Dwie połowy życia
Ludzie, którzy nie płaczą, też cierpią. Czasem cierpią bardziej, niż ci którzy płaczą. Twarz Jerzego Treli, spowiadającego się przed anonimowym widzem z cierpienia ojca, pozostaje bez grymasu. W pozornej beznamiętności czai się tylko ból.
Kluczem do telewizyjnej adaptacji "Mojej córeczki" Tadeusza Różewicza, zastosowanym przez Andrzeja Barańskiego, są dwie rzeczywistości. Ta "przed" i ta "po". Linearny bieg zdarzeń, zakłóca(?), w różnych odstępach czasu, zbliżenie twarzy ojca - cichym, jednostajnym głosem opowiada o tym co się zdarzyło, i o tym jak sobie radzi. Bo mówi, że sobie radzi, choć wiemy, że tylko emocjonalnie wegetuje, zmagając się z każdym dniem bez niej. Sam sobie zresztą przypomina o nieszczęściu, powtarzając dyscyplinująco: "to już się stało",
W zbliżeniach, które przywołują historię Mireczki-Mirabelki (Agata Buzek) i wędrówki ojca w poszukiwaniu córki, życie jest brutalne, ale zwyczajne. Dialogi toczą się szybko, postacie, choć nieco karykaturalne, na pewno są realistyczne, a sposób opowiadania przypomina inscenizację jakiejś sztuki obyczajowej. Ostre starcie poczciwego i ufnego człowieka z prowincji z marginesem społecznym wielkiego miasta, rysowane jest mocną, ironicznie wiarygodną kreską. Niemała w tym zasługa aktorów, partnerujących Jerzemu Treli - Edyty Jungowskiej, Rafała Królikiewicza i Piotra Fronczewskiego. "Przed" było doświadczaniem podłości życia, ale dawało nadzieję, że to "taki teatr, a oni zaraz zdejmą maski", że Mireczka nie jest prostytutką i nie straciła swojej niewinnej wrażliwości.
"Po" nie ma już żadnych złudzeń, jest tylko czarny cień Przeznaczenia. Bez łez i bez egzaltacji. Mireczka umarła w haniebnych okolicznościach, nie zdejmując uszminkowanej, nowej twarzy. W epilogu, gdy Ojciec dokonuje aktu ekspiacji i spotyka się z pogardzanym dotąd przez siebie Brudasem (Zbigniew Zapasiewicz), zarówno Andrzej Barański, jak i Jerzy Trela nie cofają się przed rysem patetycznego tragizmu. Ten rozmówca, zapchlony i głupi, jest przecież jedynym łącznikiem Ojca z przeszłością. Ale ani żal za grzech pogardy, ani ogrom tęsknoty, ani ból, nie wskrzeszą umarłej, "bo to już się stało".