Artykuły

Miłość po hindusku

"Paria" w reż Adama Opatowicza w Operze na Zamku w Szczecinie. Recenzja Jacka Marczyńskiego w Rzeczpospolitej.

Mniej więcej raz na dziesięć lat pojawia się na polskich scenach "Paria" Moniuszki i szybko znika. Prawdopodobnie taki sam los spotka jej najnowszą, szczecińską inscenizację.

Specjaliści od lat spierają się o tę operę. Jedni twierdzą, iż talent Moniuszki wyczerpał się przy "Halce" i "Strasznym dworze", inni wręcz przeciwnie - uważają, że "Paria" dowodzi, iż ciągle się rozwijał. Publiczność nie ma szans wyrobić sobie w tym względzie zdania, bo dziełem nie interesują się ani dyrektorzy teatrów, ani reżyserzy.

Moniuszko został skazany na rolę piewcy narodowej tradycji, a ten wizerunek psuje "Paria", w której kompozytor wybrał się do Indii. Temat, jaki zafascynował go w popularnym w XIX w. melodramacie Delavigne'a, był mu bliski. "Paria" - podobnie jak "Halka" - opowiada o miłości między bohaterami należącymi do różnych klas i kast. Społeczne podziały okazują się silniejsze od uczuć i prowadzą do tragicznego finału.

Wątek to chętnie eksploatowany przez XIX-wieczną operę, również egzotyczna sceneria pociągała niejednego ówczesnego kompozytora. Moniuszko nie ozdobił jednak muzyki hinduskimi motywami, bo byłoby to zadanie ponad jego siły. Pozostał wierny sobie, pobrzmiewają więc tu swojskie echa z "Halki" i proste pieśni o ludowych korzeniach. Przede wszystkim zaś Moniuszko próbował wyzwolić się z gorsetu operowej konwencji, kusiło go napisanie prawdziwego dramatu muzycznego.

Jest zatem "Paria" walką nowego ze starym, wygraną przez Moniuszkę połowicznie. Czasem wyraźnie brakuje mu pomysłów na dramaturgiczne wykorzystanie orkiestry lub nie umie zrezygnować z popisowego duetu. Jest jednak w jego muzyce wiele momentów i rozwiązań naprawdę interesujących. Czesi, Niemcy i Rosjanie, mając takie dzieło swego kompozytora, z pewnością nie pozwoliliby mu zniknąć ze sceny. U nas poprzednia premiera "Parii" odbyła się przed 13 laty w Łodzi, teraz zaś odważyła się sięgnąć po nią szczecińska Opera na Zamku.

Spektakl Adama Opatowicza ma jedną zaletę: pozbawia utwór hinduskiego kostiumu, który na scenie zamienia się w kicz. Inscenizacja rozegrana w ponadczasowych uniformach i właściwie bez dekoracji ma dzięki temu walor uniwersalny. Staje się opowieścią o nietolerancji, także religijnej, o konflikcie społecznym, ale i kulturowym. Dzieło Moniuszki nabiera więc cech zadziwiająco aktualnych dla dzisiejszego widza. Gdyby jeszcze reżyser potrafił bardziej ożywić bohaterów i relacje między nimi, okazałoby się, iż z "Parii" naprawdę da się stworzyć sceniczny dramat.

W przeciwieństwie do reżysera dyrygent Warcisław Kunc wydobył wiele niuansów z moniuszkowskiej partytury. Z solistów najciekawiej prezentuje się Barbara Żarnowiecka, ze swobodą radząca sobie z niełatwą partią głównej bohaterki Neali. Wokalnie dobrzy są też Leszek Skrla (Dżares) i Janusz Lewandowski (Akebar), manierycznie śpiewa natomiast Edward Kulczyk (Idamor).

Mimo wszystko nie wiadomo, jaki będzie los przedstawienia. Ta premiera zamyka bowiem kadencję Warcisława Kunca, który przez ponad 12 lat z powodzeniem kierował Operą na Zamku, choć często musiał zmagać się z lokalnymi władzami, bo szczeciński teatr niezmiennie ma najmniejszą dotację ze wszystkich oper w Polsce. Doświadczenie zaś uczy, że gdy z teatru odchodzi u nas dyrektor, znikają także przygotowane przez niego spektakle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji