Artykuły

(Po)święcenie

Poświęcenie staje się od razu święceniem. Społeczeństwo musi mieć swoich bohaterów - o "(A)pollonii" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

"(A)pollonia" jest spektaklem wielopoziomowym. Widać to zarówno w warstwie konstrukcji: przestrzeni, konwencji, tekstów - jak i na jego poziomie ideowym. Mowa tu o sprawie poświęcenia. Jednak, żeby temat ten poruszyć i teatralnie przetworzyć Warlikowski żongluje toposami i epokami. Zaczyna od starożytności, wykorzystuje teksty Eurypidesa, Ajschylosa - uruchamia podstawowe pojęcia związane z antykiem: Los, Przeznaczenie, Bogowie, Fatum. Druga część oscyluje już wokół tematów pozornie nam bliższych. Reżyser przypomina historię Apolonii Marczyńskiej zaczerpniętą z opowiadania Hanny Krall "Pola" - kobiety, która za ukrywanie Żydów została przez Nazistów rozstrzelana. Jej syn w imieniu matki odbierze medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Na scenie pojawi się też jej wnuk - Chaim, który obecnie walczy w izraelskim wojsku. Jednak mimo dwóch części, spektakl tak naprawdę podzielony nie jest. Albo jest to jedynie podział pozorny. Epoki, sprawy, teksty nieustannie się przenikają. Historia Admeta i Alkestis, poświęcenie Ifigenii, śmierć Apolonii, temat Holocaustu, fragmenty "Łaskawych" Litella - to wszystko zostaje strukturalnie pomieszane. Nie ma granicy między antykiem a czasami obecnymi. Albo między antykiem a współczesnością nie ma tak dużej przepaści jak by się wydawało. Wojna Trojańska i II Wojna Światowa w pewnym sensie zostaną zrównane.

Agamemnon po powrocie z Troi wypowie monolog z "Łaskawych". Słowa, skierowane do publiczności "Nigdy nie będziecie mogli powiedzieć: nie zabiję; jedyne, co możecie powiedzieć, to: mam nadzieję nie zabijać" nie pozwalają na tworzenie kategorycznych rozróżnień. Zdanie to jest uniwersalne, pasuje do każdego czasu i epoki. Historia Apolonii też zacznie się po "mitycznej" ofierze Alkestis. Ją i Admeta poznamy ze zrealizowanych w konwencji programów rozrywkowych odpowiedzi na pytania: "Kto powiedział pierwszy kocham cię?" ; "Kto robi śniadanie?" "W skali od 1 do 10, ile dla Ciebie znaczy miłość?", aż w końcu na zakończenie "Czy umarłbyś/umarłabyś za niego?", po którym następuje długie milczenie. Ojciec Admeta nie ofiaruje życia za syna, podobnie jak ojciec Apolonii. Zarówno w starożytności, jak i obecnie gotowość do najwyższego poświęcenia są w stanie ponieść jedynie kobiety. Na początku drugiej części wysłuchamy 45-minutowego wykładu Elizabeth Costello o holokauście zwierząt, zaczerpniętego z książki Coetzeego, sąd na Orestesie odbędzie się na internetowym czacie, a prolog spektaklu oparty jest na tekście "Poczta" Tagore'a. Sceny porozdzielane są piosenkami śpiewanymi przez Renate Jett. Koncert łączy sceny, ale też działa na emocje. Ogromne napięcie, jakie powstaje w poszczególnych sekwencjach, przetwarza na energię odbieraną przez publiczność.

Warlikowski łączy mity, wybiera teksty antyczne, zestawia je ze współczesnymi. Próbuje antyczność swojego spektaklu nieustannie maskować, przykryć ją światem obecnym. Paradoksalnie tym zabiegiem ją wydobywa, uwypukla, pokazuje, że antyk, kultura śródziemnomorska jest w swej esencji nieustannie obecna i nieusuwalna z naszej zachodniej kultury. Reżyser, jak sam mówił w przedpremierowych wywiadach, chciał ożywić mit. Zobaczyć jak funkcjonuje on we współczesności, jak mówić dziś o wartościach i pojęciach ważnych i istotnych kilka tysięcy lat temu. Próbuje sprawdzać, w jakich sytuacjach mogą one być żywe i ważne dla współczesnego człowieka. Co trzeba zrobić, żebyśmy pytania zawarte w dziełach "klasyków" zrozumieli obecnie, nawet nie zrozumieli, ale wręcz namacalnie odczuli. Tragedia, tragizm, okrucieństwo, jak widać, nie zmieniły się bardzo od tamtego czasu. Ifigenia i Alkestis poświęciły się w rzeczywistości mitycznej. Jest to rzeczywistość nierealna, trochę magiczna, w której Ifigenia może zostać uratowana przez łaskawą boginię, a Alkestis wyrwana z Hadesu przez właśnie wykonującego swoje zadanie herosa. Apolonia na interwencję Heraklesa, czy łaskawych bogów liczyć nie mogła. Nasz świat jest dużo bardziej brutalny i bezwzględny niż ten grecki, Los i Tanathos rzadko dają się ubłagać, zakochany w Apolonii Niemiec, który był dla niej nadzieją i gwarancją bezpieczeństwa, ostatecznie ją zabił.

Warlikowski przenosząc mity do współczesności nie tylko je ożywia, sprawia, że pytania w nich poruszane stają się aktualne, ale pokazuje, że w naszym świecie mogą funkcjonować jedynie w sposób wykrzywiony. Potęguje ich okrucieństwo, pozbawia ochronnych warstw. Przerzucenie pomostu pomiędzy tak odległymi epokami powoduje, że oprócz swojej uniwersalności zyskują coś jeszcze. Stają się konkretne i okrutnie namacalne także dla nas. Widownia niezauważalnie wtapia się w materię spektaklu. Traumy bohaterów spektaklu stają się naszymi.

Jednak tak naprawdę reżyser nie mówi niczego wprost. Najbardziej wstrząsają momenty pozornie niezauważalne. Ifigenia biega wokół sceny ubrana w białą, komunijną sukienkę. Oddanie życia przychodzi jej z łatwością, ale uświadamiamy sobie, że wynika to właśnie z jej infantylizmu, niedojrzałości. Cudownie jest umrzeć za kraj, za Helladę. To kolejna świetna zabawa, zupełnie jak wykręcane przed chwilą fikołki. Tylko krótki krzyk przed śmiercią pokaże, że tak naprawdę jest zupełnie inaczej. Alkestis przed spotkaniem z Tanathosem zje wraz z mężem i teściami rodzinny obiad. Admet będzie zachowywał się jak gdyby nic "nienormalnego" nie miało się za chwilę wydarzyć. Tylko niezwykła opowieść Alkestis o seksie pomiędzy człowiekiem, a delfinem wydobywa paralelę z uczuciem żony do Admeta. Miłość, dla której jesteśmy w stanie oddać życie za bliską osobę jest równie rzadka i niezwykła jak ta opowiadana przez Alkestis. Zabicie Apolonii ma miejsce podczas wręczania medalu za jej poświęcenie. Syn odbiera medal, a w tym samym czasie niemal niezauważalnie esesman gwałci i zabija jego matkę. Przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Nic nie minęło. Sceny i plany nakładają się na siebie bardzo subtelnie i niemalże niewidocznie, potęgując moc oddziaływania i wtapiając w rzeczywistość sceniczną świadomość widza.

Ceremonię wręczania medalu będzie prowadził pijany Herakles/Sędzia. Stylizowany trochę na cyrkowego clowna, całą uroczystość będzie utrzymywał w tonie groteskowym i ironicznym. Jego pierwsze słowa, które kilkukrotnie powtórzy: "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat, powiedziano w Talmudzie" tracą swój patos i powagę. Zostają podważone, zaczynają trącić religijnym fanatyzmem. Apolonia, która uratowała jedno życie (udało jej się wysłać do Warszawy tylko jedno żydowskie dziecko - Ryfkę, reszta Żydów została zabita wraz z ich odnalezieniem przez Niemców), tak naprawdę zniszczyła życie swoim dzieciom oraz nie dała szans życia dziecku, którego nie zdążyła jeszcze urodzić. Także jej ojciec, który nie był w stanie się za nią poświęcić, zmarł kilka miesięcy później nie mogąc wybaczyć sobie swojej postawy. Uznał za winę to, że nie umiał oddać życia. Czynu, na który wszakże niewielu ludzi jest gotowych. Jej syn odbierając medal z ogromnym żalem przeczyta wiersz Andrzeja Czajkowskiego "Mamo, gdzie jesteś?" Wychowywał się bez rodziny, za to w cieniu traum i tragedii. Wnuk uratowanej Ryfki, schodząc ze sceny powie: "Ale jestem żołnierzem. Jestem po to, żeby zabijać. I jeżeli będzie trzeba, to zabiję." Los jest nieobliczalny i kapryśny. Świat złożony z ciągłych paradoksów. Człowiek uratowany dzięki czyjejś ofiarności, sam w pewnym momencie może zamienić się w kata.

Warlikowski pyta, na ile tak wielkie, wręcz nienaturalne poświęcenie jest zasadne. Czy zwykły człowiek musi być zdolny do takiego czynu? Jakie są tego konsekwencje? Co dzieje się z ludźmi, którzy przy życiu pozostali? Czy ich egzystencja, z poczuciem utraty, winy, nie zasklepionych ran nie jest gorsza od śmierci? Poświęcenie staje się od razu święceniem. Społeczeństwo musi mieć swoich bohaterów. Nie zastanawia się czy bohaterowie do tej świętości dążyli i czy była ona ich celem. Zupełnie nie jest dla niego ważne, czy ich bliscy są w stanie w cieniu tej świętości żyć. Ludzki czyn zostaje całkowicie zmitologizowany. Jednak tak naprawdę w spektaklu jest to mit, który uległ dekonstrukcji. Widzimy Heraklesa, który po zabiciu żony i dzieci popadł w alkoholizm. Apolla, który w pozie z pomnika kpiarsko stwierdzi, że znaczy dla nas tyle, co martwa rzeźba. "Apollo, kurwa, Belwederski!" Tanatosa, który bardziej przypomina współczesnego prezesa korporacji niż wysłannika bogów. Śmierć jest nienaturalnie sterylna, bezosobowa. Może dlatego Alkestis woli podciąć sobie żyły w łazience i umrzeć szlachetnie. Wykroczyć poza mit. Warlikowski pokazuje rzeczywistość, w której umarli nie chcą już wracać do społeczności żywych. "Uratowanie" Alkestis z Hadesu jest jej kolejną tragedią. Powrót wywołuje kolejną traumę. Admet nie pragnie już w swoim życiu osoby, którą okrutnie zawiódł.

Jednak finał znów wykroczy poza tak zbudowany świat. Ofiary spotkają się ze swoimi oprawcami. Zmarli wracają do życia. Aktorzy zrzucają swoje maski. W swobodnej, imprezowej atmosferze będą tańczyć, rozmawiać, śmiać się. Tak naprawdę Warlikowski stawia pytania, bada tematy, wokół których spektakl krąży. Nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Nie stawia tez. Każdy z widzów musi przeżyć ten spektakl sam, na własny sposób. Nic nie jest w nim oczywiste.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji