Artykuły

Na Krymie, w Warszawie

O czym jest "Miłość na Krymie" Sławomira {#au#87}Mrożka?{/#} Sam autor ujął to tak: "chodzi w niej zarówno o miłość jak i o Krym". Za tym tajemniczym i nieskomplikowanym objaśnieniem autora poszły głosy krytyków, że owszem o miłości i wiecznej kobiecości, która może uratować nawet pogrążone w rozpadzie rosyjskie imperium. Ale też o historii i historycznych przemianach, jakie dokonały się w naszym stuleciu na wschodzie Europy. Można by nawet dopatrzeć się w niej swoistej syntezy historii, za którą tęsknią wszystkie spragnione porządku "neurotyczne osobowości naszych czasów". Rzecz jasna "Miłość na Krymie" jest o tym wszystkim naraz, nawet jeśli Mrożkowi nie do końca udało się zakuć Ducha Dziejów w kajdany ironii. Są w niej też ulubione przez Polaków rosyjskie przeklęte problemy, ale nie {#au#199}Dostojewski{/#}, a {#au#194}Czechow{/#} jest patronem sztuki. Całej, a nie tylko pierwszego aktu wyraźnie a la Czechow. Czechow bowiem pierwszy, choć nie wprost postawił pytanie, na które nikt do tej pory nie znalazł sensownej odpowiedzi: "Jak to jest, proszę państwa, że nic się nie dzieje, a wszystko się zdarza?" Mrożek wkłada tę kwestię w usta Czekowa - kupca i zaradnego chama i może w tym właśnie tkwi odpowiedź na pytanie, o czym jest "Miłość na Krymie". Dla mnie jest to rzecz o sentymencie rosyjskim, swoistej ckliwości, z jaką Europa spogląda na swe wschodnie krańce. Dlatego tyle w ostatnim akcie mówi się o wyprzedaży i sprzeniewierzeniu temu, co dla Europy stanowi istotę rosyjskości. Buczenie okrętu wywożącego do Ameryki tych, którzy przetrwali cały wiek zniewolenia i wyjeżdżają dopiero w chwili odzyskania wolności jest ostatnią syreną nostalgii. Oto przejaw tęsknoty za piekłem utraconym, w którym sowieckie demony zakradały się do domów, by wyżerać to co najlepsze, tak jak Lenin, który nie częstowany, pod koniec pierwszego aktu pochłania słoik konfitur. A jednak w tym piekle życie bywało piękne. Nostalgia ma bowiem swój wsteczny porządek. W Rosji sowieckiej tęskni się za Rosją przedrewolucyjną. W Rosji współczesnej za nieznośnym smakiem sowieckiego życia.

Z "Miłości na Krymie" dowiadujemy się, że nie można jednocześnie patrzeć na góry i na morze. Widoki trzeba wybierać: albo na góry, albo na morze. Przedstawienie {#re#14878}Starego Teatru{/#} recenzowane już w "Tygodniku Powszechnym" patrzy na morze. Warszawskie, wyreżyserowane w Teatrze Współczesnym przez Erwina Axera, spogląda na góry. Najbardziej wyraźnym sygnałem odmienności jest scenografia. W Krakowie zgodnie z żądaniem Mrożka, na horyzoncie sceny rozpościera się morze, dość nieszczęśliwie zresztą wymalowane. We Współczesnym, któremu udało się obejść dziesięć Mrożkowych zastrzeżeń, morze jest tam, gdzie siedzą widzowie, a scenę zamyka okno zasłonięte białą firanką. Skutkiem spoglądania w różne strony jest różny czas trwania obu przedstawień. W Krakowie, gdzie wybrzmiały wszystkie pauzy, a rzecz między aktorami zawisła w niedomówieniach, "Miłość na Krymie" trwa ponad godzinę dłużej niż w Warszawie.

Warszawski spektakl ogląda się bardzo dobrze. Można powiedzieć, że się udał. Nie męczy, toczy się wartko, czasem wręcz brawurowo i jest znakomicie wyreżyserowany, przeciwnie niż krakowski, w którym reżyser ograniczył się do poinstruowania aktorów, z której strony mają wchodzić na scenę. A jednak krakowskie spowolnienie owocuje wieloznacznością i tragicznością, która jest przede wszystkim zasługą aktorów. Porównanie Treli i Zapasiewicza - obaj grają Zachedryńskiego - wypada jak przeciwstawienie skupionej pracy i powierzchownej błyskotliwości. Idąc tym tropem można dojść do wniosku, że idealne przedstawienie "Miłości na Krymie" powstałoby wówczas, gdyby udało się połączyć siły teatrów warszawskich i krakowskich. Rolę Siejkina (w wersji krakowskiej niemal nieobecną) trzeba by pozostawić znakomitemu Krzysztofowi Wakulińskiemu, który zamienia melancholijnego i upiornego porucznika w siłę fatalną spektaklu. Czelcową można by obsadzić podwójnie, znakomitą Martą Lipińską i Anną Dymną, a Krzysztofa Kowalewskiego grającego Czelcową wykorzystać w zespole krakowskim. Następnie trzeba by jeszcze oddać reżyserię w Starym Axerowi, a Oldze Sawickiej (gra Swietłownę) i Ewie Gawryluk (Tatiana) zabronić wstępu na scenę, skupiając się na talencie Doroty Segdy i Anny Radwan. W tym szaleństwie jednak z pewnością nie ma metody.

Trudno jednoznacznie ocenić sztukę Mrożka, bez ryzyka można określić ją jako nierówną. Zwłaszcza trzeci akt grzeszy niezbyt subtelną prostotą diagnozy i opisu współczesnej rosyjskiej rzeczywistości. Kiedy zabrakło dystansu czasowego i wiedzy, pozostał obrazek banalny i drażniący prymitywną rodzajowością i niewyszukaną metafizyką. Sukcesem Axera było ukrycie niedostatków tej części sztuki, które w Krakowie dotkliwie się ujawniły, a brak inwencji reżyserskiej Wojtyszki pozbawił trzeci akt jakiegokolwiek sensu. Uboczny skutek warszawskiego przypudrowania mielizn sztuki Mrożka to z kolei poczucie, że choć cały spektakl ogląda się dobrze i z zadowoleniem, to jednak Axerowska piece bien faite jest raczej o niczym.

Na osobną uwagę zasługuje bardzo starannie przygotowany program do przedstawienia. Zebrano w nim cytaty trafnie charakteryzujące trzy etapy nowoczesnej historii Rosji: Carat, Rewolucyjne Sowiety i Upadek Imperium oraz reprodukcje ludowych rosyjskich miniatur. Na jednej z nich podobiznę Lenina otacza wianuszek scen z życia prostych ludzi: sieją, orzą, kują żelazo, walczą, przemawiają, niosą światłość, może kochają i może to wszystko dzieje się na Krymie. Wszystko jest możliwe, bo jak w roku 1857 napisał Henryk Kamieński, Rosja to kraj niepodobny do żadnego innego, w którym "każda rzecz staje się czymś innym niżby gdziekolwiek indziej była". Po Krakowie i Warszawie kolej teraz na premierę "Miłości na Krymie" w Moskwie. Zobaczymy wówczas "tę rzecz inną niżby gdziekolwiek indziej była" i wtedy ujrzymy, czym jest naprawdę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji