Człowiek, który nie znika
Bardzo łatwo przerobić "Sztukę" na "tok szok" ze sztuki szydzący. Lupa nie szydzi, nie szokuje, nie tokuje. Lupa sztukę ocala.
Na scenie trzech zwyczajnych, dorosłych mężczyzn: lekarz dermatolog, pracownik branży papierniczej i inżynier. Mówią o sobie: przyjaciele. Spotykają się regularnie od piętnastu lat, żeby ze sobą pobyć: pójść do kina. knajpy, pogadać. Przyjaźń zostanie wystawiona na próbę, kiedy Serge kupi nowoczesny obraz. Fizycznie to płótno pomalowane na biało. Rynkowo to płótno, które kosztuje 200 tys. franków. A dalej... Dalej wchodzimy już w sferę symboli, metafor, traktatów filozoficznych. I doświadczamy tej sfery, a nie tylko o niej gadamy. Chociaż na scenie się głównie gada.
- Ten obraz to gówno - mówi Marc.
- Tak... No, tak... - mówi Yvan. - On wcale nie jest biały - mówi Serge.
- Tak... No, tak - mówi Yvan.
Wydaje się, że konflikt jest błahy, że łatwo go i nazwać, i rozstrzygnąć. Komuś coś się podoba, komu innemu nie. Pozostałym jest przeważnie wszystko jedno. I już. Można by to zamknąć konkluzją: o gustach się nie dyskutuje. Ale za gustami kryją się systemy wartości, style bycia i życia, postawy wobec świata. Przez piętnaście lat udawało się całej trójce nie dotykać drażliwych tematów. Akceptowali się, pozostając na powierzchni. Uwierzyli w podobieństwa, przemilczając różnice. Przyjmowali się takimi, jakimi byli na zewnątrz. I w efekcie stawali się takimi, jakimi ich przyjmowano, postrzegano.
- Twoja kobieta jest toporna - mówi do Marca Serge. - On nie ma poczucia humoru - mówi o Marcu Yvan. - Jesteś hybrydą bez jaj - mówią o Yvanie Serge i Marc. Zaczęło się od obrazu.
Trzaskanie drzwiami. Bójka. Awantura. Wrogie milczenie. Nie ma wspólnego systemu, do którego można się odnieść, nie ma wspólnych kryteriów, którymi można się posłużyć. Serge wierzy w skondensowaną mądrość Seneki. Yvan w psychoanalizę. Marc w homeopatic. To ich drogowskazy. Padają więc argumenty najcięższego kalibru. Konserwatyzm jako wada. Wiara w postęp jako wada. Tolerancja jako wada.
Kiedy sytuacja zdaje się dochodzić do zenitu. Serge daje Markowi flamaster i mówi: rysuj. Na białym płótnie pojawia się narciarz. Wyciemnienie.
Widownia - złakniona jakiegoś rozstrzygnięcia - klaszcze. Byłoby przyjemnie, byłby happy end. Białe płótno przestaje wreszcie drażnić, prowokować, niepokoić, zmuszać do myślenia, do określenia się.
Ale to nie koniec. W następnej scenie dwaj przyjaciele zmywają rysunek. Yvan siedzi z boku. Każdy z nich wygłasza swój wewnętrzny komentarz. Yvan nieustannie płacze. Serge martwi się, że skłamał: wiedział przecież, że flamastry są zmywalne, ale się nie przyznał. - Nie mogłem mu tego zrobić na początku okresu próbnego naszej przyjaźni, ale z drugiej strony: zaczynać od kłamstwa.... - dywaguje.
A Marc stoi obok obrazu i opowiada o przyjacielu, który kupi! obraz: płótno o wymiarach 160 na 120 cm. Opowiada o białych chmurach, z których pada śnieg. Ten śnieg pada na narciarza. I ten narciarz coraz bardziej znika. Obraz przedstawia człowieka, który znika.
Robi się bardzo cicho, bardzo smutno. I widzowie czują się tak. jakby znikali. Na scenie jasno oświetlone białe płótno. Nadal drażni, prowokuje, niepokoi, zmusza do myślenia, do określenia się. Dzięki "Sztuce" stało się sztuką, częścią sztuki.
W tekście - mimo ogromnego wyrafinowania - wiele jest dosadności. W tekście pada wiele słów-kluczy. Mówi się o dekonstrukcjonizmie, supernowoczesności, dzieciach swojej epoki. Ale Lupa nie tekstem działa w tym spektaklu najbardziej. Jego plan jest finezyjny, delikatny, niemal niedostrzegalny.
Oto na żółto-burych ścianach grają cienie zwyczajnych sprzętów.To szare, to różowe. Oto oko dostrzega kilka detali: jaskrawozielony niewielki prostopadłościan po lewej stronie sceny czy sterczące z podłogi i sufitu ucięte rurki kanalizacyjne - również w jaskrawych barwach. Intensywna przeciwwaga dla bieli. Oto ściana pokoju ucieka nagle do góry i ukazuje się kolejne mieszkanie, a potem jeszcze jedno. Jakbyśmy zdzierali warstwy historii, Za nowoczesnością mieszkania Serge jest modernistyczny bałagan mieszkania Yvana, a dalej schludny mieszczański ład Marca. Ale wszyscy trafiają do tego miejsca, które jest tu i teraz. Do tego miejsca, w którym się jest tu i teraz. W którym trzeba dojrzeć, zrozumieć, poznać, dotknąć, uwierzyć. Zęby nie zniknąć.
Lupa nie znika. I nie znikają jego aktorzy: bo budują postacie finezyjnie delikatną kreską, gestem pozbawionym aktorskich grepsów, W tym teatrze jest wyraźna rampa. Na krawędzi sceny stoją dwa metalowe słupki: takie, jakie w muzeum oddzielają dzieło sztuki od zwiedzających. Lupa nie wykonuje żadnego gwałtownego kroku, żeby rampę przekroczyć, choć nie wiesza na słupkach sznurka. I - nie wiedzieć kiedy - dokonuje się proces przenikania sceny i widowni. I - nie wiedzieć kiedy - widownia staje się częścią tego przedstawienia. Jestem w teatrze - myśli widz. Kupiłem bilet za niemałe pieniądze. Klaszczę. Ale też widzę, myślę, czuję. Nie znikam.
"Sztuka" Yasminy Rezy w przekładzie Barbary Grzegorzewskiej. Reżyseria i scenografia: Krystian Lupa, grają: Zbigniew Kosowski (Marc), Andrzej Hudziak (Serge) i Piotr Skiba (Yvan). Prapremiera polska w krakowskim Starym Teatrze 16 listopada 1997 r. Gościnnie w Teatrze Polskim w Poznaniu: 25 i 26 kwietnia !99S r. na zaproszenia Agencji Artystycznej ADA. Recenzja ze spektaklu granego 26 kwietnia o godz. 20.