Artykuły

W kartotece brak jednej rubryki

Jeden z najbardziej utalentowanych, jeżeli wręcz nie najbardziej utalentowany poeta naszego powojennego pokolenia napisał sztukę teatralną. Sam fakt zakwalifikowania jej do Sali Prób, poświęconej spektaklom eksperymentalnym już ją w pewnym sensie określa. "Kartoteka" nie jest w ścisłym tego słowa znaczeniu sztuką dramatyczną, mimo że jej ładunek dramatyczny jest olbrzymi. Jest to zbiór następujących jedna po drugiej scen, w których poetycka liryka przeplata się z ostrą satyrą, ukazującą niekiedy kły brutalności.

Bohater przez cały czas akcji półleży na żelaznym, przykrytym odrażającym kocem łóżku, a przed nim przepływa całe jego życie. Poszczególne sceny to poszczególne rubryki jego życiowej kartoteki. Bohater ma co chwila inne imię: raz jest Władkiem, raz Dzidkiem, kiedy indziej Kaziem. Jest bowiem każdym przeciętnym człowiekiem swego pokolenia. Tego tragicznego pokolenia, którego najpiękniejsze lata młodości przypadły na wojnę, okupację i powstanie. Tego pokolenia, którego przedstawiciele niekiedy zagubili nie tylko cel życia, ale nawet poczucie własnego człowieczeństwa. Bohater skarży się Wujkowi, który przyszedł go odwiedzić, że kiedy był małym chłopcem umiał się zamieniać w konia "a teraz wujku nie mogę zamienić się w człowieka, choć jestem dyrektorem instytutu".

Widz jest świadkiem płynących przed bohaterem wspomnień przeszłości i scen teraźniejszości, przemieszanych jak w koszmarze. Niektóre sceny satyryczne są świetne w swej drapieżności, jak straszliwa scena z służalczym Panem z przedziałkiem, który "nie ma zębów, tylko język", czy nacechowana ciętym humorem scena egzaminu szkolnego, jak wycinki z gazet, porady czytelniczkom, urywki rozmów babskich o mięsie, ciuchach... Inne to nie gasnący ani na chwilę w świadomości owego pokolenia walki okupacyjnej odblask krzywd tamtego czasu: do nich należy wspaniała scena z młodziutką Niemką. zakończona brutalnym wrzaskiem hitlerowskim. Tak ukazane jest życie Bohatera. W jego kartotece jest wiele rubryk: dzieciństwo, młodość, walka, przeżycia miłosne. Jednej rubryki brak, rubryki: przyszłość. I tu tkwi tragiczność tej sztuki.

***

"Kartotekę" jakże niełatwą do ustawienia na scenie (właśnie z powodu braku owego wątku dramatycznego, o którym była mowa na początku) wyreżyserowała inteligentnie Wanda Laskowska. Można może mieć do niej tylko żal, że nie namówiła autora do stuszowania całkiem tu zbędnych wulgarnie brutalnych wyrażeń, przewijających się w wypowiedziach postaci. Potrafiła jednak w tym pozornie nieskładnym wątku ustalić jakiś wewnętrzny porządek. To że bohater, w którego rękach "leżą losy świata", jak mówi w zakończeniu Dziennikarz, jest bezradny, nie jest już winą reżysera. Za to odpowiedzialny jest autor. A może nie tylko autor.

Scenografia Jana Kosińskiego przez rzucenie akcji na tło wyolbrzymionego obrazu Chagalle'a podkreśliła nierealność sztuki. Jej akcja rozgrywa się nie zawsze na ziemi, ale jak obrazy wielkiego fantasty, zawieszona jest pomiędzy chmurnym niebem a nękaną nieszczęściami ziemią.

Rolę tytułową grał Ludwik Pak (gra ją naprzemian z Józefem Parą) z dużym umiarem, skupieniem i zrozumieniem. Jego przepojone poezją skargi brzmiały chwilami przejmująco.

Bardziej realistycznie ujęła swą rolę Sekretarki Janina Traczykówna. Płotnicki i Dąbrowska byli zatroskaną parą rodziców, którzy pokazali nam zatrzymane wskazówki zegara czasu. Stanisław Jaworski był wzruszającym Wujem, którego przyjściu i odejściu towarzyszy ćwierkanie ptaszków (śliczny to pomysł), Helena Bystrzanowska (Olga z pretensjami z przeszłości), Jarosław Skulski (ohydny "podlizus" Pan z przedziałkiem), Feliks Chmurkowski (Gruby pan), Alicja Wyszyńska (Kelnerka), Jasnorzewska i Porębska (Panie w średnim wieku), Lucyna Winnicka (Niemka), Paluszkiewicz (Nauczyciel), Dziekoński (Dziennikarz) każdy oddzielnie i wszyscy razem uczestniczyli w tym dziwacznym śnie i jak w śnie zjawiali się i znikali. Oddzielna pochwała należy się Wandzie Łuczyckiej za wyrazistą sylwetkę Tłustej Kobiety spragnionej miłości.

Za najmniej udany uważałabym Chór Starców, który nie składał się bynajmniej ze Starców, tylko trzech młodych panów w karawaniarskich pelerynkach (Wyszyński, Skaruch, Gałecki). Zarzut nie tyczy się wykonawców, ale zamierzenia autora, który nie bardzo wie chwilami, co z tym rekwizytem antycznym robić, gdyż akcja tłumaczy się sama bez ich udziału. Sztuka Różewicza jest oczywiście utworem w pewnym sensie elitarnym, nie może zainteresować wszystkich. Ale to dobrze, że można ją obejrzeć na naszej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji