Kraków. Szydłowski urządził Jarmark Mogilski
Zrobić jarmark - żadna sztuka. Ale jeśli chcemy, żeby był on oryginalny, ciekawy, inspirujący, a na dodatek pozbawiony tandety, to okazuje się, że nie jest to wcale takie łatwe. A Łaźni Nowej się udało!
Jarmark Mogilski swoje przeszedł. Początkowo miał być cysterskim, ale ojczulkowie z Mogiły przestraszyli się skojarzeń z socrealizmem. W sobotę i niedzielę okazało się, że niesłusznie, bo jedynym - a i to tylko z nazwy - elementem programu, który mógł te skojarzenia przywoływać, było rozstrzygnięcie plebiscytu "Gazety" na Przodownika Nowej Huty. Bo sam jarmark był generalnie prasłowiańsko-ekologiczno-artystyczny.
I połączenie to naprawdę wypadło nieźle. Prasłowiańscy byli np. opowiadający o swym życiu woje i rzemieślnicy czy pokazy mody, artystyczne - spektakle Łaźni Nowej, występy Karpat Magicznych (zagrali m.in. do nowohuckiego filmu Jerzego Ridana) i grupy Psio Crew, a także zespołów cygańskich. I jeszcze rozmaite warsztaty, pokazy, kiermasz produktów regionalnych, a nawet żywe zwierzęta (szczególna atrakcja dla dzieci). Za to żadnych dmuchanych zjeżdżalni czy innego kiczu.
Uroku całości dodawała świetna wystawa fotograficzna. Na wielkoformatowych planszach pokazano nałożone na siebie zdjęcia nowohuckiej architektury i ludzi mieszkających na tych terenach przed 1949 rokiem. A wszystko w konwencji monidła - barwne, ciut przerysowane. Zachwycony był tym m.in. Adam Gryczyński, twórca wystaw przypominających Nową Hutę przed Nowa Hutą. - To był świetny pomysł. Niesamowite, jak te dwa światy się tu przenikają - mówił i fotografował.
Bartosz Szydłowski, szef organizującego jarmark (który jest jednym z głównych punktów obchodów 60-lecia Nowej Huty) teatru Łaźnia Nowa, obiecuje, że będzie tę wystawę chciał pokazać jeszcze w innych miejscach. Jeśli tak się stanie, wybierzcie się koniecznie. Warto też chyba pomyśleć o innej powtórce: miło byłoby, gdyby Jarmark Mogilski wpisano na stałe do kalendarza nowohuckich wydarzeń! To mogłaby być naprawdę fajna pamiątka po jubileuszu.
