Śmierć w zachwycie
Jego bohaterowie mieli świadomość dychotomii wpisanej w ludzką egzystencję, której ramą jest zło nicujące się z dobrem, piękno z turpizmem, a życie ze śmiercią...
Umawialiśmy się na wywiad, do "Tygodnika Powszechnego" w 2003 r. Walczewski grał w "Ono" Małgorzaty Szumowskiej. Zdjęcia były kręcone w centrum Krakowa. Rozmawiałem wówczas z aktorem o Teatrze Starym: o Jarockim, Swinarskim, Hubnerze... Marek Walczewski był w znakomitej formie, sypał anegdotami...
W "Ono" Walczewski był na drugim planie, wybijając się jednak na plan pierwszy. Grał ojca bohaterki, który - pamiętając o uczuciu do córki - gubi słowa, gesty, zdania. Zapomina siebie. Walczewski nie odebrał nagrody przyznanej mu za "Ono" na festiwalu w Gdyni. Choroba Alzheimera zabrała nam znakomitego aktora.
Lubimy egzaltowane epitety. A jednak w stwierdzeniu, że Walczewski był aktorem wybitnym, nie ma ani grama przesady. Kto chociaż raz miał szczęście podziwiać Walczewskiego w teatrze albo oglądał jego role filmowe i telewizyjne, nie ma wątpliwości, że mówimy o jednej z największych aktorskich indywidualności w Polsce.
Jego fenomen polegał na tym, że grając role krańcowo różne, nie bał się demonów. Rozognione spojrzenie, podniesiona temperatura ciała, żywa gestykulacja - wygląd poczciwca w jego przypadku nieodmiennie maskował pragnienia obsesjonata lub neurotyka. Swinarski i Jarecki w teatrze, Szulkin, Kawalerowicz czy Barański w kinie - odnaleźli w Walczewskim stałego sprzymierzeńca, który był w stanie uwiarygodnić nawet najbardziej niebezpieczne, ekstremalne stany psychofizyczne.
W aktorskich portretach Marka Walczewskiego przeglądała się niezmiennie niespokojna kondycja naszych czasów. Nauczyciel z "Rozmowy z człowiekiem w szafie" Grzegorzka, Eligiusz Niewiadomski w "Śmierci prezydenta" Kawalerowicza, Pernat w"Golemie" Szulkina, Gospodarz w "Weselu" Wajdy - w kinie; a w teatrze m.in.: Hrabia Henryk w "Nie-boskiej komedii" Swinarskiego czy Spadolini w "Wymazywaniu" Lupy tworzą galerię postaci wyjątkowych, które w trakcie przedstawienia przechodziły metamorfozę. Od ciszy (istnienia) po krzyk (przeznaczenia).
W poetyckim "Dniu wielkiej ryby" Andrzeja Barańskiego grający Mecenasa Walczewski ostrzegał przed niebezpieczeństwem urody krajobrazu. Od piękna też można umrzeć - mówił. Wierzę, że odchodził w zachwycie. I że zobaczy najwspanialszy krajobraz.