Artykuły

Scena wielka i mała

BYŁBY to pewnie przeciętny tydzień w telewizyjnym teatrze (22 - 28 marca), gdyby nie okoliczności zewnętrzne, atmosfera panująca w kraju, nasze pogłębiające się trudności i rozterki. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo wpływa to wszystko na sztukę, na teatr, który ma być "zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu...".

Czy nim jest? Nie, co do tego nie ma chyba dziś nikt wątpliwości, ale znaleźliśmy się w sytuacji, w której każde słowo padające ze sceny z czymś się kojarzy, znaczy o wiele więcej niż by znaczyło w innym czasie. To nie jest zasługą teatru, to sprawa życia, naszych nastrojów, momentu historycznego. Tak było też z "Antygoną", która zabrzmiała nam bardzo współcześnie...

Ale o niej za chwilę. Na to, co działo się w ubiegłym tygodniu w Teatrze Telewizji ogromny wpływ miał przecież także fakt, że w piątek, 27 marca obchodziliśmy po raz dwudziesty Międzynarodowy Dzień Teatru. Tym razem pod hasłem "Odpowiedzialność teatru wobec społeczeństwa". Hasłem dziś najważniejszym dla polskiego teatru zagubionego w biegu historycznych wydarzeń, gorzkie prawdy o sobie wydającego, szukającego dróg wyjścia.

Podkreśla to orędzie przygotowane na obecne święto przez Polski Ośrodek Międzynarodowego Instytutu Teatralnego: "Międzynarodowy Dzień Teatru obchodzimy w tym roku w Polsce w szczególnych okolicznościach, w atmosferze intelektualnego fermentu, rozbudzonych nadziei, gorących dyskusji i sporów o nowy kształt struktur społecznych (...). W jaki sposób zapewnić trwałość ozdrowieńczemu poruszeniu woli i myśli narodu, skupić wyzwoloną energię społeczną, aby służyły one dziełu prawdziwej i dogłębnej odnowy nie niszcząc przy tym tego, co jest dorobkiem pokoleń?

Na to pytanie odpowiedzieć dziś musi każdy, komu los naszej Ojczyzny prawdziwie leży na sercu. Na to pytanie musi odpowiedzieć i teatr w sposób sobie właściwy, publicznie, nie przez deklaracje i oświadczenia, lecz w codziennym działaniu (...) Jeśli to zdoła uczynić spełni oczekiwanie jakie w nim społeczeństwo pokłada; równocześnie zaś sam ozdrowieje służąc potrzebom innych. Odbuduje pełne zaufanie widowni i przywróci autentyzm wzajemnym z nią stosunkom, przekształci skostniałą strukturę, która hamuje jego twórczy i nieskrępowany rozwój". Przepraszam za ten przydługi cytat, ale powaga chwili i powaga tych słów chyba to usprawiedliwiają.

A "Antygona"? Widziałam różne jej sceniczne realizacje, ta telewizyjna

oparta na przekładzie S. Hebanowskiego w reżyserii J. Gruzy z aktorami tej miary co M. Walczewski, J. Kulczycka, J. Kamas. D. Olbrychski, B. Bursztynowicz i m.in. zespół lubelskiego Teatru Wizji i Ruchu zrobiła wstrząsające wrażenie. Była jakby próbą teatralną, taki też nosiła podtytuł - przygotowanie do spektaklu - wokół prostego stołu siedzieli współcześnie, wręcz niedbale ubrani aktorzy, otaczała ich dekoracja nic nie znacząca, przypadkowa...

Lecz ów chwyt, nie po raz pierwszy w teatrze zastosowany, nie zubożył dramatu Sofoklesa, bo jak się okazało nieważne były kostiumy czy dekoracje, ważne było słowo. W nim zawarło się wszystko: miłość i gniew, ludzka godność, odwaga i konflikt między nią a tyranią, podłością. Ta "Antygona" nie miała w sobie patosu, a przecież była głęboka ludzka.

UNIWERSALISTYCZNE cechy niesie także twórczość poety polskiego Tomasza Gluzińskiego, który wystąpił w sobotę, 28 bm., późnym wieczorem w cyklu "Poeci i ich wiersze". Tomasz Gluziński, prawnik, historyk sztuki, trener narciarski zamieszkały w Zakopanem, debiutował w 1958 r., ma za sobą kilka tomików wierszy, w tym tom zatytułowany "Przebieg wydarzeń" nagrodzony przez Pen-Club.

W telewizyjnych wyznaniach poety, w jego wierszach dominowała przede wszystkim chęć dotarcia do prawdy o życiu, jego sensie, szukanie rozwiązań problemów etycznych.

Dlaczego o tym piszę, w końcu reportaż z domu artysty miał jedynie cechy parateatralne? Bo warto to zauważyć jako dobrą próbę odbudowania w telewizji tego, co już dawno umarło - popularyzacji poezji.

To było w końcu tygodnia, zaś jego środek przebiegał w większości pod hasłem "Szanujmy wspomnienia". Wspominał w programie K. Miklaszewskiego i A. Gebera Jerzy Krasowski, człowiek teatru, 30 lat z nim najściślej związany, aktor, reżyser, pisarz, także rektor krakowskiej Szkoły Teatralnej, retrospektywny charakter miało widowisko publicystyczne "Wszystko o Kantorze", zaś my, widzowie, z dużym sentymentem patrzyliśmy na sylwetkę Barbary Krafftównej, przypomnianą 27 ub. miesiąca w ramach bloku przygotowanego na wspomniany już Międzynarodowy Dzień Teatru, na Jana Kobuszewskiego i plejadę jego znakomitych kolegów występujących w "Kobuszewski show", wreszcie na Cz. Wołłejkę, A. Milewską, P. Raksę, J. Kreczmarową w przypomnianym w programie dla szkół, z cyklu "Dzieje dramatu" fragmencie "Pierścienia wielkiej damy" Norwida (24 marca).

LECZ to wszystko świeciło już blaskiem odbitym, nie zrodziło się dzisiaj, nie świadczyło na korzyść tegoczesnej produkcji telewizyjnej. Jest jego chlubną przeszłością. Jaka będzie przyszłość? Nie zapowiada jej na pewno piątkowy spektakl wg "Korupcji" Andrzeja Kuśniewicza, zrealizowany przez Studio Faktu i Sensacji choć o jego znakomitym poziomie wykonawczym nie można zapomnieć. Ale w końcu aktorom tej miary co Chodakowska, Kamas czy Janczar nie sprawiło to większych trudności.

Jest rzeczą jasną, że w teatrze TVP panuje cisza. Jak przed burzą? Burzą zapowiadającą zmiany w kulturze, w środowisku teatralnym. Administracyjne, artystyczne, choć przede wszystkim moralne. Doskonale zdają sobie z tego sprawę ludzie teatru, ich środowisko widzi przyczyny zła, chce je usunąć, tak aby teatr stał się na nowo wspólnotą dziedziczącą i bogacącą narodową tożsamość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji