Artykuły

Spuść we mnie całe to zło

W tym świecie nie ma grzeszników, choć nie brakuje w nim skazanych na wieczne potępienie - o "Zbombardowanych" w reż. Marka Kality w Teatrze Konsekwentnym w Warszawie pisze Antoni Winch z Nowej Siły Krytycznej.

Jedynie skrzydła łączą współczesne anioły śmierci z tradycyjnymi. Cała reszta, czyli silniki, śmigła, karabiny i bomby to wynalazek stosunkowo niedawny, pewnie mniej subtelny, nie nadający się na uwiecznienie w mitologii, ikonografii, legendzie, ale za to dużo wydajniejszy. Dzień dzisiejszy postawił wszystko na jedną kartę, kartę praktyczności. W związku z tym nawet Apokalipsa podporządkowana została precyzyjnym wyliczeniom, statystyce, danym. Zamknięto ją niczym wściekłego psa w klatkach tabel. Nie oznacza to bynajmniej, że została ujarzmiona. Raz na jakiś czas bestia wychodzi z zamknięcia i zaczyna gryźć. Gdy jej ofiary liczy się już w setkach tysięcy, wraca do swojej klatki. Nie dlatego, że musi, nie dlatego, że ktoś jej karze, ona chce. Bardziej bowiem od zabijania i niszczenia lubi patrzeć na pogorzelisko, które po sobie zostawiła i na ludzi zmuszonych przez nią żyć w zburzonych miastach, ruinach budynków, ale nade wszystko wśród gruzowisk idei, wartości oraz zasad.

Zdaje się, że tym właśnie była dla Sary Kane Apokalipsa - była siłą nie tyle całkowicie niszczącą, ile inicjującą całkowite zniszczenie, dającą pierwszy impuls, a potem usuwającą się w cień, by obiekt (innymi słowy, nasz świat i my wraz z nim) mający ulec destrukcji, mógł zgładzić się sam, była nie tyle spektakularnym, efektownym, wstrząsającym Armagedonem, ile raczej długotrwałym i dużo boleśniejszym, sadystyczno-masochistycznym procesem. Warci obejrzenia "Zbombardowani" w reżyserii Marka Kality przedstawiają dokładnie taką rzeczywistość, rzeczywistość skazaną na obrócenie się w proch, rzeczywistość przemieniającą się w konwulsyjnych drgawkach w pył.

W centrum sceny znajduje się łóżko. Na jednej ścianie wisi telewizor, na stoliku pod nim natomiast postawiono wazon z białymi kwiatami. Jest jeszcze okno zasłonięte żaluzją, jakby w obawie, aby świat zewnętrzny nie wdarł się do środka. Przestrzeń gry otoczona jest przez publiczność. Bohaterowie spektaklu Kality poruszają się zatem na obszarze, którego granice wyznaczają widzowie. Publiczność stanowi rodzaj przezroczystych ścian, o jakie, przypominając nieco bezradne owady, tłuką głowami postaci ze "Zbombardowanych". Nie ma dla nich ucieczki ze świata stworzonego przez Kalitę, ku uciesze i za sprawą zgromadzonej widowni skazane są na jego realia i na siebie same.

Ian (Krzysztof Franieczek), dziennikarz, rasista, cynik nie łudzący się co do kondycji moralnej otaczającej go rzeczywistości, pije, pali, nienawidzi, pisze reportaże o wyjątkowo ohydnych zbrodniach, brutalnie, ale nie bez miłości, traktuje przygłupią Cate (Aleksandra Popławska), jest ponadto świadomy tego, że umiera. Z tego ostatniego nawet się cieszy, ponieważ życie zbrzydło mu do reszty. Dziwne tylko, że sam nie chce go skończyć. Ma przecież możliwość - posiada pistolet. Wystarczyłoby jedynie przystawić go sobie do głowy, nacisnąć spust i mieć nareszcie święty spokój. Ian tego jednak nie robi. Przez Cate. Fakt, gwałci ją, nazywa głupią, ma do niej stosunek protekcjonalny, chamski, a nierzadko również pogardliwy, przedmiotowy. Jednocześnie co jakiś czas wyznaje jej miłość, proponuje ślub. Szczery jest zarówno w jednym, jak i w drugim. Gdyby potrafił kochać nie krzywdząc lub przynajmniej krzywdzić nie kochając, byłoby mu zapewne lżej. Określiłby się jakoś - człowiek szlachetny czy zwyrodnialec. To jednak nie jest mu dane. Rysy Franieczka raz są ostre, zdecydowane, jakby formowane przez nienawiść, cynizm i żądzę, by po chwili złagodnieć, rozluźnić się, nabrać miękkości, delikatności. Zmarszczki wyżłobione przez podłość wtedy nie nikną, nie da się bowiem ich ukryć, lecz szlachetne uczucia albo przynajmniej wyrzuty sumienia pozwalają je zredukować, uczynić mniej głębokimi. Ian porusza się na granicy między dobrem a złem, przy czym z coraz większym trudem przychodzi mu odróżnienie jednego od drugiego.

Podobny problem ma Żołnierz (Adam Sajnuk). Wspomina, że jest związany z jakąś dziewczyną, że ją kocha. Zaraz potem opisuje Ianowi, jak zgwałcił dwunastolatkę, jak innej kobiecie jego towarzysze, oczywiście po tym jak ją zgwałcili, poderżnęli gardło i obcięli nos. Żołnierz jest w pewnym sensie lustrzanym odbiciem Iana, tyle tylko, że, paradoksalnie, dużo wyrazistszym. Dziennikarz, choć bez wątpienia podły, nie zatracił się zupełnie, napawa go przerażeniem czy choćby obrzydzeniem każdy zły uczynek, jaki popełnił. Żołnierz natomiast opowiada o tym, co zrobił głosem beznamiętnym, spokojnym. Jego zimny ton nie zmienia się w zależności od tego, czy mówi o miłości, czy o brutalnych morderstwach. Sajnuk wypowiada słowa powoli, jakby chciał, aby chłód, jaki ze sobą niosą, zmroził publiczność.

Między tymi dwoma potworami jest jeszcze Cate. Jej upośledzenie polega na nie dostrzeganiu zła, które przepełnia oraz definiuje otaczającą ją rzeczywistość. Wierzy w dobro, w szlachetność. To, że wszystkie pozytywne wartości tego świata wcielają się w postać idiotki, świadczy tylko o totalności ich upadku. Cate jest czysta, ale słaba (i to właśnie dlatego, że jest czysta. Na tym polega cała groza "Zbombardowanych"). Nie może nic zmienić. Ian, gwałcąc ją, pozbywa się na moment gniewu, na chwilę staje się czuły, krzywda, jaką jej wyrządził, pozwala mu poczuć, że ma jeszcze sumienie. Nie trwa to jednak długo. Zła nagromadzonego wokół i w nim samym jest bowiem zbyt dużo, aby można było je spuścić za jednym razem nawet w zbiornik tak szlachetny, dobry, naiwny, nieskalany, nawet święty, jak ciało Cate.

Bohaterowie spektaklu Kality przeżyli bombardowanie. Ugodziły w nich odłamki bomb, które z wolna ich zabijają. Ian i Żołnierz nie są podli sami z siebie, ich niegodziwość pochodzi spoza nich, jest rodzajem przystosowania do warunków panujących wokół. Zło wbijając w nich ociekające pianą kły, wprowadziło do ich ciał wirus, z którym nie są w stanie sobie poradzić. Pozwalają zatem, nie tracąc ani na chwilę świadomości, aby stopniowo kontrolę nad ich zachowaniami przejmowała wścieklizna agresji, brutalności i nienawiści. Najgorsze jest to, że nie można ich za to potępiać. Znaleźli się po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. W świecie "Zbombardowanych" nie ma grzeszników, choć nie brakuje w nim skazanych na wieczne potępienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji