"Balladyna" bez klucza
Cztery są w Wielkopolsce teatry dramatyczne, a trzy spośród nich umyśliły sobie wprowadzić w tym sezonie "Balladynę" Słowackiego. Sezon na "Balladyny" zaczął w niedzielę poznański Teatr Polski, po nim wystawią ją jeszcze teatry w Kaliszu i Gnieźnie.
Dlaczego ten właśnie dramat tak bardzo nęci i kusi reżyserów, scenografów oraz aktorów nietrudno chyba domyślić się. On to właśnie po tak głośnych realizacjach Adama Hanuszkiewicza w Warszawie i Częstochowie oraz Janusza Wiśniewskiego w Poznaniu w Teatrze Nowym stał się przedmiotem tych największych szaleństw wizualnych i eksperymentów. Każdy teraz też chciałby wzbudzić takie spory i kontrowersje.
Przedstawienie w Polskim zaczyna się całkiem obiecująco. Coś nowego zdaje się zapowiadać i otwierająca spektakl przy spuszczonej jeszcze kurtynie wokaliza, i ekstrawagancka nieco, ale efektowna scenografia debiutującego nią w teatrze aranżatora wielkich plenerowych widowisk Jarosława Maszewskiego. Ale już gdzieś tak po kwadransie na scenie zaczyna robić się jakoś tak dziwnie. Reżyser mnoży jakieś znaki i aluzje, ale ich potem nie rozwija. Starca-pustelnika gra młody aktor bez charakteryzacji. Poczekajmy, dowiemy się dlaczego? A nie dowiemy się. Matka jest ciepłą, ale dziwnie ubraną w schemat staruszką, Grabiec postacią bardziej tragiczną niż komediową. Dlaczego jednak? Tego się z przedstawienia nie dowiemy.
Reżyserka miała pomysł na pierwszą scenę i na finał. Każdy gra w tym przedstawieniu swoje. Na plan pierwszy wysuwa się precyzyjnie podawane słowo, ale nie współgra ono z obrazem. A reżyser nie próbuje nawet przełożyć je na język scen i obrazów. Wydaje się że przedstawienie miało być zrobione wedle jakiegoś klucza. W czasie prób on jednak zaginął i próżno chyba by go w tym przedstawieniu szukać. Na pewno jednak nie jest to sprawa zespołu. W "Dekameronie" i Cervantesie pod bokiem wytrawnego reżysera ci sami aktorzy świetnie sobie radzili. "Balladyna" potrzebowała po prostu bardziej dojrzałego reżysera-pedagoga niż mająca na swym koncie kilka małoobsadowych sztuk Dorota Latour. Jaka więc jest ta "Balladyna"? Otóż powiedziałbym ani awangardowa, ani tradycyjna. Jakaś taka dziwna.