Artykuły

Song ze szczoteczką

"Opera za trzy grosze" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Helena Rubinstein, kiedy dorobiła się już na kremach i została niezmiernie bogatą właścicielką firmy kosmetycznej, miała zwyczaj poprawiania sobie humoru zakupami. Najczęściej nabywała biżuterię. Problem w tym, że nie przymierzała jednego pierścionka czy kolii. Gdy kierowała swoje kroki do salonu jubilera, wiadomo było, że klientka nabędzie cenne świecidełka w ilościach hurtowych. Wracając do domu obładowana świecidełkami, wkładała je do ogromnych pudeł, nie bacząc na fakt, iż miesza szmaragdy z diamentami, a brylantowy kolczyk zaplątuje się w niezwykle cenne perły. Podejrzewam, że podobna beztroska towarzyszyła Rudolfowi Zioło, reżyserowi ,Opery za trzy grosze", spektaklu granego obecnie w Teatrze im. J. Słowackiego.

No może z jednym wyjątkiem. Bowiem zrobił on wszystko, by niezwykle atrakcyjny ze swojej natury tekst Brechta pozbawić wszelkiego blasku i zmienić go w śmiertelnie nudny, niemal czterogodzinny spektakl, którego widzowie nie są w stanie dotrwać do końca. Na bezbarwnej scenie stoją szare ściany, wśród których przewija się grupa równie szarych żebraków. Trudno zapamiętać, czym który straszy ulicznych przechodniów, gdyż nawet podrabiane rany i wrzody są tu pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Podobnie zresztą jest z tak atrakcyjną dla teatru przestrzenią, jaką może być burdel, w którym rozgrywa się część scenicznej opowieści.

Jednak nijaka scenografia to jeszcze nic w porównaniu z aktorstwem, które proponują nam twórcy przedstawienia.

Ono najbardziej przypomina pudła pani Heleny, acz na znalezienie brylantu nie można tu liczyć. No może perełką jest tylko rola Dominiki Bednarczyk, która jako Jenny-Knajpiarka zdradza policji miejsce pobytu Mackie Majchra. Jej ,Song o Salomonie" brzmi naprawdę przejmująco, a ona sama najbliższa jest Brechtowskiej postaci. Osobny teatr stworzyła też Barbara Kurzaj grającą z dużym dystansem ciężarną Lucy Brown.

Bo jak wiadomo, Brechtowi chodziło o wywołanie efektu scenicznego za pomocą owego dystansu do roli, co miało skłonić widza do myślenia. Rudolf Zioło postanowił dodać do tego jeszcze trochę psychologizmu, trochę wczuwania się aktorów, z czego wyszedł niestrawny groch z kapustą.

Aktorzy nie rozmawiają tu ze sobą, za to każdą kwestię ilustrują wymyślonym gestem, pozą, sytuacją, co najgorszy efekt daje w songach stanowiących jądro sztuki Brechta.

Kto nie widział przedstawienia w ,Słowackim" nie uwierzy, że genialne teatralne hity z muzyką Kurta Weilla mogą sprowokować do ziewania.

No ale jeżeli cała interpretacja ,Ballady o seksualnej powolności" wykonanej przez Dorotę Godzic (Celia Peachum) sprowadza się do ściągania korali, to nie ma o czym mówić.

Jednak szczyt wszystkiego stanowi song śpiewany przez Iwonę Bułę (Polly Peachum), która pomaga w nim sobie szczoteczką do zębów.

Rzeczona Helena Rubinstein miała zwyczaj chowania pudeł z powrzucaną do nich bez ładu i składu biżuterią pod łóżko. Przykrywała je starą bielizną, naiwnie wierząc, że potencjalny złodziej w ten sposób nie skusi się do zaglądnięcia w to miejsce.

Kiedyś jednak zajrzała tam asystentka Madame. Gdy zobaczyła, jak jej szefowa przechowuje warte fortunę skarby, kupiła zamykane szafki, do których szuflad powkładała posegregowane brylanty, szmaragdy, perły i diamenty.

Przed dalszym pokazywaniem widzom ,Opery za trzy grosze" ktoś powinien zastosować podobną metodę, wprowadzając choć trochę ładu na scenę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji