Artykuły

Sześć postaci schematycznych w poszukiwaniu autora, czyli

Wszyscy mamy tę zabawkę. Jest jajko, w tym jajku jest drugie jajko, w tym drugim jest maleńkie trzecie jajeczko. Tak jest właśnie z nową komedią Jurandota. Bierze jajko, pokaże nam ze wszystkich stron, pobawi się nim, pokręci chwilę na palcu i mówi: "To schemat". Potem otwiera, wyjmuje drugie jajeczko, poogląda, popuka i powie: "To schemat". Wtedy wyjmie ze środka trzecie jajko, gładziutkie i różowe, pokaże nam wszystkim i ale o tym trzecim jajeczku za chwilę.

Do dyrektora fabryki gwoździ na prowincji przyjeżdża jego dawny szkolny kolega, warszawski literat. To jajeczko znamy wszyscy: sztuka produkcyjna. Dyrektor jest zacny i gorliwy, ale coś zanadto chce uciec do Warszawy. I z daleka już pachnie rutynistą. Boi się ryzyka. A już bardzo nie w porządku są jego poglądy na radę zakładową i organizację partyjną. Jest oczywiście w fabryce i racjonalizator. Taki już powinien być. Stary, uczciwy majster, który sobie tam po całych dniach dłubie przy maszynach. Trochę fachowych terminów i dużo różnych procentów. Jest wreszcie łazik, bardzo sympatyczny. Sztuka ma trzy akty. W trzecim powinien się pojawić. Nie ma tylko sabotażysty. Ale na szczęście jest sekretarka. Cała nadzieja w niej.

Nie ma żadnej nadziei. W drugim akcie sekretarka wyszydza warszawskiego literata. "Od czasu Festiwal Sztuk Współczesnych - mówi - nie ma już sekretarek , które są agentkami wywiadu i noszą nylony. Sabotażyści nauczyli się ukrywać, nie jest tak łatwo już ich poznać. Wróg jest gdzie indziej. Dyrektor ma żonę, która jest drobnomieszczanką i kołtunką.

To jajeczko także znamy. "Rodzinka", nie, nie "Rodzinka", to Stefania Grodzieńska. Jesteśmy w domu, przepraszam w "Przekroju". Świat dzieli się na dwie części. Z jednej strony są to kobiety mądre czyli Stefania, z drugiej - kołtunki. Wszędzie: w ogonku i w kawiarni, w tramwaju i przed kasą teatralną. Zresztą głupia żona dyrektora bardzo się Jurandotowi udała.

Na tym koniec ze sztuką produkcyjną pod pięknym tytułem "Sukces". Oglądamy teraz schemat nr 2, naszą satyrę obyczajową. Odwracamy wszystko do góry nogami. Racjonalizator nie chciał czmychnąć do Warszawy i nie przejrzał rysunków technicznych. Nie należy żenić się z drobnomieszczankami. Żeby już było zupełnie zabawnie, literat okazuje się jedyną rozsądną osobą w tym towarzystwie.

Teraz trzecie jajeczko. Między aktem drugim a trzecim dyrektor nie spał trzy noce. Pogodził się z radą zakładową i organizacją partyjną. Zmobilizował całą załogę. Naprawił awarie. Przekroczył plan o dwanaście procent. Literat, który w drugim akcie zrezygnował z pisania sztuki kończy już jej ostatnie sceny.

Jeszcze parę nieporozumień i wszystko będzie dobrze. Nawet żona-kołtunka, która uciekła do Warszawy, nie stała się kociakiem, zakrzątnęła się gorliwie i przywiozła obietnice przeniesienia. Nie jesteśmy schematystami; ludzie nie są ani zupełnie dobrzy, ani zupełnie źli. Łazik zapalił się do pracy, nawet już nie chce uciekać do Nowej Huty. Dyrektor już nie chce rzucić fabryki; gdyby był czwarty akt przekroczyłby plan o pięćdziesiąt procent. Ludzie się zmieniają. Tylko literat się nie zmienia; bo przez wszystkie trzy akty pisze swoją komedię. I będzie pisał.

Czym jest schematyzm? Komedia Jurandota lepiej nas o tym uczy niż wiele dyskusji literackich, które wymachują schematyzmem jak cepami narobiły niepotrzebnego zamętu. Schematyzm nie jest przecież postępiwy jak mąż i żona-kołtunka, nie jest naiwny racjonalizator i zacofany inżynier, nie jest łazik, który staje się aktywistą. Tak jak nigdy nie był schematem mieszczanin kochający się w arystokratce, ani panicz uwodzący chłopkę, ani zakochani, których rozdziela nienawiść rodów. Konflikty nie są nigdy schematyczne; są tylko typowe, prawdziwe lub fałszywe. Schematyczni mogą być tylko bohaterowie. Albo mówiąc najprościej: schematyzm jest wtedy, kiedy są tylko konflikty i sytuacje, a nie ma prawdziwych ludzi.

Schematyzm jest wtedy, kiedy postacie są z plasteliny. Kiedy ten sam dyrektor może być w trzecim akcie równie dobrze szkodnikiem, jak nowatorem, bumelant równie dobrze przodownikiem pracy, sabotażysta, sekretarka tak samo dobrze szpiegiem, jak bohaterką pozytywną.

Sześć postaci schematycznych długo szukało autora. Ale tym razem, trzeba to szczerze powiedzieć, trafiły na mistrza. Mamy wreszcie rzeczywiście zabawną komedię. Jurandot z najbzdurniejszej sytuacji wychodzi obronną ręką, żongluje jajeczkami niezawodnie. Zręczną woltą wychodzi z wszelkich płycizn i mielizn; zdawało się nam, że się śmiejemy z naiwności autora, nieprawda, śmiejemy się z jego dowcipów, to on nam pokazał figę.

I jak zręcznie. Zawsze z dobrym smakiem, zawsze taktownie. Sześć postaci schematycznych mówi w tej sztuce wiele dobrych dowcipów i masę trafnych i słusznych uwag. Uwagi te i spostrzeżenia są zresztą najcenniejsze w "Takich czasach". Połykamy morały bez bólu nie czując mdlącego smaku opłatka. Siódma postać epizodyczna, starego księgowego, już nas tylko bawiła. Zagrał ją świetnie, aż ponad tekst, Feliks Chmurkowski.

Grali zresztą doskonale wszyscy. Wyrzykowski, który wyreżyserował sztukę, sprawił nam wielką niespodziankę. Utrafił w ton komedii. Jedno mocniejsze przyciśnięcie pedału i wszystko byłoby się położyło. Kazał tekst podawać, a nie przeżywać. Jak w skeczu. I nie zgubił tempa.

Widać było, że nawet samych aktorów bawi przedstawienie. Nawet tego nie ukrywali. Wołłejko, kiedy zdjął krawat, stał się bohaterem pozytywnym. Grał literata w terenie z pełną swobodą i naturalnością. I równie naturalnie i ciepło wyszły postacie robotników. Nie czuło się żadnego przymusu, żadnego skrępowania ani u Łącza /łazik z najlepszymi intencjami/, ani u Morawskiego /zacny i naiwny majster-racjonalizator/.

Trudno było wygrać się Karkowskiej, poza wielką liczbą cnót obdarzył autor sekretarkę dyrektora. Przyznaję z ręką na sercu, że od początku wiedziałem, że nie jest szpiegiem, Ludwiżanka w roli żony-kołtunki miała z całej komedii najczystszą partię skeczu. I tak też ją zagrała. Na jednym tonie, ale bez wulgarności. Czyściutko.

Konrad w roli dyrektora próbował trochę psychologizować. Ale w porę zrezygnował. Cała komedia na tym jest oparta, że musi być workiem na wszystkie możliwości. Gdyby był o włos bardziej serio, wszystko by popsuł. Wszystko dobrze.

Na komedii Jurandota lepiej każdy z nas się bawi, niż o niej mówi, i lepiej niż pisze. Takie czasy! Z komediami jak z pannami, jedne mają wzięcie, a nie mają powodzenia, inne mają powodzenie a nie mają wzięcia. Komedia Jurandota będzie miała na pewno powodzenie. I bardzo dobrze się stało że zagrano ją na poważnej scenie Teatru Kameralnego a nie gdzieś na peryferiach, czy choćby w Teatrze Satyryków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji