Artykuły

Trudno to wystawić

"Na dnie" należy do sztuk, które najtrudniej wystawić. I to wcale nie dlatego, że trzeba mieć znakomity zespół. Na pozór wydaje się, że wszystko zostało już przez Gorkiego, od początku do końca napisane. Kilkanaście świetnych ról, akcja, nastrój, który trzeba tylko "potęgować". Dekoracja prosta. Reżyseria też. Jak aktorzy zagrają, przedstawienie musi się udać.A tu naprawdę zupełnie odwrotnie. Może być znakomity zespół, mogą być nawet obiektywnie dobrze zagrane role, a przedstawienie się nie udaje. Ogląda się je i przez cały czas się czeka. Czeka się aż do finału i nic nie ma. Nie ma tego, co Gorki napisał, nie ma wielkiego teatru, tylko przedstawienie odegrane jak zadanie, jak etiuda aktorska, jak jeszcze jeden spektakl klasycznego dramatu.

W Warszawie w ciągu krótkiego okresu czasu oglądaliśmy dwa przedstawienia "Na dnie" i oba były takie, o jakim tu teraz piszę.

Wiadomo, że w tej sztuce mało ważna jest melodramatyczna akcja. Nie najważniejsze są sceny śmierci, gwałtownych sporów, bójki, wymyślania. Ważne jest to, co się dzieje poza, a raczej pomiędzy akcją, co nie jest melodramatem, ale to, co jest trwaniem, istnieniem tragikomicznych ludzi-klownów, którzy odgrywają przed sobą śmieszny i tragiczny kabaret własnej egzystencji. "Na dnie", tak samo jak sztuki Becketta, dzieje się w sytuacji ostatecznej, a raczej ostatniej. Jego bohaterowie są unieruchomieni, zepchnięci dosłownie na dno, do śmietnika, do nory, gdzie walają się szmaty i butelki po wódce.

Ale zarazem te kukły, które dawno już przestały żyć swoim prawdziwym życiem, te karykatury Barona, Ślusarza, Aktora żyją u Gorkiego - jak ludzie. To znaczy, że są śmieszni i tragiczni, to znaczy, że zachowują dumę i nadzieję. Nie jest jej prorokiem staruszek Łuka, który nie darmo samemu autorowi wydawał się postacią, jeśli nie fałszywą, to dwuznaczną. Nie jest jej jedynym wyrazicielem Satin, mimo że łatwo go kreować na pozytywnego bohatera. Istota dramatu Gorkiego leży chyba w tym, że potrafił on stworzyć taką sytuację, gdzie stwierdzenie: "człowiek to brzmi dumnie", nie brzmi jak banał, ale jak głęboka, nagle objawiona prawda. Po to została ta sztuka napisana i po to powinno się ją grać w teatrze. Inaczej nic z wszelkich wysiłków reżyserskich i aktorskich nie wyjdzie.

Wydaje się, że wszyscy prawie reżyserzy wystawiający "Na dnie" doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w ich pracy najważniejsze będzie nie sprawne pokazanie akcji, ale stworzenie "nastroju". I w tym chyba leży też naj-częstsze nieporozumienie. Wszystkimi siłami i środkami buduje się ów nastrój jak najbardziej ponury i przytłaczający, w szarej dekoracji, na jednym tonie, tak aby z góry było wiadomo, że scena znajduje się na dnie, u samego spodu ludzkiego bytowania. I wychodzi z tego rzeczywiście ponurość, za którą czai się nuda, a monolog Satina brzmi jak deklamacja. Gubi się gdzieś tragiczna śmieszność ludzi opisanych przez Gorkiego, zostaje tylko patos i sztuczność, która tu nie ma sensu.

W przedstawieniu na scenie Ateneum wszyscy prawie, od pierwszych kwestii przybierają bardzo wysoki ton i po kilku minutach brak im głosu, brak środków, brak materiału do gry. Tylko Kowalski gra zupełnie inaczej - żałosnego, obrzydliwego i śmiesznego Barona i prawdziwy sens sztuki jest w jego grze, a nie w tym, co mówi Borowski jako Satin, bo takiemu Satinowi w nic nie można uwierzyć. Wydaje się, że wszyscy od razu, już w pierwszych scenach zagrali wszystko, wszystko wykrzyczeli, a potem już tylko dogrywają resztkami sił.

A przecież obsada jest tu bardzo trafna i jeden tylko Machowski musi walczyć z obcą jego emploi dziwną rolą na pół świętego starca, na pół chytrego roztropka, w dodatku ucharakteryzowany na dobrodusznego Boga Ojca z ry-sunków Effela. Jeden po drugim, dobrzy aktorzy marnują tu role. Kamas gra z takim patosem, siłą i uczuciem Aktora, tak, że cała ta postać staje się zupełnie inna niż u Gorkiego. Nie ma tragicznego kabotyna, jest wielki tragik, który tylko dlatego, że popadł w alkoholizm stoczył się na dno.

Przedstawienie w Ateneum nie jest po prostu słabe. Jest denerwujące. Nie jest słabe, bo niejeden teatr, niejeden zespół mógłby je sobie poczytać za sukces. Nie jest tuzinkowym wydarzeniem spektakl tej sztuki w takim teatrze. Ale jest to jeszcze jedno przedstawienie "Na dnie", w którym do końca bez skutku czeka się na to, żeby zobaczyć prawdziwe znaczenie tragikomedii kabotynów, nieudaczników i złodziei, którym Gorki kazał odegrać apoteozę ludzkiej natury i godności.

Teatr Ateneum w Warszawie. Maksym Gorki:,,Na dnie". Reżyseria: Jan Świderski, Scenografia: L. i J. Skarżyńscy. Premiera w październiku 1972 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji