraz naturalność, nie pozbawioną pewnego wdzięku naiwności.

W utworze tak silnie odbijającym urok antycznej Hellady p. Janina Jasińska b. przekonywająco uosabiała piękność klasyczną, w czym jej częściowo dopomogły kolorowe szale i kolczyki, Artystce przypadła b. ważna kontrastowa rola nieobronionej ksantypy (przez małe k) P. Jasińska dała frapujący przykład kunsztu aktorskiego przezwyciężającego osobowość aktorki i całkowicie usprawiedliwiła określenie "jadowitej żmii."

P. Stanisław Kostrzewski w dwóch epizodach dał zabawne groteski dwóch nadętych autorytetów: władzy i wiedzy. P. Roman Ratschka. także w dwóch rolach, stworzył wycieniowane i wzruszające sylwetki prostaczków. P. Stanisław Wujastyk dał plastyczny wizerunek aroganckiego plastyka. P. Robert Hopen w trzecim akcie odnalazł swe ulubione powołanie mężczyzny zepsutego powodzeniem. P. Bohdan Doliński dobrze opowiedział poetyczne sprawozdanie z "Uczty".

Oprawa plastyczna p. Haliny Żeleńskiej, harmonijna i prosta sugerowała styl epoki. Kostiumy były barwne, pełne smaku i humoru. Ryba i kapelusik kreteński p. Jasińskiej, arcydzieło architektury scenicznej, miały osobliwy urok. Reżyseria o. Leopolda Kielanowskiego przemyślana i wypracowana, lojalna wobec autora, znakomicie przyczyniła się do uwypuklenia w przedstawieniu piękna utworu i do wydobycia ze sztuki tego, co jest w niej leszcze ważniejsze od erudycji i dowcipu - atmosfery poezji, szczerej i bez koturnów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji