Artykuły

Makbet - Szekspira w Teatrze Wybrzeże

To doprawdy dowód wielkiej ambicji zdecydować się na wystawienie Makbeta. Szekspir napisał tę tragedię istotnie genialnie, ale też przed wykonawcami postawił zadanie ogromne. Żadna z jego 37 sztuk nie wymaga takich przygotowań scenicznych, nagromadzenia tak wielkiej inwencji twórczej, jak właśnie Makbet. Może jeszcze Hamlet, za napisanie którego - nota bene - dostał Szekspir... 7 funtów szterlingów. Tak sobie wtedy lekceważono twórczość sceniczną dla teatru publicznego, bo za jakąś krótką alegoryczną scenkę dla teatru zamkniętego, tzn. dworskiego - magnackiego lub królewskiego - płacono 40 funtów.

W Makbecie jakby zbiegły się wszystkie cechy geniuszu Szekspira. Wspaniała i potężna poezja, doskonały sposób przedstawiania ludzi i ich konfliktów, wszystko celnie zamknięte w najbardziej odpowiedniej i sugestywnej formie artystycznej - tragedii scenicznej.

Przekomponowawszy historyczne fakty, Szekspir znakomicie wydobywa z przetworzonych przez się postaci ich ludzki rdzeń, pokazuje jak na biegu dziejów waży podłość lub szlachetność człowieka, jak całe narody ponoszą konsekwencje działań jednostki. Posługuje się przy tym pełną gamą różnych środków, by wytworzyć i utrzymać też właściwą dramatowi atmosferę liryczną. Najpotężniejszym z tych środków są czarownice, które swymi wróżbami jakby podpowiadają, co się ma stać. Ale nie brak i innych jeszcze czynników tworzących nastroje, jak choćby to, że przeważna część akcji dzieje się w nocy.

Ogrom i potęga rozmiarów tragedii nie przytłacza jednak, choć burza i wichrem wieje od rozgrywanych na scenie obrazów poetyckich.

Efekt fatalizmu, wrażenie bezwładności człowieka snują się wprawdzie przez cały ciąg utworu, ale znów charaktery postaci - Makbeta i lady Makbet - dowodzą, że jednak człowiek sam jest kowalem swego losu.

Makbet, nieustraszony wódz, a potem tyrański król, ma rządzącą nim wyobraźnię, na którą działają przecież pierwiastki moralne sumienia i honoru, ale ponad wszystko włada nim żądza władzy, będąca dominantem jego charakteru.

Wierna miłość do męża, heroizm w tłumieniu własnych cierpień, wszystko to także jest niczym u lady Makbet wobec niezłomnej stanowczości w zbrodniczych zamiarach, które potrafi narzucić mężowi z... miłości do niego. U niej: zrozumieć znaczy zdecydować, zdecydować znaczy działać. Gdy Makbet postanawia, a następnie waha się czy popełnić zbrodnię, ona nie waha się ani chwili w służbie zła.

Wystawienie szekspirowskiego Makbeta przez Teatr Wybrzeże stało się wydarzeniem artystycznym niemałej rangi w skali ogólnopolskiej. Trzeba było zmobilizować nie tylko trzydziestoparo osobowy, a odpowiednio zestawiony i zgrany zespół aktorski, przygotować oprawę plastyczną, muzyczną, ba nawet choreograficzną, ale - co najważniejsze - trzeba było wyjść z własną koncepcją inscenizacyjną, którą z żelazną konsekwencją reżyserską musiano dopracować aż do ostatecznego wyniku - spektaklu premierowego, pokazanego publiczności w ubiegłą sobotę w Teatrze Wielkim w Gdańsku. Z koncepcją taką wyszedł, reżyser Zygmunt Hübner, zgrał ja ze scenografią J. A. Krassowskiego, narzucił aktorom i stworzył widowisko, które - jak się rzekło - jest wydarzeniem artystycznym niemałej rangi.

Wśród szarych płaszczyzn murów, schodów i pochylni oglądamy, jedną po drugiej, kilku, a najwyżej kilkunastominutowe sceny, tworzące dopiero tok tragicznych wydarzeń, które Szekspir podzielił na 5 aktów.

Najpierw je oglądamy - gdyż każda scena jest inaczej zakomponowana i każda najpierw urzeka wzrok swym malarskim walorem. Na neutralnym tle starzyzny dekoracji gra bogactwo intensywnych kolorów renesansowych. kostiumów, w które poubierano aktorów, uzupełnione jeszcze przemyślanymi detalami dekoracyjnymi: kotar, halabard, mieczów, tarcz, chorągwi i herbów, wreszcie z rzadka tylko poustawianych mebli. Jeszcze horyzont o barwie nieba, z subtelnie narysowanymi smugami chmur. Po chwili dopiero, gdy napatrzymy się na obraz, słuchamy tekstu... Ledwośmy się z nim zapoznali, ledwo przyswoili sobie sylwetki postaci tworzonych przez aktorów, a tu, po sekundach ciemności, nowy plastyczny walor scenografii nowej sceny i po nim znów tekst podawany przez aktorów.

Zjawy czarownic wieszczą Makbetowi jego dalsze losy, dwór królewski Dunkana, brzemienna w skutki rozmowa lady Makbet z mężem, wreszcie nieprzerwane pasmo morderstw i ich następstw, pamiętna uczta, jeszcze sceny u lady Makbet na dworze angielskim, aż po wspaniale zainscenizowane, skrótowe obrazy zdobycia zamku Makbeta. Historia zbrodniczej walki o władzę z wszystkimi jej konsekwencjami...

Przy otwartej kurtynie grzmotem oklasków nagrodzono Mirosławę Dubrawską, gdy nocną sceną obłąkania zakończyła swą rolę. To były oklaski nie tylko za zagranie trudnej sceny, ale za przemyślane i konsekwentne przeprowadzenie całej roli lady Makbet. Dubrawska jest artystką dużej klasy, pokazała też swe aktorstwo z najlepszej strony.

Makbetem był Kazimierz Talarczyk. Mimo wszystko wolałem jego króla w Cydzie. Miał wtedy więcej monarszej dostojności. Tu jeszcze i momenty tragiczne jakby przerezonował. Zresztą stworzył sylwetkę zwarcie narysowaną i konsekwentną w wyrazie.

Bardzo mi się podobały dwie sceny Makdufa (Tadeusz Gwiazdowski), przy czym rozmowę z synem Dunkana, Malkolmem (Marian Gamski) uważam za szczególnie doskonale zagraną przez obu aktorów.

Pełna wyrazu była jeszcze postać Banka, tego "zbrodniarza w myślach" (Edmund Fetting). Ciekawa lady Makduf (Irena Starkówna). Robił majestatyczne wrażenie Dunkan (Marian Nowicki).

Reszta to epizody, lepiej lub gorzej zagrane, ale zespołowo tylko poprawne. Ta poprawność gry aktorskiej, przy znacznie przekraczającej jej poziom inscenizacji, reżyserii i scenografii, obniżyła jakość całości przedstawienia, które - gdyby większość aktorów umiała wyżej wznieść swe loty - byłoby w całości jeszcze doskonalsze. Cóż jednak prawdziwych talentów nigdy nie za wiele. Zwłaszcza, że drugoplanowe postacie sam Szekspir napisał jakoś bezbarwnie. A tak - pełne i gorące słowa uznania należą się tylko reżyserowi Zygmuntowi Hübnerowi i scenografowi J. A. Krassowskiemu, o których wielkich osiągnięciach napisałem wyżej i zaledwie kilku wymienionym tu z nazwiska aktorom.

Musimy jeszcze dodać, że oprawa muzyczna była kompozycji W. Lutosławskiego, nagrana w Polskim Radio przez zespół orkiestrowy Państwowej Opery i Filharmonii Bałtyckiej, a układ plastyki ruchu czarownic Janiny Jarzynówny - Sobczak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji