Artykuły

Konrad jako Ptasiek

Najnowszą premierą Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu są "Dziady albo młodzi czarodzieje" w reżyserii Adama Sroki. Spektakl wzbudził mieszane uczucia. Jedni byli wniebowzięci, inni wyraźnie znudzeni. Recenzent "BZ" należał do tych ostatnich.

Dla Adama Sroki i Sławomira Federowicza, odtwórcy postaci Gustawa, nie była to pierwsza wspólna interpretacja dramatu Adama Mickiewicza. W roku 1994 na deskach Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie pokazali przedstawienie według II i IV części "Dziadów". Tym razem poszli tym samym tropem, mocno redukując część III. Idea była prosta - wyeksploatowany wątek patriotyczno-martyrologiczny miał zostać zastąpiony przez apoteozę młodości. To, co w "Dziadach" polskie, miało ustąpić miejsca temu, co uniwersalne. Niestety, realizacja nie sprostała niezłemu w końcu pomysłowi. Tytułowi "młodzi czarodzieje" przypominali raczej młodych histeryków.

Sroka zrezygnował z historycznego sztafażu, ubierając swoich aktorów we współczesne stroje i każąc im recytować tekst Mickiewicza na tle sielskiej muzyczki, jak z ludowego festynu na przedmieściach Paryża. Gdy po zaskakująco statycznej i całkowicie niemagicznej - części obrzędowej, Federowicz i jego opuszczona kochanka grana przez Grażynę Rogowską wpatrują się w siebie z ogniem w oczach, można odnieść wrażenie, że wkraczamy w świat "Parasolek z Cherbourga". Część więzienna to przytłaczająca, wielopiętrowa scenografia Izy Toroniewicz i Wielka Improwizacja zagłuszona przez maszynerię, obsługiwaną przez walczące o duszę Gustawa siły dobra i zła, które na dodatek dmą jak opętane w gwizdki, zamieniając finał monologu w dziką kakofonię. Mickiewicza po prostu nie słychać.

Na spektaklu zemściło się odrzucenie historii. Cierpienie młodych więźniów miało u Mickiewicza konkretne przyczyny, u Sroki przestało być czytelne, a tym samym wiarygodne. Wyeksponowanie młodzieńczego weltschmerzu zamieniło "Dziady" nie w apoteozę sił młodości, ale pochwałę histerycznej egzaltacji. Choć reżyser trafnie zaakcentował sceny pokazujące nieprzystawalność wrażliwości młodych i dorosłych, choćby pamiętną rozmowę Gustawa z duszkami-owadami, młodość objawiła się w jego spektaklu jako chorobliwe przewrażliwienie i skłonność do przerysowanych, kabotyńskich gestów. Wyszło na to, że młodzi bardzo cierpią, ale diabli wiedzą czemu.

W spektaklu dostrzec można było nawiązania do "Ptaśka" Whartona, którą to powieść Sroka wyreżyserował jeszcze jako student. Skojarzenie wydaje się być trafne - na plakacie pilotującym "Dziady" czarnemu krukowi towarzyszy młodzieniec z uskrzydloną ręką. Sroka znany jest z takich myślowych skrótów - niedawno odczytał w Opolu Czechowa przez pryzmat książek Hellera i Keseya. Tym razem ta sympatia do dzieł wyrosłych z ducha kontestacji nie wyszła mu na dobre. Choć "Ptasiek" stał się kultową książką idealistów, w istocie jest sentymentalnym czytadłem przyprawionym łopatologiczną psychoanalizą. Zestawianie wielkiej poezji romantycznej z pretensjonalną, mówiąc delikatnie, opowieścią o młodzieńcu marzącym o lataniu (metafora zaiste głęboka) jest zabiegiem cokolwiek ryzykownym.

Co ciekawe, studencka premiera "Dziadów" została przyjęta owacyjnie. Być może więc jest to spektakl o młodych dla młodych, którego recenzent "DZ", jako człowiek po trzydziestce (w czasach kontestacji mówiono, że takim starym repom ufać nie należy), po prostu nie czuje...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji