Artykuły

Traktat o ludzkiej godności

,,Na dnie" Gorkiego ma bogatą tradycję wystawień na scenach polskich. Po wojnie dziesięciokrotnie wystawiano ten dramat i kilka tych inscenizacji trwale zapisało się w dziejach teatrów, jako osiągnięcia reżyserskie i aktorskie. Ciekawy jednak wydaje się fakt, że na dziesięć wystawień powojennych aż sześć przypada na czasy zupełnie niedawne, bo lata sześćdziesiąte i początek siedemdziesiątych. Można więc powiedzieć, że w ostatnim dziesięcioleciu je-steśmy świadkami wzrostu zainteresowania Gorkim i jego czołowym osiągnięciem literackim.

"Na dnie" jest przede wszystkim dramatem postaci. Dom noclegowy Kostylowa skupia galerię ludzi przegranych, wyrzuconych na margines społeczeństwa, z trudem utrzymujących się na powierzchni czysto biologicznej egzystencji. Ze swoich młodzieńczych wędrówek znał Gorki te wspaniałe typy nędzarzy, alkoholików, wykolejeńców - i musiał znać ich dobrze, skoro z taką prawdą oddał w ,,Na dnie" nie tylko ich charaktery, ale nawet typowy sposób bycia i mówienia. Gdzieś po domach noclegowych i różnych spelunkach Rosji pałętali się tacy Baronowie, u których spod nędzarskiej powłoki przebijała nie-kiedy wielkopańskość, tacy Aktorzy, co dawno przez alkohol pozapominali ról, tacy wreszcie wędrowcy, jak Łuka - "święci staruszkowie", co to nie wiadomo skąd przyszli i dokąd idą.

Jeśli się głębiej zastanowić, dojdziemy do wniosku, że u Gorkiego postacie te uczestniczą w wydarzeniach właściwie melodramatycznego typu. Wszystko to, co dotyczy dramatów miłosnych "trójkąta" Waśka - Wasylisa - Natasza, to przecież melodramat: stary mąż, kochanek, którego niewierna żona chce namówić do zbrodni i nieszczęśliwa dziewczyna, która kocha i cierpi. I gdyby nie owa głęboka znajomość ludzi, gdyby nie głęboka miłość do nich, "Na dnie" być może nigdy nie stałoby się tym, czym jest - dramatom ludzkich namiętności, ludzkiego poniżenia i ludzkiej godności.

Bo przecież przy całej znajomości środowiska, przy jego wnikliwym opisie - Gorki nie popada w naturalizm. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że jego dom noclegowy pełny jest monologujących filozofów.

Wielka musi być siła talentu dramaturgicznego Gorkiego, skoro "Na dnie" nie rozpada się na poszczególne wątki, na kwestie i monologi, lecz jest dzie-łem zwartym, pełnym wewnętrznej siły.

Siła tkwi przede wszystkim w typie humanizmu, prezentowanego przez Gorkiego w "Na dnie". Nie jest to ów "humanizm współczujący", który każe pochylać się czule i z troską nad uciśnionymi i głodnymi, aby poklepać ich po ramieniu. Gorki wraz ze swymi bohaterami schodzi "na dno", wraz z nimi znosi ich los, aby ukazać im drogi, prowadzące do odzyskania ludzkiej godności. I jednocześnie pokazuje, gdzie jej szukać: zawsze w człowieku, choćby znajdował się na samym dnie upodlenia. Trzeba tylko podnieść go z tego dna, a tego nie załatwią żadne filozoficzne dywagacje.

"Na dnie" wystawia obecnie Teatr Ateneum, z okazji 50-lecia ZSRR. Niedawno ten sam dramat znajdował się na afiszu Teatru Narodowego, więc porównania nasuwają się same. Jak pamiętamy, przedstawienie w Narodowym (reż. Jan Maciejowski) grzeszyło przerostem inscenizacji, skazującym bohaterów (i aktorów) na czczy werbalizm. W Ateneum inscenizacja jest znacznie oszczędniejsza, wyraźnie nawiązuje do rozwiązania MCHAT-owskiego, na którym oparł swoją inscenizację Leon Schiller. W przedstawieniu Schillera (w Łodzi i w Warszawie) Barona grał Jan Świderski, reżyser spektaklu w Ateneum.

W ujęciu Świderskiego "Na dnie" jest dramatem na wskroś aktorskim, a raczej trudno mówić, że mamy tu do czynienia z jakąś nową interpretacją całości.

W przedstawieniu jest parę niejasności. Szczególnie odnosi się to do postaci Łuki, która naznaczona jest swoistą ambiwalencją: w interpretacji Ignacego Machowskiego Łuka nie jest ani świątobliwym - starcem, ani postacią dwuznaczną (prowokatorem niemal), która zasiewa zamęt w umysłach ludzi i osłabia w nich wolę walki. Jest w tym przedstawieniu także parę błędów obsadowych, takich choćby jak obsadzenie w roli Satina młodego aktora, Tadeusza Borowskiego. Borowski kilkoma świetnymi rolami w pełni zasłużył na taką odpowiedzialność, cóż, kiedy jego wiek zupełnie nie przystaje do charakteru postaci, stąd też wypowiadane przezeń kwestie tracą na wiarygodności. Borowski włożył wiele szlachetnego wysiłku w tę rolę, szczególnie w sławnym monologu w czwartym akcie, lecz były to wysiłki z góry skazane na połowiczne tylko powodzenie.

Z licznej i wyrównanej obsady trzeba koniecznie wymienić Władysława Kowalskiego, przejmującego w roli Barona, precyzyjnie i konsekwentnie poprowadzonej. Romana Wilhelmiego jako Waśkę i Jerzego Kamasa w roli Aktora. Anna Seniuk (Wasylisa) i Joanna Jędryka (Natasza) mają momenty doskonałe, ale na ogół wkładają w swe role zbyt dużo wokalnego dramatyzmu. Zresztą dotyczy to niemal wszystkich wykonawców, i stąd całe przedstawienie sprawia wrażenie nazbyt krzykliwego. A także nieco za długiego. Większa zwartość i skupienie wyszłoby - jak sądzę - na dobre temu interesującemu przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji