Artykuły

Stoją jak pośnięci

Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu: WESELE Stanisława Wyspiańskiego. Reżyseria: Krystyna Meissner, scenografia: Aleksandra Semenowicz, muzyka: Jacek Ostaszewski, choreografia: Jacek Tomasik. Premiera 20 XII 1996.

W toruńskim Weselu nie ma chocholego tańca. Końcowy obraz spektaklu przedstawia weselników, którzy zastygają w miejscu, zapatrzeni gdzieś w dal. Jasiek miota się między gośćmi, ale Chochoł nie gra mu swojej melodii. Słychać tylko świst jesiennego wiatru.

Ten finał "Wesela" jest zaskakujący, choć w inscenizacji Krystyny Meissner nie ma rewolucyjnych pomysłów interpretacyjnych. Aleksandra Semenowicz przedstawiła bronowicką chatę w umownej scenografii. Na proscenium walają się snopki żyta, po przeciwległych bokach ustawiono fotel i zbroję. Scenę budują dwa podesty położone na ukos. Pierwszy jest miejscem dla weselników. Jedyną dekorację stanowi tu stół zastawiony baterią flaszek wódki. Na drugim podeście w głębi widoczne są chochoły. Spomiędzy nich w II akcie wyłaniać się będą widma. Ten surowy obraz sceniczny ożywia tylko gra świateł.

Oczywiście w przedstawieniach "Wesela" liczą się wszystkie szczegóły opracowania sytuacji i dialogów. W toruńskim spektaklu jest kilka ciekawostek. I akt toczy się dynamicznie m.in. dzięki zabiegowi reżyserskiemu, który rozbija szopkowy układ scen. Meissner wprowadza postaci, które w danej scenie u Wyspiańskiego nie występują. Daje to czasami dobry efekt, np. w rozmowie Pana Młodego z Haneczką, gdy pada kwestia: "Wszystko dobre, prócz całusków". Pan Młody prawi siostrzyczce morały, a na kolanach siedzi mu Panna Młoda. Morały zresztą na wiele się nie zdadzą, bo i Haneczka, i Zosia w toruńskim Weselu są wyjątkowo "chętne" do zabawy z parobkami. Panna Młoda również do nieśmiałych nie należy. Krystyna Meissner dość mocno w swojej interpretacji podkreśla rys obyczajowy dramatu Wyspiańskiego. Czasami jednak intencja realistycznego budowania relacji między postaciami przynosi sztuczny efekt. Oto w ważnej rozmowie Pana Młodego z Gospodarzem (tej ze słowami: "myśmy wszystko zapomnieli") uczestniczy Ksiądz. Ale jego zachowanie jest bierne i tylko niepotrzebnie odwraca uwagę. Jest moment w toruńskim przedstawieniu, który może budzić wątpliwości. Drugi akt połączono z trzecim. Gospodarz swoją tyradę: "Wy, a wy - co wy jesteście" wygłasza wyraźnie po pijanemu. Ale gdy za chwilę pojawia się wstawiony Nos i o nim Gospodarz mówi, że "powinien mieć polski łeb", to efekt dramaturgiczny sceny się psuje, a sytuacja robi się absurdalna.

Piszę o rozmaitych szczegółach toruńskiego Wesela, bo one, paradoksalnie, bardziej zapadają w pamięć niż generalna wizja inscenizacji. Tak też jest z rolami aktorskimi. Pracę, którą wykonują aktorzy Teatru im. Horzycy, można określić recenzenckim banałem: poprawna. I to już nie jest mało - jak na przedstawienia Wesela, które grano w ostatnich sezonach na krajowych scenach. Ale to jest za mało jak na dramat Wyspiańskiego. Potwierdza się zasada, że role "chłopskie" są wyraźniej kreślone niż "pańskie". Dotyczy to przede wszystkim Panny Młodej (Monika Jakowczuk), Czepca (Jarosław Felczykowski), a także Jaśka (Sławomir Maciejewski). Drażnić mogą tylko parobkowie udający pijanych. Role inteligentów są nierówne. Mariusz Saniternik gra gościnnie Dziennikarza trochę jak partię solową. Już w pierwszym dialogu z Czepcem wybucha sarkastycznym śmiechem, jakby miał większą świadomość, co też naprawdę dzieje się w bronowickiej chacie. Bronią się Mirosław Guzowski w roli Pana Młodego i Michał Marek Ubysz jako Poeta, ale nie są to olśniewające interpretacje. Niebanalne kobiety na weselu w Bronowicach: Rachel (Kamila Michalska) i Maryna (Jolanta Teska) są niepokojąco do siebie podobne.

Być może udałoby się przejść do porządku nad niedostatkami aktorskimi toruńskiego "Wesela", gdyby spektakl bardziej poruszał emocje. W przedstawieniu Krystyny Meissner nie ma publicystycznego tonu, który nakazywałby odnajdywać w dramacie Wyspiańskiego stan współczesnego ducha narodowego. Pokazuje to akt z widmami, który nie jest szczególną rozprawą ze społecznymi postawami i nastrojami - brzmi on nawet w niektórych partiach retorycznie. Dopiero finał bez chocholego tańca sprawia jednak, że robi się zimno i gorzko. Bo znów trzeba zadać sobie pytanie, czy diagnoza Wyspiańskiego nie jest aktualna?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji