Artykuły

Szkolne śpiewogranie

Przy pierwszych dźwiękach instrumentalnego wstępu podnosi się kurtyna, a światło wyławia wielki płat materiału z tytułową stroną partytury opery Schuberta. Podobne płachty, zapisane nutami krótkiej uwertury, tworzą ściany pałacu hrabiego

Inscenizacja "Spiskowców" ("Die Verschworenen") Franza Schuberta mogła być interesującym debiutem kilku młodych śpiewaków i próbą zmierzenia się z XIX-wiecznym gatunkiem opery komicznej, napisanej w formie singspielu (partie śpiewane przeplatane mówionymi). Stała się jedynie pustą starą ramotką, szkolnym teatrzykiem bez treści, formy, aktorstwa. Nieobchodzącą przede wszystkim młodych śpiewaków-aktorów, którzy poubierani w stroje z epoki napoleońskiej (reżyser przeniósł akcję ze średniowiecza w lata wojen napoleońskich, by - jak czytamy w programie - uzyskać "większą spójność stylistyczną: muzyka i realia epoki są zgodne"), nie bardzo wiedzą, jak się w tym wszystkim odnaleźć.

W mówionych scenach dialogowych prezentują teatr szkolny w słabym wydaniu (podniesione głosy, niby mocne i wyraźne, lecz pozbawione emocji i jakiejkolwiek scenicznej prawdy). Grają brwiami, jakby jedyną ich lekturą była "Mimika" Bogusławskiego. Na koniec tańczą walca, przy czym niektórzy z nich poprzestają na popularnym "dwa na jeden" (walc, o ile się nie mylę, jest na trzy, ale przecież oglądamy operę komiczną...). Krótkotrwałe zadowolenie sprawiają jedynie śpiewane sceny zbiorowe, w których chóry brzmią soczyście i pełnie, są czyste i mocne. W partiach solowych na uwagę zasługują jedynie chwilami Beata Czajka (Isella) oraz Włodzimierz Pankiv (Hrabia).

Wszystko można tłumaczyć młodym wiekiem i niedoświadczeniem śpiewaków (to dopiero szkoła, dopiero dyplom...), aktorskie braki tym, że przede wszystkim mają śpiewać (tylko dlaczego wybrano singspiel?), inscenizacyjną pustkę tym, że przecież chodzi głównie o to, żeby studenci zaprezentowali swoje umiejętności (reżyserował dziekan wydziału wokalno-aktorskiego). Swoje dołożył także sam materiał muzyczny, który mimo kilku zapadających w ucho fragmentów grzęźnie w pozbawionej dramatycznego jądra mieliźnie. Tylko dlaczego spektakl szkolny ma być synonimem zatrzymanego w pół drogi, niedokończonego, niewygranego?...

Dlaczego nie pójść na całość i warsztatu wydziału wokal no-aktorskiego nie połączyć z warsztatem studentów kompozycji (małe formy operowe) oraz studentów reżyserii krakowskiej PWST? A w przestrzeń opery, jakby stojącej w miejscu i zamierającej, wpuścić trochę ożywczego powietrza?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji